Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych XCIV

25 340  
3   8  
A wcale klikać nie musisz!Sanki i zima to tak jak rower i lato. No może z wyjątkiem tej zimy, gdzie bardziej pasuje rower niż sanki. Ale jak podczas jazdy na sankach odkrywa się specjalne zdolności, to już jest coś!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

DRZWI

Miałem wtedy pięć i pół roku, kłóciłem się o coś z moim starszym bratem kiedy on wyszedł z mojego pokoju (a ja pobiegłem z nim) i poszedł do swojego zamykając za sobą, a tuż przed moim nosem, drzwi, szklane drzwi. Nie zdążyłem wyhamować rozbijając głową szybę. Spadające kawałki szkła wbiły się w moje ręce. Na szczęście tylko w ręce. Podczas uderzenia drzwi nie były domknięte, dzięki czemu otworzyły się. Gdyby były zamknięte, szyją spadłbym na dolną część ramy drzwi przebijając swoje gardło, a spadające fragmenty szkła zadziałały by jak gilotyna. Jakby tego było mało na karetkę czekałem około 40 minut (była zima, a w mojej miejscowości nie było jeszcze pogotowia ratunkowego), gdy wreszcie dotarłem do szpitala na stole spędziłem kilka godzin.
Jakie właściwie miałem obrażenia? Pierwszy kawałek szkła wbił mi się w prawy nadgarstek przebijając rękę na wylot i rozcinając wszystkie możliwe żyły, tętnice i ścięgna, drugi kawałek rozciął mi lewe ramie wycinając spory kawałek mięśnia, który zwisał z mojej ręki (gdy wszystko było już dobrze nazwaliśmy razem z tatą ten kawałek "schabowym") Pozostałościami po tej przygodzie są blizny o łącznej długości ponad 40 cm, brak jakichkolwiek drzwi z szybą w moim domu i siwe "pasemko" na głowie mojej mamy (moja biedna mama osiwiała w jednym miejscu z nerwów chociaż miała wtedy 31 lat).

P.S. Przez większość czasu byłem przytomny, pamiętam domowników biegających w kółko, lekarzy (kiedy się wreszcie zjawili) i jazdę karetką. Spytałem się jednego z lekarzy: "czemu psuje mi pan koszulkę?" gdy ten rozcinał nożyczkami moją piżamę.

by B_rider_

* * * * *

WIDELEC

Miałem taki okres w życiu, że dość intensywnie i zażarcie kłóciłem się z siostrą. Od kłótni nie powstrzymaliśmy się także w okresie Świąt Wielkanocnych. Wszedłem do pokoju z uśmiechem chcąc opowiedzieć jakiś żart, dla rozluźnienia atmosfery. Siostrze się chyba nie spodobał, bo wzięła co miała pod ręką (w tym przykrym przypadku widelec) i zaczęła wymachiwać nim w moim kierunku. Ja odruchowo po którymś już machnięciu wystawiłem rękę, aby ewentualnie zablokować uderzenie prosto w twarz. Niestety blok był niefortunny. Ząbki widelca (2 z 4) wbiły się w boczną część dłoni (od strony małego palca), a wyszły na wylot w wewnętrznej części dłoni. Siostra cofnęła rękę w ten sposób wyjmując obce ciało z mojej dłoni (trwało to ułamki sekund). Później sceny jak z horroru: popchnąłem ją - bluzka we krwi, z placka w twarz - twarz we krwi. Później wiązanka - podłogi poplamione. Po zatamowaniu krwi mówiła błagalnie: "Tyko nic nikomu nie mów!!!" I tak powiedziałem, ale to mi się oberwało - za takie ładne zachowanie.

by J.Damian @

* * * * *

NIE MA TEGO ZŁEGO...

Jak byłem mały zawsze zjeżdżałem na sankach z górki koło domu. Ot fajna zabawa, ale były tam trzy trasy zjazdu. Ja z kolegami zawsze zgodnie z zakazami rodziców jeździliśmy na dwóch mniej więcej bezpiecznych, ale raz podpuszczony przez kolegów zjechałem sobie na trzecim, który akurat był oblodzony. Prędkość była ładna i fajna zabawa do momentu w którym trzeba było zakręcić, a na lodzie to ciężko i się tylko obróciłem. Normalnie wylądowałbym w śniegu, ale lód swoje zrobił i jechałem bokiem dzięki czemu z dużą prędkością przygrzmociłem głową o rosnące drzewo. Obudziłem się po kilku minutach na śniegu, ale na szczęście głowa była cała więc po prostu wróciłem do domu, bo w sankach płozy poszły. W ramach ciekawostki dodam, że po tym wypadku objawił się u mnie talent matematyczny.

by Mixag @

* * * **

OGNISKO

Działo się to parę ładnych lat temu za czasów mojego pobytu w podstawówce. Zdarzenie to przytrafiło się co prawda nie mi, ale moim dwóm kumplom, którzy zresztą mieli po nim lekko przerypane. Otóż wracając do domku z zajęć lekcyjnych przechodzili przez taki mały lasek, za którym znajdowało się (i o dziwo nadal się znajduje) ich osiedle. Przy wyjściu z lasku usytuowana jest fabryka mebli, czy hurtownia. Nie wiem dokładnie. W każdym razie są tam duże ilości mebli. Przed bramą owego budynku z meblami jest takie duże pastwisko. To chyba raczej łąka niźli pastwisko, bo nigdy w życiu krowy tam nie widziałem. Jest to w każdym razie taka dość duża połać terenu. Kumple moi postanowili w tym też miejscu rozpalić ognisko. Niby nic takiego. Problem w tym, że jak je rozpalili, to ogień w dość wietrzny dzień szybko się rozniósł. Koledzy próbowali (z marnym skutkiem) ów ogień zadeptać. Po którejś tam nieudanej próbie, a zaczęła się palić cała zielona połać, kumple najzwyczajniej w świecie spierniczyli. Po chwili w domu z balkonów widzieli, jak przyjechała straż pożarna i dość długo zmagała się z ogniem, który był w odległości kilku metrów od fabryki mebli i kilkunastu od mieszkalnego osiedla. Okazało się, że jakiś pracownik tego zakładu z meblami przyciął ich podczas tego niecnego procederu rozpalania ogniska i zadzwonił po dzielnych strażaków i to chyba jemu zawdzięczają, że najnormalniej w świecie się nie spalili na własnym osiedlu. Niestety, człowiek ów znał tych młodocianych piromanów i przyszedł potem do domku kolegów w celu podkablowania ich. Był tak perfidny, że incydent zgłosił nawet dyrekcji szkoły. Koledzy przez pewien czas nie siedzieli w ławkach na lekcjach. Ciekawe czemu?

by Coobinho

* * * * *

PAPIEREK

Będąc w wieku przedszkolnym bardzo ciekawiły mnie kolorowe papierki, zwłaszcza czy te kolorki mają jakiś smak. Ponadto na hazardzistkę już predyspozycje miałam bo założyłam się z koleżankami i kolegami z grupy, że zjem taki kolorowy papierek. No i zjadłam, kawałeczek. Smaku nie pamiętam, ale pewnie nic ciekawego. Zakład wygrałam wprawdzie, ale raczej nie był warty świeczki, bo wylądowałam w szpitalu z ostrym zapaleniem jelit.

by Malaga

* * * * *

LOVELAS

Na wstępie muszę podkreślić, że już od najmłodszych lat interesowałem się płcią przeciwną. Mama mi opowiadała jak, w wieku 3-4 lat, wyciągałem ją do sklepu, co by popatrzeć na tą "ładną Panią". Innym razem ugryzłem starszą koleżankę w pierś, ale to tylko dlatego, że popchnął mnie kolega. Latino Lover ze mnie był pełną gębą. I pewnego dnia dziadek mnie zabrał mnie na spacer. Wszystko cacy, ale zapewne me oczy musiały ujrzeć niewiastę na huśtawce, ponieważ pobiegłem uradowany w jej stronę, a huśtające się dziewicze przywaliło mi z buta w nos. Oprócz złamanego serca, pozostał mi widok cieknącej strumieniem krwi z nosa.

by Maxio1

* * * * *

SIŁACZ

W ósmej klasie podstawówki kolega zaczął mnie namawiać, żebyśmy zapisali się do lokalnego klubu sportowego. Z przyczyn, których już dziś nie pamiętam, dałem się namówić. Poszliśmy, pogadaliśmy z trenerem, a on kazał nam rozgrzać się i przygotować do biegania po bieżni itp. Przebiegliśmy się trochę, porozciągaliśmy, a ja pomyślałem, że nie zaszkodzi parę razy podciągnąć się na stojącej niedaleko bramce. Złapałem poprzeczkę, podciągnąłem się i w tym momencie poczułem, że bramka się przechyla, bo to była bramka przenośna, nie była wkopana w ziemię, tylko swobodnie stała na szerokiej podstawie. Zrobiło się nieciekawie, w zasadzie mogłem puścić bramkę, ale wtedy mógłbym spaść i się uderzyć.
Nie było czasu na przemyślenia, fizyka rozwiązała mój dylemat - przygrzmociłem tyłem głowy w ziemię, a ułamek sekundy później bramka przygrzmociła mi w ryj. Zadzwoniło i zamroczyło mnie trochę. Po paru sekundach zacząłem się spod niej gramolić, a wredny kolega stał obok i rechotał. Już miałem go ochrzanić, ale usłyszałem, że przestał się śmiać i woła "O Jezu!", co jeszcze bardziej zepsuło mi - i tak nienajlepszy w owej chwili - humor. Czułem, że coś jest nie tak z nosem, ścisnąłem go i na ziemię trysnęła struga krwi. Nie pamiętam za bardzo, jak dotarłem do domu, ale bilans był mniej więcej taki: sino - żółta morda, ułamane dwa zęby, prawdopodobnie pęknięta chrząstka w nosie (bolało jak cholera, kiedy coś przy nim robiłem) i żwir powbijany pod skórę na łokciach. Z tym ostatnim było trochę zabawy, bo wydłubywałem go na lekcji religii, budząc przerażenie dziewczyn.
Cud, że nie miałem wstrząsu mózgu. Trudno ocenić, jakie były spustoszenia wśród szarych komórek.

by Kavon_Naj

* * * * *

SZYBA

W dzieciństwie rodzice dość często zabierali mnie ze sobą do znajomych, którzy też nierzadko mieli jakieś dzieci. Kończyło się to różnie, za to ja prawie zawsze dobrze się bawiłem. Można powiedzieć, że byłem czymś w rodzaju "dziecięcej duszy towarzystwa", choć moi rodzice z pewnością woleliby określenia typu "katalizator" albo "prowodyr". W każdym razie wydawało mi się, że zabawy typu rzucanie w kota z balkonu jajkami, a później arbuzem to dobry pomysł. Kiedyś poszliśmy do znajomych, którzy mieli synka i córeczkę. Synek miał kilka lat, córeczka była starsza, a ja najstarszy z tego towarzystwa, co nie wróżyło najlepiej. Synek był zabawny, dało się go przekonać, żeby wdeptał czekoladę w dywan albo nasiusiał na wykładzinę. Potem siostrzyczka się o coś obraziła i doszło do sytuacji, że ona próbowała wejść do pokoju, a my (tzn. ja i jej braciszek) nie chcieliśmy jej wpuścić. Ona pchała drzwi z jednej strony, my z drugiej i w pewnym momencie mój palec trafił między drzwi a framugę. Bolało, więc pchnąłem z całej siły, siostrzyczka w tym momencie napierała na szybę i to już było dla szyby za wiele. Podobno adrenalina powoduje, że czasem widzi się wszystko w zwolnionym tempie i tako i ja obserwowałem, jak kawał szkła wielkości spodka spada mi na żyłki na wierzchniej stronie dłoni. Na szczęście spadł tak jakoś na płask, więc oczekiwana fontanna krwi nie pojawiła się. Siostrzyczkę szkło trochę ciachnęło, ale czyż nie należało jej się? Najgorzej oberwał braciszek - jakiś pechowy ten braciszek, mówię Wam - bo szkło rozcięło mu skórę na rączce i co ciekawe, wargę od wewnętrznej strony, bo jak szyba pękała, to on akurat wrzeszczał. Całość nie wyglądała estetycznie, a ja znowu miałem przechlapane itp. itd. Standard.

by Kavon_Naj

* * * * *

OLIWKA

Byłem gdzieś tak w 6 klasie podstawówki, kiedy coś mi się stało w palec - skóra zrogowaciała i nie chciała się goić. Moja matka uznała, że moczenie palca w oliwce dobrze mu zrobi, nalała do czegoś oliwki, zostawiła wstęgę chustki higienicznej i poszła na zakupy. Zostałem sam. Oliwka rzeczywiście pomagała, ale w telewizji skończyły się kreskówki, więc nuda, dialogi też nienajlepsze (zwłaszcza, że sam w chacie byłem), więc wytarłem rękę w chustkę i dotarło do mnie, że taka chustka pewnie będzie się nieźle jarać. Wylałem resztę oliwki na chustkę, zawiesiłem ją na półeczce z kafelków w łazience i podpaliłem. Płomień rzeczywiście strzelił wesoło, tyle że nie przewidziałem, że będzie miał prawie metr wysokości. Na okienku pod sufitem stały jakieś chemikalia, a obok suszyły się rajstopy (może dzięki mojej zabawie szybciej wyschły), więc mogło być jeszcze efektowniej, ale na szczęście płomień zaraz zgasł. Szkoda tylko, że kafelki okopciły się na długim odcinku i nie zdążyłem posprzątać przed powrotem mamy z zakupów. Właściwie to nakryła mnie ze ścierą w ręku. Incydent szeroko komentowano w kręgach rodzinnych. Nic nowego w sumie, nie?

by Kavon_Naj

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz! W tytula maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

No i tak lubiany przez wielu bonus traumatyczny. Autor niech pozostanie nieujawniony... Dziś historia pisana przez 27 letniego pana. Prawdopodobnie delikatny błąd składni w ostatnim zdaniu, ale za to jaki wydźwięk!

Gdy miałem 12 lat, może więcej, jak każdy chłopak w moim wieku niemiłosiernie się nudziłem. Jako iż miałem kuzyna, który mieszkał pode mną, postanowiliśmy iść na basen. Wszystko spokojnie, nie zapowiadało się na dłuższą akcję. Gdy już byliśmy na basenie, zachciało nam się grać w piłkę. Podpłynąłem więc bliżej, bo tam gdzie były zapasowe rzeczy była "ścianka" na 20 cm. Musiałem podskoczyć, bo było za wysoko bym zobaczył. Pech chciał że właśnie na górze był prysznic. Efekt? Nie wiem co się stało za bardzo, straciłem przytomność. Ze szpitala wyszedłem 3 dni temu i jakoś nie mam urazu przed prysznicem.

Oglądany: 25340x | Komentarzy: 8 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało