Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki CLXI - Odważny tatuś

36 919  
3   15  
W pierwszym jesiennym wydaniu Autentyków, przeczytacie o tym, jak młode pokolenie utrwala mit o bohaterstwie Polaków, poznacie historię "Zakrętu Żółwia" oraz nader interesujące hobby jednego z Bojowników...

KRZYŚ - RANNY PTASZEK

Krzyś dojeżdża do pracy na 6 rano (Krzyś to taki kolega, lekko nieobliczalny). A że dojeżdża do innego miasta, to wstaje jak Boryna do kur, już nawet nie bladym świtem, ale ciemna nocą niemalże.
Wczoraj też wstał i po omacku dotarł do samochodu. A trzeba wam wiedzieć, że ulica "parkingowa" zamieszkana jest przez pie**olniętą młodzież, nie fanatycznie białą.
Krzyś podszedł do swojego nowego samochodu, włożył kluczyki i rzucił wiąchą koktajlowa na kilka mil. Znowu mu gówniarze napchali śmieci do zamka.
Podniósł byczy kamień, zamachnął się, żeby szybę wybić i ręka mu zawisła. Pomyślał, że to nierozsądne tak od razu walić szybę, bo może bagażnik jest otwarty. Był. Więc wszedł przez bagażnik, tylko że najpierw musiał wyłamać dechę w środku. Wyłamał...
Wlazł i wk**wił się jeszcze bardziej, bo siedzenia były za blisko. I jakieś breloczki wisiały...
I tapicerka się zmieniła od wieczora...
...Bo Krzysiowi się zapomniało, że Mondeo to on miał ostatnio, a teraz to sobie kupił Citroena.
I że nie powinien już wsiadać w związku z tym do Forda, skoro jest właścicielem cytrynki... I że w ogóle fajnie, że jeszcze nie ma glin...

by konwalia

* * * * *

RODZINNE HOBBY

Moim hobby w trakcie studiów była medycyna sądowa. Rodzinka przyzwyczaiła się więc do gadek o stadiach rozkładu ludzkiego ciała, ranach postrzałowych itp.
Scenka rodzajowa: dalsza rodzinka przyjechała - dwie ciocie i 12 letnia córka jednej z nich. Obiadek - oczywiście rosołek. Moja mama z właściwym sobie wyczuciem sytuacji:
[M]ama - Ty wiesz, że Czajkę znaleźli?
[J]a - Którego?
[M] - Tego, co się utopił przed 2 tygodniami.
[J] - I?
[M] - Robaki z niego szufelką wygarniali.
[J] - Jacyś wędkarze, czy co?
Efekt - trzy łyżki z rosołem zatrzymane w idealnie jednej płaszczyźnie.
Chyba przestało smakować...

by feargod

* * * * *

(DE)INSTALACJA XP (Z IRC)

[Ponton] - Z "Dodaj/usuń programy": ’Dezinstalacja systemu Windows XP, używane: od czasu do czasu.

* * *

[mpier] - Instalował ktoś z Was kiedyś, nie bijcie... WindowsaXP?
[Kosma] - ofkoz, nie raz
[Kosma] - mpier: next, next, next, yes, next, k**wa, zabierzcie tego animowanego pieska, next...

by futurysta

* * * * *

SAM NA SKLEPIE

Jak zwykle, w osiedlowym sklepiku, ustawiła się kolejka. Była troszkę większa niż zwykle, bo za kasą stał sam właściciel, niejaki Stanisław, a że te "klawisze" na kasie teraz jakieś małe robią, a tu paluchy grube, więc obsługa szła mu cokolwiek opornie.
Pogrążony w letargu, gdzieś na końcu kolejki, stałem ja. gdy do uszu mych doleciała rozmowa:
- A co panie Stasiu dzisiaj tak sam na sklepie?
- Halina z Jadzią urlop se wzięły. Na pielgrzymkę jakąś poszły, czy coś...
Kolejka przesuwała się w tempie galopującego żółwia, gdy drzwi nagle otworzyły się i pojawił się w nich, znany mi skądinąd, sąsiad Wacek.
- Bryndza jest? Stasiek! – zakrzyknął.
- Jaka bryndza? - oburzył się Stasiek - Ludzi pełno, że aż obrobić się nie mogę...
- Stasiek! Żona mnie po bryndzę wysłała do sałatki...

by stalko

* * * * *

NO SPEAKING POLISH

Kolega wpuszczał ludzi na salę i jednocześnie sprawdzał bilety. Wszyscy mniej, lub bardziej chętnie pokazywali świstek, jednakże znalazł się pan, który tego nie uczynił i wszedł na salę.
Kolega poszedł za nim prosząc o pokazanie biletu. Pan zatrzymał się i ze skwaszoną miną odparł:
- No speaking Polish.
Kolega nie tracąc zimnej krwi, postanowił uświadomić klienta, w czym rzecz:
- Ticket!
Pan zastanowił się chwilę i rzuciwszy w powietrze:
- Muszę poszukać - wyszedł przyspieszonym krokiem z sali.

by sanko

* * * * *

WERSJA DLA WYBRANKI

Zwarta i gotowa, przyszłam dziś do pracy. Pacjentów zapisanych mnóstwo, szybka kawa, wgląd do kalendarza, biegnę po prace do techników. No i mój rozpęd został przyhamowany wesolutkim stwierdzeniem, że na dziś niestety ŻADNA praca nie jest gotowa i pacjentów trzeba przepisać. O godzinie 9-tej, szerokim echem rozniosła się już wieść, że gabinet nr xxx jest centrum spotkań towarzyskich, gdzie można się schować przed pacjentami natrętnie domagającymi się swoich praw. Około godziny 11-tej, lejąc łzy śmiechu z oczu, dogadywaliśmy sobie w szerokim już gronie. Nastroje wysoce wyluzowane, jednym słowem dzień pracy był wyjątkowo udany.
Przed końcem zmiany przyszła pani doktor, nazwijmy ją Halina, kobieta bardzo piękna i pociągająca, będąca sympatią doktora, z którym pracuję w jednym gabinecie. Aktualnie na tapecie był casting urządzony przez firmę Colgate, która to firma poszukuje lekarki chcącej reklamować jej produkty. Zaczęłyśmy się prześcigać w pomysłach, jak najlepiej na takim castingu wypaść. Pan doktor w tym czasie przyjmował pacjentkę (niestety kilku pacjentów jednak przyjęliśmy), ucząc ją, jak używać kleju do protez. Wyjął w tym celu próbkę firmy Corega Tabs i otwierając ją, chciał się włączyć do naszej dyskusji o castingu i zaproponował swej wybrance taką wersję autoreklamy:
- Halinko, powinnaś stanąć, odrzucić włosy, uśmiechnąć się promiennie i powiedzieć "Jestem doktor Halina i od dziesięciu lat, do higieny jamy ustnej, używam TYLKO produktów firmy Corega Tabs!"
Po kilku minutach, w ciągu których usiłowaliśmy się uspokoić, biedny doktor, czerwony jak piwonia, usiłował wmówić wybrance serca przejęzyczenie.
Dobra, dobra, my już znamy te męskie "przejęzyczenia".

by krolowa_sniegu

* * * * *

POLSKI HEROIZM

Jak już zapewne chlipałam nie raz, nie dwa, nie sto, Młode poszło w UK do szkoły katolickiej.
W skrócie rzecz ujmując - modlitwa jakieś 3 razy dziennie, dzieci "są grzeczne", "nie biją się", a urodziny każdego ucznia celebrowane są na apelu Maryjnym niemalże.
Wobec powyższego nie dziwie się, że Olo wraca wk**wiony jak cholera, bo takie jazdy przy jego temperamencie, to zgroza prawdziwa. Do tego jeżyk...
Staram się podtrzymywać zbolałe dziecię - wymodlone jak nigdy - na duchu, chwale, mobilizuje...
Jakoś tak po tygodniu nauki, Młody po raz pierwszy zgłosił się do tablicy, a nauczyciel wpadł w zachwyt nad jego komunikatywnością. Po czym znowu się zgłosił, a ten znowu wpadł, znowu, znowu.
Pochwały weszły do rzeczywistości. Ucieszyłam sie.
Przedwczoraj czekam na dzieciaki na ławce i widzę - Olo w glorii i chwale idzie ku mnie, odprowadzany wielbiącym wzrokiem rzeszy angielskich kolegów. Sam spuchnięty z dumy, z pawim ogonem rozpostartym na długość ulicy.
- Dzisiaj też dostałem pochwałę - mówi.
- Poważnie? Świetnie synku.
- Owacje, mamo, dostałem.
- Nie gadaj! Od pana Taylora?
- Nie, od moich nowych kolegów.
- Zgłosiłeś się na angielskim do tablicy? - zgaduje.
- Nie. Ale tylko ja odważyłem się kopnąć te dziewczynę, która terroryzuje całą klasę już dwa lata.
Straszne to, ohydne, ale od tamtego dnia, brzydka i wredna Naomi, która jak się dowiedziałam, leje dzieciary jak i czym popadnie, odkąd pojawiła się w szkole, nikomu nie przyłożyła.
A mit o polskim bohaterstwie nadal wiruje nad Anglia.

by konwalia

* * * * *

LITEWSKIE KNIEJE

Wracamy z Wilna do Druskiennik na obiad. Pan kierowca z nieznanych przyczyn zjechał z głównej drogi i zaplątał się w jakieś knieje.
W pewnym momencie droga się skończyła i przed autokarem wyrosła ściana lasu. Ktoś zapytał:
- Panie kierowco, gdzie jesteśmy?
- A c**j znajet.

by artalex

* * * * *

BILECIKI

Stałem pod salą i sprawdzałem bilety. Większość widzów już weszła, co chwilę pojawiali się jednak spóźnieni. Do takich należało małżeństwo po czterdziestce, które podeszło pod salę. Mężczyzna szedł spokojnym krokiem, z założonymi z tyłu rękami, kobieta trzymała ręką torebkę. Zbliżając się do mnie, pan poprosił żonę, aby wyjęła bilety. Małżonka otworzyła torebkę i rozpoczęła poszukiwania. Wzrok nas trojga był utkwiony w torebce, tymczasem mężczyzna obrócił się w moją stronę nieznacznie, ale w taki sposób, żebym mógł zobaczyć... dwa bilety, które trzymał za plecami! Wziąłem je dyskretnie, oderwałem końcówki i oddałem.
Kobieta w dalszym ciągu bezskutecznie szukała biletów, natomiast mężczyzna odwrócił wzrok od torebki, spojrzał na mnie i zapytał wprost:
- Wpuści nas pan bez biletów?
- No, dobrze - odparłem z udawanym wahaniem w głosie. - Ale następnym razem proszę nie zapomnieć o biletach!
Kobieta, wchodząc na salę, w dalszym ciągu zastanawiała się, co mogło stać się z biletami...

by sanko

* * * * *

TROSKLIWE DZIECKO

Młody przyszedł ze szkoły. Śmieci, czekające na niego w przedpokoju, tradycyjnie zignorował.
- Nic ci nie mówi ten worek ze śmieciami pod drzwiami? - zapytałam właściwie retorycznie.
- Mamusiu martwię się o ciebie... - odpowiedział zatroskanym głosem.
- Czemu? – oj, po co się było pytać...
- Bo wiesz, ten worek ze śmieciami, to on do mnie nic nie mówi, a ty z nim rozmawiałaś? Inne głosy też słyszysz?

by Jaiwo

* * * * *

INTERESUJĄCA PROPOZYCJA

Wchodzę do sklepu po tradycyjne mleczko i ciacho, ale ku memu sympatycznemu zdziwieniu, Pani Sprzedająca jest bardziej apetyczna niż ciacho. Więc zagaduję:
- O której Pani dzisiaj sklep zamyka?
- O 18 - odpowiada sympatyczna Pani pakując mleczko i ciacho.
- A może Pani ma ochotę na kino wieczorkiem?
Pani Sprzedająca się uśmiechnęła miło i rzecze:
- A wie Pan, że w sumie mam. - tu już uśmiech złośliwy - Dzieciaki będą szczęśliwe, może nawet stary da się namówić...

by krzys444

* * * * *

ROWERKIEM POD GÓRKĘ

Pedałuję nadal, bo pogoda sprzyja. Wioski okoliczne mijam. W jednej z nich jest taka...jakby to nazwać... pijalnia napojów, przy samej drodze. Ma ona swoich stałych bywalców. Przemili autochtoni, którzy za każdym razem, gdy przejeżdżam, machają do mnie przyjacielsko na powitanie. Ja oczywiście odwdzięczam im się tym samym.
Strasznie sobie wczoraj dałam w palnik, pić się chciało, więc zatrzymałam się w tym sympatycznym miejscu. Oczywiście przyjacielscy autochtoni ucięli sobie zemną pogawędkę:
- My to tak siedzimy tu codziennie i patrzymy, jak pani pod te górki tak pięknie podjeżdża... Chudzinka taka, a taką krzepę ma! Zdzichu na ten przykład (tu klepnął w plecki okrąglutkiego autochtona) chłop na schwał, a swój rowerek to pod górkę prowadzi.
Odpowiedziałam:
- Ja to widzę, że panowie tak tu codziennie na tym piwku... A ja to piwko raczej raz w tygodniu, weekendzik dajmy na to. A codziennie to dziki i wyuzdany seks w pozycjach zmuszających do wielkiego wysiłku wszystkie partie mięśni. I wtedy to można pod górki pomykać!
Autochtoni wdzięcznie zarżeli, tylko pan Zdzichu był się zamyślił:
- Codziennie? O żesz ty... Z moją starą? To ja przy piwie zostanę, a rowerek pod górkę będę wprowadzał.

by Jaiwo

* * * * *

ZAKRĘT ŻÓŁWIA

Legenda jaka jest przekazywana w mojej robocie z pokolenia na pokolenie... to znaczy, gdy kogoś wywalają i przychodzi nowy.
Nasza rozgłośnia ma szczęście znajdować się, na dosyć sporych rozmiarów pagórku. Tam są zabudowania, anteny, no i wszelkiej maści inne rzeczy potrzebne dla "radyja". A z racji tego, że pagórek jest, jak wspomniałem, dosyć wysoki, to prowadząca z niego droga w dół, bardzo przypomina pas treningowy dla pilotów kamikadze.
Pewnego razu, jeden z radiowców, pseudonim "Żółw" - z racji tego, jakie prędkości rozwijał swoim bolidem, musiał wyjechać na parę dni w Polskę i dlatego zostawił swój prywatny samochód pod firmą.
Niestety pogoda przez ten czas nie dopisała i po powrocie Żółw zauważył, na traczach hamulcowych swojego ukochanego samochodziku, żółto-rdzawy nalot. Zbulwersowany tym faktem, nie zwracał uwagi na nasze zapewnienia, że po pierwszym hamowaniu ów nalocik zniknie.
Pragnąc, aby tarcze świeciły się jak w dniu zakupu bryczki w salonie, sięgnął do bagażnika, wyciągnął z niego pełna puszkę WD40 i pieczołowicie spryskał w/w tarcze... Zadowolony z wyniku, jaki otrzymał (magia jak cholera... rdzawy nalot zniknął!), wsiadł do swej bryczki, zapuścił silniczek i pojechał w siną dal...
Dobrze, że jechał tylko 30-ci na godzinę i miał cztery poduszki powietrzne...
Nie mniej jednak, od tego czasu, każdy przybywający do radia praktykant, lub nowy pracownik, musi poświęcić pięć minut swojego czasu, na wysłuchanie opowieści o tym, jak "Zakręt Żółwia" zyskał swoją nazwę...

by radziczek

* * * * *

ODWAŻNY

Poranna audycja na wesoło w lokalnej radiostacji - dzwonią słuchacze i opowiadają dowcipy.
Dodzwonił się też młody chłopczyk i na antenie opowiedział dowcip o powszechnie nam panującym (nie cytuję, bo dowcip był na JM).
Z prowadzącym nawiązał się dialog:
- (hihihi) A skąd znasz ten dowcip?
- Tatuś mi opowiedział.
- A tatuś nie boi się mówić takich dowcipów?
- Nie, bo jest w Londynie.

by morgana


Chcesz poczytać więcej autentyków? To wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne", tam też możesz opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), a być może za tydzień to właśnie Ty rozbawisz na naszej stronie głównej czytelników kolejnych Autentyków!

Oglądany: 36919x | Komentarzy: 15 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało