Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Ciężkie powroty XVI

29 777  
4   7  
Kliknij i zobacz więcej!Czy to Mielno, czy Bruksela. Czy to działka, czy akademik. Czy to tanie wino, czy przednia wódka - zawsze impreza dobiega końca i potem trzeba wrócić. No i wtedy już zaczynają się ogromne schody.

Jeśli jednak nie chcesz niczego gubić mamy najlepszą z możliwych rad! Nie pij!

POSZEDŁ...

Dwa lata temu, wyjechaliśmy w trzech nad morze. Mielno, miasto młodzieży. Imprezy, picie, kobiety. Ale do rzeczy. Druga noc pobytu, pijemy już drugą flaszkę we trzech i przy tym poznaliśmy chłopaków ze Świdnicy. No to jak tu nie zaprosić sąsiadów z namiotów obok na wódeczkę. Obróciliśmy kolejną flaszkę, po czym się wódka skończyła i jeden z co dopiero zaprzyjaźnionych sąsiadów rzekł:
- Idę po wódkę!
Czekali my czekali. Poszliśmy na imprezę z kumplami, pobawili my się, i poszli spać (kolesia z wódką ani widu ani słychu).
Poranek - 8 rano.
Wychodzę z namiotu, a tam siedzi sąsiad który nam się z wódeczką zagubił, siedzi w kąpielówkach i trampkach, podpierając głowę ręką...
- Co tam Ufol? - zapytałem.
- Stary... Wylądowałem na izbie w Koszalinie.
- Dlaczego? Co się stało?
- W sumie nie pamiętam, ale z tego co mi gliniarze opowiadali, to poza tym że piłem wódę z dresami, skakałem za free nawalony jak szmata na bungee i pływałem w jeziorze, gdzie w końcu mnie policja z karetką odebrała i przewiozła na izbę pozbawiając pieniędzy na wódkę, którą miałem kupić, to w sumie nic.
Od tamtej pory nigdy go po wódkę nie wysyłaliśmy.

by Electr0

* * * * *

DUMA

Była sobie sobota, ten dzień nic ciekawego nie zapowiadał. Nagle kumpel pisze sms-a że na bibę zaprasza, to ja w pierwszy lepszy PKS i w drogę (zaznaczam że mieszkam 30 km od Warszawy, a impreza była na Tarchominie). Dojechałem popiliśmy trochę, zmogło nawet mnie zbyt bardzo. Uznałem że to odpowiedni moment na powrót. Patrzę na zegarek, godzina 22. Mać, ostatni PKS jedzie 22:10 a z Tarchomina nie dojadę w 10 minut. No ale w takim stanie się nie przejmowałem i kumpel postawił mi następnego. No dobra wypiłem szybko i pojechałem autobusem na dawny PKS Marymont. Tropiąc węża doczłapałem na przystanek i usiadłem, po chwili wstałem chcąc sprawdzić czy jedzie jakiś autobus. Wyszło na to że klękałem oparty głową o tablice z rozkładem przez jakieś pięć minut. Po krótkiej weryfikacji stwierdziłem "k..a" i wiedziałem że jeszcze czeka mnie długa droga, bo następny autobus o około godziny 5 - 6 rano.
Więc na na Młociny jak najdalej się da i w drogę. 30 kilometrów! Ale to nie koniec, idę sobie tak przez Łomianki i zaliczam całodobowy, facio dziwnie się patrzy, ale mi sprzedał kolejne dwa Lechy. I tak jakoś zeszło. Ale wiem że obudziłem się w swoim łóżku z czego byłem bardzo dumny.

by RUSHKILLER

* * * * *

POBUDKA

Ja kiedyś wróciłem do domu po ciężkim balu, oczywiście nie mam pojęcia jak, ale najlepsze zobaczyłem rano:

Śpię w pełnym ubraniu w swoim łóżku (kurtka zimowa, spodnie i te sprawy), buty leżą grzecznie obok lóżka, jednak sznurówki maja zawiązane normalnie na kokardki, jedynie przecięte zgrabnie jakimś ostrym narzędziem.

by Tombruce

* * * * *

TURBO COLA

Rzecz działa się w jednym z akademików na słynnej PeeReLskiej Lubelszczyźnie. Zawiadomił Nas kolega, że przyjeżdża w odwiedziny. My bardzo ucieszeni (Ja, Diabeł, Z i Wirus) postanowiliśmy zrobić zapasy TURBO COLI (tania cola + tanie wino PATYK, receptury za chwile). Wiadomo, że studencki budżet jest cienki, więc co by nie płacić kaucje za butelki zebraliśmy po pokojach puste bańki 5l po wodzie mineralnej. Ale jak to można na sucho opuścić akademik. No to troszkę już się zaprawiliśmy. Obliczyliśmy, że banka na łeb wystarczy. Pięć baniek w rękach i idziemy do pobliskiego marketu. Poprosiłem o 5 butelek taniej coli, 18 win na miejscu i margarynę (kanapki też się przydadzą). Panie ekspedientki ryknęły i mówią, że dobry żart, ale jak im pokazałem puste bańki, to zdziwienie było ogromne. Jedna cola do banki i dopełnić winem (mniam). Wyobrazicie sobie, jak pięć osób wlewa tanie wina do baniek po wodzie, wirującym lekko pijanym ruchem, na środku marketu. Nagle do tego sklepiku wchodzi kierownik naszych akademików. Zatkało go na dzień dobry (godz. 7.30 rano) a Z (Z bo w trakcie upojenia zostawiał wszędzie znaki Z jak Zorro) doniosłym głosem poinformował panie: "Patrzcie to nasz klawisz!" Kierownik nie chciał się przyznać, że mieszkają Tacy w jego budynku i udał, że nas nie widzi. Po zakończeniu tankowania ruszyliśmy rozpocząć popijawę. Wnosząc zapasy przyjazny portier tylko pokiwał głową, bo wiedział, że pod nr 13 dziwne rzeczy się będą działy. Prawdziwi dżentelmeni nie piją przed południem więc kanareczki i godzina 12.05 zaczynamy. Do 17 baniaki opustoszały, a my sięledwo trzymamy, ale kolega Wirus rzucił hasło: "Idziemy w miasto na browarka". A jak. Nikt nie pamięta jak wyszliśmy tym bardziej jak wróciliśmy, tylko każdy z nas obudził się w innym pokoju u boku płci pięknej (a wina nie było brak). Po paru dniach wchodząc portier (miał gospodarstwo rolne) mnie zawołał i zaczyna opowiadać z paroma brzydkimi słowami. "Więcej was k...a nie wpuszczę. Wprowadzacie 8 dup, jakiś żuli pedałów i mówicie, że rodzina was odwiedziła i niech przenocują. Zj...ał mnie kierownik jak burą ......... itd". Aż mi głupio było. Okazało się, że jeszcze raz uzupełniliśmy bańki i rozdawaliśmy w plastikowych kubeczkach wszystkim kogo napotkaliśmy mówiąc AMEN. I na koniec dodał, że jego krowa tyle litrów by nie wypiła. Nie piliśmy nic przez 4 tyg. A wszyscy z akademika mówili nam zamiast cześć - amen bo ponoć tak kazaliśmy.

by Kicek74

* * * * *

CIERPLIWA DZIEWCZYNA

Zaprosił mnie kumpel dawno niewidziany, na odnawianie znajomości. Plan był taki, że chwilkę z nim pogadam, a potem do mojej lubej pojadę. Jako, że kumpel się odchudza, to trunków niskoprocentowych nie pija. Wypiliśmy 0.7 rozpamiętując dawne czasy, potem wpadł jeszcze jeden znajomy i przyniósł połóweczkę, ale biedak na antybiotykach, więc napić się z nami nie mógł. Około drugiej w nocy zacząłem marudzić, że na nocny muszę. Siedzieliśmy w bloku nad pawilonem mebli Emilia, więc do peronu nocnych na centralnym może 200 metrów. A kumpel jak raz zaczął mi tłumaczyć, że przecież mogę zostać itd itd. Nic to, twardy byłem w rozsznurowanych butach pognałem szerokimi zakosami w kierunku peronu, ale jakoś tak wyszło że nocne właśnie się rozjeżdżały. Odruchem bezwarunkowym zagrodziłem drogę pierwszemu znanemu numerowi i wdarłem się do środka. Po jakichś trzech przystankach przyszła refleksja: Kuria, ten jedzie do mnie, a miałem jechać do dziewczyny przecież. Sięgam do telefonu, dostrzegam te 7 nieodebranych i oddzwaniam do lubej, by nie zwracając uwagi na fontannę pytań gdzie jestem i że miałem być 10 - 11 oznajmiam, że nie w ten bus wsiadłem i czy mam do niej wracać. Dowiedziałem się ze natychmiast. Więc na najbliższym przystanku wysiadłem i tymi samymi szerokimi zakosami pomaszerowałem z powrotem na Centralny. Warszawa nocą bardzo jest piękna, szczególnie jak się wlezie w jaki zaułek ślepy, czy błądzi po dzielnicy znanej prawie od dziecka. Na centralny dotarłem akurat, żeby zobaczyć rozjeżdżające się nocne. Następne, co pamiętam, to ktoś mnie budzi szarpaniem za ramie, że już pętla na Kabatach. Wróciłem te parę przystanków na Imielin tym razem autobusem. U mojej księżniczki byłem koło chyba 4. Rano w kieszeni kurki znalazłem rozsmarowanego kebaba, bliżej niewiadomego pochodzenia, ale całkiem jadalnego.

by Irrelevant

* * * * *

NA KUMPLI NIE LICZ

Sposób spędzania Sylwestra przed dwoma laty można nazwać clubbingiem. Chociaż to za duże słowo! Odwiedziliśmy trzy wiejskie świetlice, w których odbywały się sylwestrowe szaleństwa. W pierwszej - tradycyjna popijawa. Konkurs - kto wypije więcej i nie odda czci Neptunowi!? Dobrze, że druga sala była całkiem niedaleko, to przemieściliśmy się na własnych kończynach. Ale i w drugiej sali nie było zbyt ciekawie. Okazało się, że moi znajomi ze szkoły imprezują w wiosce oddalonej od naszego miejsca pobytu o 7 km. Pomysł: Tam podążamy. Tylko jak? W drugiej sali znalazł się gościu, co miał samochód. Ładnie poprosiliśmy go (za pomocą flaszki wódki), żeby podrzucił nas na trzecie miejsce zabawy. Chętnie się zgodził. Był tylko haczyk. Zatrzymał się na początku wioski, a impreza była 3km od tego miejsca. Nie straszny był nam mróz, śnieg, a nawet buty na szpilce mojej ówczesnej kobiety. Śmiało asfaltową drogą, zapijając żale wódką, a wódkę szampanem zaczęliśmy zmierzać w stronę przestronnej klimatyzowanej sali wiejskiej świetlicy. Wyjechaliśmy z poprzedniego miejsca zabawy o 21.30, do świetlicy trzeciej dotarliśmy o 23.55. Potem fajerwerki, przytulanie się do siebie, takie pierdoły, no i powoli trzeba się zbierać do domu. Pół godziny później, pamiętam, ruszyliśmy w drogę powrotną. Dziewczyna na moich ramionach, moi kumple podtrzymywani przez siebie. Wódka w ręce, co by się rozgrzać. Pamiętam tyle, że odprowadziłem, a w zasadzie odniosłem dziewczynę do domu - od miejsca imprezy - 15km, wróciłem do domu - od domu dziewczyny - 8 km. Kac megagigancior, radosny wyraz twarzy moich rodziców (Bo kumple przecież wrócili od razu do domu, zachowując resztki trzeźwości i nie zgadzając się pomóc mi w odprowadzeniu kobiety) i uśmiech na twarzy kumpli trzymających przemyconą jeszcze jedną flaszkę wódki pozwoliły zapomnieć o trudach poprzedniej nocy.

by Skippi_1 @

* * * * *

NA DZIAŁCE

Parę lat temu koleżanka urządzała osiemnastkę na działce, na kompletnym zadupiu pewnego miasta. Kiedy już wszyscy się zebrali - zaczęło się picie, jedzenie i ogólnie balowanie. Działo się bardzo wiele, a z takich najlepszych działań młodych ludzi opowiem tylko kilka zdarzeń. Jedna koleżanka poszła w krzaki z pewnym kolesiem (szczegół, że dopiero się poznali) no i stamtąd wydobywały się rożne odgłosy więc wiadomo co robili. Nad ranem koleżanka rozpaczała, że ma wyrwany rozporek w spodniach i cale ubranie (spodnie i bluza - jasny jeans) miała po prostu zielone (ciuchy były pożyczone). Przyszedł również sąsiad z działki i zapytał czyje czerwone stringi wiszą u niego na plocie. Ja miałam tylko taki motyw, że wracając ze spaceru lekko się zachwiałam i poślizgnęłam wpadając jedna noga do rowu (padała mżawka więc było błoto). Jak już doszłam do domku działkowego to chciałam coś z tym zrobić, ale tam nie było bieżącej wody (spodnie musiałam wyprać, żeby wrócić jakoś do domu). Koleżanka wzięła moje spodnie i gdzieś mi je trochę wyprała (znalazła gdzieś wodę - może w oczku wodnym na podwórku) i suszyła mi je pokornie stojąc nad grillem. Śmierdziały trochę dymem, ale były czystsze niż wcześniej. A następnego dnia, wszyscy obudzili się strasznie skacowani - kto chciał - pil dalej. Ale ja na następny dzień alkoholu nie tykam. Nie było już nic oprócz piwa. Więc poszłam z kumplem do sąsiada i znaleźliśmy coś do jedzenia - a konkretnie truskawki - były trochę w błocie po nocnym deszczu, ale nam to nie przeszkadzało - zjedliśmy i takie. A idąc juz na przystanek tak mnie suszyło, że zaczęłam pić wodę z hydrantu. Kiedy wracałam do domu ludzie dziwnie na mnie patrzyli.

W BRUKSELI

W ostatnie wakacje byłam w Belgii. Pewnego razu zrobiliśmy małe turnee po wielu dyskotekach i innych lokalach Brukseli. Wypiło się dużo rożnych trunków. Po powrocie około 5 wybierałam się już spać, kiedy to usłyszałam krzyk pod oknem "Złaź stamtąd!" Wyjrzałam przez okno - patrzę - a to kumpel się drze. Rozglądam się i widzę, że drugi kumpel siedzi na dachu czteropiętrowej kamienicy i krzyczy, że go murzyni ścigają. Dodam, że dach tej kamienicy był bardzo stromy. Nie wiem jak on tam wszedł ale siedział kilka godzin, a jak nad ranem wrócił do domu to miał rozcięta nogę i spodnie calutkie w sadzy. Zakrwawiony i obtoczony w węglu położył się do łóżka do bielusieńkiej pościeli.

by Basienka1987 @

* * * * *

PROJEKT

To miał być grzeczny wieczór. Idziemy robić projekcik z geologii do akademika. Ja i kolega (góral, bardzo równy gość) poszliśmy do celu - pokój kolegi.
Wchodzimy, a nasze projekciki zmierzają ku końcowi. No to pięknie. Kolega wyjął co miał - przepalanka jego babci - do tej pory pamiętam jaka była dobra, a zimna wchodziła jak sok.
Ale szybko się skończyła. To ja wyjąłem co miałem. WTK Soplica 0.7 ,sok malinowy, sos tabasco. No i polewam. Fajnie było. To też się rozeszło. W pokoju 2-osobowym muza na maks,11 osób, jedni stoją , drudzy siedzą , inni siedzą na piętrowym łózku. No po prostu trzeba było zobaczyć, żeby docenić klimat.
Ja już mocno zmęczony poszedłem rzygnąć do kibla. W/w Koledze w międzyczasie postawili 3 irokezy w szpic. Jeden pionowo, dwa na boki. W międzyczasie przyszła koleżanka, która miała jakiś bimber, rozrabiany sprajtem. Mocno zmrożony. Smakował jak paliwo rakietowe i taki miałem na drugi dzień wyziew, mimo usilnych mych starań odświeżenia zapachu, w gardle jak przepaść. Wypiliśmy ten bimberek, ja przy okazji opędzlowałem koleżance 2 słoiki ogórków kiszonych, które przywiozła sobie z domu. No i późno się zrobiło, północ miała wybić, trza wracać i odespać bo na 7 rano zajęcia.
Podchodzimy na portiernię i ja chcąc sprawdzić zdolności językowe Pani portierki mówię : "eżybyzy szy zy zyyy..." - nie zrozumiała mnie ,miałem machnąć ręką i pójść, ale kolega był uprzejmy i przetłumaczył 1005A. Dostałem legitymację (wtedy nowa, świeżo wyrobiona po poprzedniej imprezie), a kolega nawiązał dialog z portierką:
- Żeby pana mama teraz widziała.
Co on skwitował:
- Mama widziała, już jest na mnie uodporniona.
Rano się budzę, godzina szósta, minut 3. Patrzę na łóżko, różowa plama. Głowa - jak poprzednio - kamieniołom. Idę się umyć, a w wannie miska z koszulką. Wstaje siostra, przychodzi do mnie i się śmieje, że ładnie w palnik dałem.
Teraz znów przytaczam jej słowa bo mnie najciekawsze zawsze omija.
Przyszedłem, zdjąłem buty, zmierzając do swojego pokoju, w przedpokoju już rozpinałem spodnie, co by jak troll się nie kłaść do łóżka. Nie doszło do końca, zmęczenie wzięło górę i położyłem się na łóżko (2osobowa rozkładana sofa - taka wysuwana szufladka). Przynajmniej próbowałem, się położyć, bo trafiłem tylko głową i kawałkiem barków. I tak leżę, przychodzi siostra, znów miała zaprawę w rozbieraniu mężczyzny. Zdjęła spodnie, bluzę. Położyła mnie tak, jak spać powinienem. Za chwilę słyszy "łłłłłłłbbbb" i za chwilę widzi mnie. Ja niosę woreczek, z koszulki w którym uwięziony był ptak. Tyle dobrze, że na łóżko se nie rzygłem (ta plamka była nadwyżką, nie zmieściło się do koszulki więcej).
Na zajęciach siedziałem tuż przed prowadzącym. Młody chłopak, dopiero co zaczął wykładać. Starał się mnie i kolegę dobudzić, ale coś słabo mu to szło. Więc już w trakcie zajęć nam nie przeszkadzał. Do dziś chodzę do niego podać mu rękę na dzień dobry.

by Karolekid

Miałeś jakiś wyjątkowo ciężki powrót lub przeżycie na imprezie? Obudziłeś się na drugim końcu miasta czy Polski i nie wiedziałeś co się stało? Podeślij to wszystko do mnie klikając w ten linek, a jak będzie wyjątkowo ciekawy ma szansę znaleźć się na głównej!

Znak @ występuje przy nickach niezarejestrowanych użytkowników Joe Monster!

Oglądany: 29777x | Komentarzy: 7 | Okejek: 4 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało