Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych LXXX

26 569  
2   7  
Szybko, zanim upadnie, KLIKAJ!!!Jak szybko sprowadzić czapeczkę, która zawisła na drzewie na dół? Pomyślała o tym pewna dziewczynka, jednak nie przewidziała wszystkich możliwych skutków. Poza tym niewprawny alpinista i skarpa a także sanki, Syrenka i betonowy kosz na śmieci. To musi boleć!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczpna stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...


ZAPALNICZKA

Zasłyszałam to od mojego męża, gdy był on w wieku 13 lat urodził mu się brat (mój obecny szwagier) - Arek. Dorastał on sobie spokojnie i co jakiś czas odwalał jakiś numer. Rodzinka siedzi sobie w kuchni, Arek poszedł do dużego pokoju, chwile się pobawił i wrócił do kuchni gdzie bawił się dalej. Nagle rodzice jego poczuli jakiś dym tak jakby się gdzieś paliło, sprawdzają mieszkanie a tu w dużym pokoju kanapa płonie.
Co się okazało, Arek znalazł zapalniczkę ojca, było to takie sprytne urządzenie, że po otwarciu od razu palił się płomień dopiero zamknięcie powodowało jego zgaszenie. Arek znalazł, otworzył, przestraszył się płomienia i rzucił ją na łóżko. Po tym zdarzeniu spokojnie poszedł bawić się gdzieś indziej, w tym wypadku do kuchni. A co z kanapą, no cóż ładna dziura się wypaliła.

by Perelka_z

* * * * *

CZAPECZKA

Byłam bardzo młoda, chodziłam do przedszkola, miałam na pewno z 4 lata jak nic. Pewnego razu bawiliśmy się z dzieciakami na placu zabaw, było tam bardzo duże drzewo. Nie wiem jakim cudem znalazła się na nim czapeczka jednego z chłopców, ale trzeba było ją jakoś zdjąć. Jako, że żadne z z nas nie odrastało zbytnio od ziemi zaproponowałam że może rzucając kamieniem uda się o czapeczkę zahaczyć i ona spadnie. Nie myśląc wiele (jak to w tym wieku bywa) sięgnęłam dość duży kamień i z całej siły cisnęłam nim w stronę czapeczki. Kamień przeleciał gdzieś w jej okolicy, niestety nie strącił czapeczki. Jak wiadomo jak się czymś rzuci to musi to gdzieś spaść, no i spadło dokładnie na czoło mojego kolegi, chyba tego od czapeczki (niestety dokładnie nie pamiętam). Dzieciak leży, krew się leje, chyba nawet zemdlał, nie dziwię się kamień był naprawdę duży. Ja spanikowałam. Pamiętam, że rodziców wezwano na rozmowę do przedszkola (!!!), chyba zostało to odczytane jako zamach na życie tego chłopca. Miałam później bardzo długą rozmowę , pamiętam jak mama pytała się co chwile dlaczego to zrobiłam, a ja chciałam tylko zrzucić czapeczkę.

by Perelka_z

* * * * *

PRĘCIK

Nie pamiętam dokładnie ile miałam lat, może 4? Rzecz dzieje się we Wrocławiu. Idziemy z mamą i bratem do zoo. Jak to we Wrocławiu, wszystko rozkopane. Mój brat trzyma mamę za jedna rękę, ja za drugą. Mama szuka nerwowo bezpiecznego przejścia na drugą stronę ulicy, a nie znajdując, postanawia przejść przez wykopy. Czułym głosem mówi do nas, czyli swoich dzieci:
- Dzieci teraz ja dam dużego kroka, a wy przejdźcie dookoła, tylko mnie puśćcie na chwilkę.
Mój brat - posłuszny chłopiec - co mama powiedziała, uczynił, ja natomiast nagle pozbawiona reki mamy pochwyciłam ją w "locie", gdy to moja mama szybowała w maminym przeskoku nad dziurą w jezdni pełną wystających prętów. Ja sprowadziłam ją skutecznie na ziemię. Mama wylądowała na kolanie, całkowicie pozbawiając się z niego skóry. Ja natomiast radośnie ściskając odzyskaną rękę wbiłam się brodą na wystający pręt, który dolną szczękę mi złamał. Z szoku nic nie poczułam, ale mój brat zaczął płakać więc ja też! Mama zachowała zimną krew- wstała uśmiechnęła się
dzielnie (z opowieści wiem, że zdjęła mnie z pręta dosyć szybko), złapała taksówkę. Nie pamiętam zbyt dużo, pamiętam, że nosiłam przez długi czas klamrę na brodzie pod skórą. Mam teraz śliczną bliznę i dotykając brody można wyczuć zgrubienie na kości po tym jak się zrosła.

by Niezarejestrowana

* * * * *

PŁOT

Któregoś pięknego wiosennego przedpołudnia postanowiliśmy z kolegą z sąsiedztwa, że pogramy w piłkę u mnie na podwórku (jako, że mieszkam w domku jednorodzinnym sprawa była prosta). Oczywiście wcześniejsza zgoda mamy(telefon do pracy).
- Tylko nie poniszcz krzewów! - powiedziała mama zgadzając się na grę. Nic niby się nie zapowiadało bo robiliśmy to już wcześniej wielokrotnie. Tak się złożyło, że niewiele wtedy akurat mięliśmy roślin i do płotu z czerwonej cegły i
drewnianych desek było się łatwo dostać. No wiec gramy sobie w piłkę z kolegą, ja przy piłce, biegnę do bramki, świat poza piłką i bramką na wprost nie istnieje. Nagle z boku nadbiega kolega i wykopuje mi piłkę. Tak się stało, że odleciałem na bok, akurat na dolną cześć płotu, na kant czerwonej jeszcze pachnącej świeżością cegły, która stała się jeszcze czerwieńsza od uderzenia policzkiem. Dziś mam centymetrowa bliznę na lewym policzku, a kumpel przeniósł się do trójmiasta.

by Brzoza1086

* * * * *

ROWER I BANDYCI

Było to w latach dziewięćdziesiątych, miałem wtedy 9 lat. Na rowerze jeździłem od trzeciego roku życia, były to bmx’y i każdy dzieciak wówczas marzył o rowerze górskim. Tak się złożyło, że na komunię dostałem prawdziwy górski rower z crossowymi oponami (grube jak od górskiego ale bieżnik jak w szosówce). Pewnego razu wyszedłem z moją podwórkową ekipą na rowery. Jak to bywa w takim wieku chciałem się popisać przed znajomymi. Był odcinek prostej drogi, asfaltowy chodnik wzdłuż ulicy, rozpędziłem się na maxa, jakieś 40 km/h, odwróciłem się z dumą zobaczyć jak daleko z tyłu została reszta. W pewnym momencie usłyszałem przeraźliwy huk. Otóż na końcu tej ulicy stał przystanek, a przed nim taki betonowy śmietnik. Pech chciał, że na pełnej prędkości centralnie w niego uderzyłem. Przeleciałem kilka metrów i uderzyłem głową w metalowy słup (wsparcie przystanku autobusowego). Straciłem wtedy przytomność, a gdy się ocknąłem stała nad mną zgraja przerażonych bab, dowiedziałem się, że ktoś pobiegł wezwać pogotowie. Rodzice mi nie pozwalali w tym wieku przekraczać ulicy, ale kto by się słuchał? Byłem jakieś 3 kilometry od domu, a rower już się nie nadawał do dalszej jazdy - zresztą moja noga też, w trakcie spotkania pierwszego stopnia ze śmietnikiem uderzyłem piszczelem w jego betonowy kant - jak się później okazało miażdżona rana z uszczerbkiem kości piszczelowej. A że byłem w szoku to mnie to specjalnie nie bolało i mogłem chodzić, tylko krwi się dużo lało to wziąłem zacisnąłem torebką foliową ranę, żeby za dużo się nie wylało. Kumplowi kazałem schować mój rower do piwnicy, a sam wróciłem do domu. Rodzicom powiedziałem, że jacyś bandyci mnie napadli pobili kijem bejsbolowym (miażdżona rana na nodze) i ukradli mój nowy piękny rower. Do dziś im nie powiedziałem jak było naprawdę.

by Niezarejestrowany

* * * * *

PATRZEĆ Z GÓRY

Działo się to ładnych parę lat temu, kiedy byłem trochę niższy (choć niewiele) niż teraz. Byłem z rodziną kilka dni w Gdańsku i przyszła pora, żeby wracać. Nie posiadając samochodu, zmuszeni byliśmy korzystać z usług naszego wspaniałego PKP (oby żyło wiecznie). Na dworcu nieopatrznie odłączyłem się od stada, by nacieszyć wzrok zawartością wystawy jakiegoś dworcowego sklepiku. Kiedy zauważyłem, że już trochę późno, ruszyłem raźnie na poszukiwania rodziny. Po 15 minutach szukania zaczęło mi być lekko nieswojo: dworca nie znałem, nie wiedziałem jakim pociągiem jedziemy, a komórki trzeba było jeszcze wtedy nosić z taką sporawą walizeczką. W końcu, dla polepszenia sobie pola widzenia, zacząłem iść na palcach, głowę trzymając najwyżej jak tylko mogłem. W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i zaczął mnie boleć bok głowy... No ale nic, idę dalej, kiedy dopadła mnie myśl, że coś jest nie tak, to się normalnie nie powinno zdarzyć. Stanąłem, obraz wrócił przed oczy, ale głowa dalej boli. Oglądam się, a na ziemi leży jakaś kobieta z 2-3 torbami mrugając szybko oczami (zakładam, że jej też świat przesłoniło). Byłem w takim szoku, że przez dobre parę minut nie wiedziałem co się stało i dlaczego, więc nie pomogłem ofierze mych poszukiwań wstać ani nie przeprosiłem. Jeżeli Pani to czyta, to bardzo przepraszam.

by The_grim_reaper

* * * * *

AUĆ

Jak sama nazwa wskazuje, podwarszawska Góra Kalwaria położona jest wyżej niż reszta okolicy - na malowniczej skarpie wiślanej. Było to ze 20 lat temu, gdy na skarpie rosły sobie w najlepsze krzaki. Grupa dzieci bawiła się w chowanego albo inne podchody. Mój kolega Marek biegnąc w dół stoku (może żeby zdążyć się "zaklepać" lub coś w tym stylu) nie zauważył rozciągniętego pomiędzy drzewami/palikami drutu kolczastego. Złapał go centralnie między zęby przez co dosłownie miał uśmiech od ucha do ucha. Blizn dziś nie widać.

by Niezarejestrowany

* * * * *

STARY A GŁUPI

ALPINISTA

W Płocku jest skarpa wiślana, nie we wszystkich miejscach jest ona jednak tak łagodna jak na starówce. W jednym z takich nieuczęszczanych, stromych miejsc jest prawie pionowa i dlatego nazywam ją klifem, a że łączka na górze mała i ładna to doskonale nadaje się do różnych aktywności. Któregoś dnia byliśmy tam ze znajomymi i jeden chciał wspiąć się na klif. Zeszedł na dół ścieżką i wspina się. Dość wysoko a na ostatnich 3 m pionowo więc zajęło mu to z 30 minut. Zabrakło mu sił na 1 m przed szczytem. Trzyma się biedak jakiś korzeni.
- Pomóżcie mi, nie mogę wejść ani zejść!
A my zanosimy się śmiechem.
- Już dłużej się nie utrzymam! - Z rozpaczą w głosie.
Reszta już tarza się ze śmiechu (Nie byliśmy na żadnych dragach, tylko kilku z nas po browarze itp.)
Nagle słyszymy krzyk, łupnięcie o ziemie, kolejne krzyki, szurania i inne odgłosy turlania się (3 metry pionowego spadku i jakieś 10 ostrego zjazdu. Na końcu pluśnięcie. Podbiegamy do granic i widzimy jak nasz poturbowany, przemoczony i nieziemsko wkurzony kolega wchodzi z Wisły. Nic mu się nie stało ale i tak nie odzywał się do mnie przez jakiś czas...

by FoxD

* * * * *

SANKI

Ja jako małe dziecko chodziłam na sanki. Wspomnę że jak się rozpędziło, to na trasie były ławki w parku. To i tato mnie zabrał na sanki, puścił z górki, wprost na ławkę i mam bliznę na brodzie. Potem się nauczyłam kłaść na sankach i przejeżdżać pod ławką. Ale to chamskie, bo mój stary się chichrał w najlepsze, gdy ja roniłam łzy, a potem głupio spytał czemu się nie schyliłam tylko prosto w ławkę twarzą. Do dziś nie ufam dorosłym w dużą wyobraźnią niczym mój tato.

by Niezarejestrowana

* * * * *

SYRENKA

W zamierzchłych czasach, gdy tata mój był "szczęśliwym" posiadaczem samochodu określanego mianem Syrena, miałem pewien zwyczaj. Mianowicie zawsze, gdy wracaliśmy samochodem z jakiejś imprezy, wyskakiwałem przed bramą, otwierałem ją, po czym chwytałem tylny zderzak i udawałem, że pcham auto. Ojciec zawsze był ostrożny i pomagał mi, wolno jadąc, nasycić dumę "siłacza". Pewnego razu jednak nie zauważył, że mały Olek "pcha" Syrenkę i przyspieszył. Jednak ja, zamiast rozsądnie puścić zderzak, kurczowo się go chwyciłem i tata poholował mnie jakieś 20 m po betonie aż pod sam garaż. Nadmienię, że byłem w króciutkich spodenkach nawet nie do połowy ud. 2 tygodnie mi ropiały rany na nogach.

by Notlad

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!

UWAGA! Jako Niezarejestrowany/a występują osoby, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 26569x | Komentarzy: 7 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało