Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych LXVI

22 055  
2   6  
Klik!Dochodzę powoli do odkrywczego wniosku, że większość dziwnych pomysłów bierze się z nudów. Bo gdyby bohaterowie poniższych historyjek mieli pożyteczne zajęcie, nie powodowali by pożarów, nie rozgniatali by sobie palców, czy w końcu nie próbowali by zjeżdżać dziecięcym pojazdem po schodach...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o nie wypaczonej psychice stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

KARUZELA

Pewnego słonecznego dnia, kiedy byłam 5-letnim brzdącem przyjechała do mnie 10-letnia kuzynka. Strasznie nudziło nam się w domu, więc postanowiłyśmy udać się na pobliski plac zabaw, na którym była duża karuzela. Ja, jako małe i dość chuderlawe dziecko (którym już nie jestem) nie umiałam rozpędzić maszyny. Moja kuzynka zaproponowała, że rozpędzi karuzelę. Ja zadowolona usiadłam, żelastwo zaczęło się rozpędzać, coraz szybciej i szybciej. Nagle zwolniło.
Popatrzyłam się na ziemię, a tam moja kuzynka wstaje trzymając się za głowę. Zanim zorientowałam się, co się w
ogóle stało, dziewczyna leciała sprintem do domu z całą głową w krwi. Z późniejszych relacji kuzynki okazało się, że potknęła się o jakiś kamień przy rozpędzaniu, a potem chciała się podnieść i dostała rozpędzonym krzesełkiem. Bliznę po 8 szwach ma do dzisiaj.

by Niezarejestrowana

* * * * *

EKSTREMALNY CHOWANY

Kiedy to byliśmy z kolegami jeszcze młodzi ok. 10 lat, bardzo lubiliśmy zabawę w chowanego. Szczególnie jednego roku, w wakacje spędzaliśmy prawie wszystkie wieczory na tej zabawie. Wiadomo z dnia na dzień zaczynało nam brakować kryjówek, więc wymyślaliśmy całkiem nowe. Pewnego dnia postanowiliśmy wejść na dach kotłowni. Wejście okazało się bardzo proste, jednak aby dotrzeć do "magicznego punktu", przed szukającym należało zejść z owego dachu drugą stroną. Jedynym sposobem na zejście było zeskoczenie ze sporej wysokości lub "ostrożne" zjechanie z dachu. Jednak kiedy to ześlizgiwałem się na ziemię, zawadziłem noga o jakąś metalową blachę wystającą z rynny. Efektem były podarte spodnie, dość głębokie i długie rozcięcie uda, co zauważyłem dopiero po chwili. W domu udało się zatamować krew i założyć opatrunek, do dzisiaj pozostała mi 5cm długości blizna.

by Xdach

* * * * *

KOMANDOSI

Jak to bywa w pewnym wieku każdy ma jakiś wymarzony zawód. Ja wraz z moim kumplem wymyśliliśmy sobie, że będziemy komandosami i poprzez zabawę będziemy się "szkolić". W mojej historii pomijam wyprawy na poligon, majstrowanie przy niewybuchach, wspinaczki na słupy wysokiego napięcia, skakanie z dachu na dach garaży (zresztą przy jednym z takich skoków zarwał się dach i wpadłem centralnie w garażowy kanał naprawczy), czy konstruowanie ładunków wybuchowych z łatwopalnych środków czystości i innych rzeczy znalezionych w piwnicy. Kolega miał w domu atrapy broni domowej roboty (metalowa rura z kolbą wyciosaną z drewna) zrobił je chyba o ile dobrze pamiętam jego ojciec, żebyśmy mieli się czym bawić, z daleka nie do odróżnienia od wiatrówki lub "shot guna". Pewnego dnia wpadliśmy na genialny pomysł. Dlaczego by sobie nie postrzelać z naszych broni? Wzięliśmy pudełko petard i wybraliśmy się do lasu. Zabawa była przednia jak na froncie. Gdy już się trochę znużyliśmy postanowiliśmy przeprowadzić egzekucje paru (niewidzialnych dezerterów). Wycelowałem broń w drogę która po jakichś 5 metrach skręcała za górkę. W pewnym momencie zza górki wyszedł jakiś dziadek z psem. Gdy nas zobaczył (dwóch dwunastolatków ubranych w moro i z bronią) i na dodatek jeden z nich celował z owej broni prosto w niego zaczął krzyczeć (ze złości), a gdy petarda w lufie wypaliła, krzyczał już chyba ze strachu. Jego pies uciekł przestraszony, podobnie zrobiliśmy również my. Do dziś dnia mam w uszach słowa tego dziadka które odbijały się echem za nami "JA WAM DAM!!!" Od tamtej pory do naszych zabaw używaliśmy już tylko żołnierzyków (bo w sumie to przygotowanie logistyczne to też trening).

by Niezarejestrowany

* * * * *

KOLARSTWO EKSTREMALNE

Jako energiczny 8-latek uwielbiałem wpatrywać się w sportowców i ich naśladować. Pewnego dnia dostałem prześliczny, różowy, czterokołowy. Taki "pojazd" dla dzieci z "podwoziem" około 7cm nad ziemią i malutkimi kółeczkami. Tego samego dnia traf chciał, że w telewizji oglądałem relacje z jakiegoś wyścigu kolarskiego... Tam kolarze zjeżdżali na swoich wielkich rowerach z małych schodków. Oczywiście natychmiast chciałem powtórzyć ich wyczyn... Takiego ładnego roweru nie miałem, więc postanowiłem użyć swojego "pojazdu". Takich małych schodów też niestety nie posiadałem, toteż zjechałem z wieeeeelkich schodów frontowych. Zjeżdżanie tylko na początku odbywało się na moim pseudorowerku. Efektem pokonania dalszej trasy bez pomocy żadnego środka lokomocji był rozbity nos oraz rozcięty własnymi zębami język. Nos się zagoił, ale na języku do dziś mam ślad po dziecięcych, niespełnionych marzeniach sportowych.

by Kj15

* * * * *

RAZ A PORZĄDNIE

Mając jakieś 12 lat zabawialiśmy się z kolegami w wypalanie traw i wszelkiej suchej roślinności położonej na terenie zalewowym, między pierwszym i drugim wałem przeciwpowodziowym naszej pięknej Odry. Scenariusz gry był prosty: rzucasz zapałkę - ona samoistnie wznieca mini-pożar - a ty, jako dzielny strażak gasisz zarzewie. Zabawa była pyszna! Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, że takie mikrodziałania, to pikuś i że powinniśmy podjąć większe wyzwanie. Padło hasło wywołujące do dzisiaj uśmiech wśród uczestników akcji: "Raz, a porządnie!". Każdy z naszej trójki ukręcił sobie z suchej trawy "pochodnię" i podpaliwszy ją wlókł za sobą, roznosząc pożar. Jednak nie dogadaliśmy się i rozeszliśmy się w trzech różnych kierunkach. Po przejściu jakichś 50 m obejrzałem się za siebie i zobaczyłem scenę rodem z "Płonącego wieżowca". Paliło się wszystko! Lekko spanikowani przystąpiliśmy jednak dziarsko do akcji gaśniczej. Jak nietrudno można się domyślić - sytuacja nas przerosła. Walczyliśmy dzielnie i nawet wydawało nam się już, że niebezpieczeństwo zażegnane, toteż postanowiliśmy się oddalić. W spalonych trampkach uciekaliśmy do domów pozostawiając pogorzelisko. Będąc już w okolicy osiedla usłyszeliśmy jednak syreny "zawodowców". Wiejący wiatr rozdmuchał nasz "odcinek bojowy" i pożar wzniecił się ponownie z całą potęgą. Rodzice na szczęście nie dowiedzieli się o niczym, a PSP dogaszała tłumnicami efekty naszej kretyńskiej zabawy do późnych godzin wieczornych. Przypalony (nowy) dres kolegi dało wytłumaczyć się "ogniskiem z kiełbaskami". Do dzisiaj chodzimy na wały jedynie celem odbycia spaceru w pięknych okolicznościach przyrody lub zapalenia papieroska z dala od gderających żon, a ewentualne zabawy z ogniem kwitowane są krótkim: "Skończ stary! Chcesz mieć znowu "Raz, a porządnie??!!"

by Dudol

* * * * *

MOTORYNKA

Miałem jakieś 10 lat i jakimś cudem naciągnąłem rodziców na zakup nowiutkiej, lśniącej motorynki. Wtedy to był szał, nowy model, lakier metalik, po prostu full wypas. Po kilku dniach nauki wybrałem się z kumplem, również szczęśliwym posiadaczem wynalazku zwanego motorynka, w teren (czytaj: miedza miedzy dwoma polami). Szaleliśmy ostro, skoki, jazda na jednym kółku, było super. Jak już jechaliśmy do domu, obok siebie jak na wypasionych motocyklistów przystało dyskutowaliśmy o naszych wyczynach. Teraz relacja kumpla: "Jadę, wiedze ze jedziesz obok mnie, patrzę
w drugą stronę, obracam się po dwóch sekundach, lecisz obok mnie". Okazało się, że na moim pasie jakiś mądrala wykopał sobie rowek odprowadzający wodę akurat takiej szerokości ze zmieściło się w nim koło... Motorynka z połamanymi widełkami i wyrwanym cylindrem poszła na złom a ja po tygodniu wróciłem do domu ze szpitala...

by Niezarejestrowany

* * * * *

PRAWDZIWA HISTORIA PEWNEJ BLIZNY

Był piękny, słoneczny, gorący, wakacyjny dzień. Mając lat około 6-7, zapierniczałem z kolegami z osiedla na rowerkach po chodnikach. Mama siedziała z koleżankami na ławce przed blokiem, a że było gorąco i pić się chciało, to była zaopatrzona w kilka szklanych butelek z gazowaną wodą mineralną. Jak chciało mi się pić, to podjeżdżałem do ławki, mama otwierała butelkę systemem "o kant", czyli przystawienie tej części kapsla co wystaje o kant, w tym wypadku kosza na śmieci, i poprzez uderzenie w butelkę od góry, spowodowanie jej otwarcia. I wszystko byłoby pięknie, ładnie, gdyby nie to, że za którymś razem podjechałem do ławki, mówiąc "Chce mi się pić!", usłyszałem od mamy "Poczekaj sekundkę". Długo nie czekając i chcąc się popisać swoją umiejętnością otwierania butelek jak mama, wziąłem do ręki butelkę i z całej siły przywaliłem szyjką o kosz na śmieci...
Później stało się to co, co się stać musiało. Szyjka odpadła od butelki i energicznie powędrowała w kierunku mojej twarzy. Z tego co się później działo, pamiętam jak widząc wszystko w czerwonym kolorze byłem niesiony szybko w kierunku samochodu...
Okazało się że jednak miałem bardzo dużo szczęścia. Szyjka butelki uderzyła mnie w czoło, a raczej w miejsce połączenia czoła i nosa, w odległości mniej więcej 1cm od oka. Po tym wydarzeniu została mi blizna i nauczka, że butelki lepiej otwierać zębami niż "o kant". Żeby było jeszcze ciekawiej, ta blizna ma nieco kształt błyskawicy, co w połączeniu z okularami i ciemnymi włosami była powodem okrzyknięcia mnie przez kilka osób, na pewno wiecie kim.

by Ian_Ard

* * * * *

SKOK

Miałem około 11, 12 lat. Akcja dzieje się u mojego kuzyna, mieszka on na osiedlu niezbyt wielkiego miasteczka. W pobliżu miejsca jego zamieszkania płynie "rzeczka" (czy. wąski ok 1.5m kanał odprowadzający ścieki). Z nudów poszliśmy tam z kuzynem, jako że przez most przejść, to nie sztuka szukaliśmy "ciekawszych" sposobów na przeprawienie się. Kuzyn wybrał rurę która przypominała nieco most, ja wolałem skoczyć, by pokazać jaki jestem wysportowany. Skok był piękny udało mi się nawet dotknąć brzegu suchą stopą, niestety jedną druga z odgłosem uroczego plusku wpadła prosto do ścieku. Z powrotu do domu pamiętam uroczy aromat i szyderczy śmiech kochanego kuzyna.

by Niezarejestrowany

* * * * *

STODOŁA

Miałem wtedy 8 lat. Pewnego niedzielnego popołudnia nudziłem się strasznie i nie miałem się czym zająć - tym bardziej że jedynak... Poszedłem więc do kumpla - a u niego jeszcze dwóch innych. A że u kumpla była stodoła, więc sobie tam poszliśmy. Na początku tak bez celu, a potem zaczęliśmy się gonić. Tak się to jakoś złożyło, że zaczęliśmy coraz wyżej wychodzić, bo tam pełno siana, słomy itp. Co pamiętam, to tyle, że jak byłem na samej górze - z której zrzuca się słomę na ziemię (jakieś 4 metry nad powierzchnią - o ile nie więcej) - to pchany przez kolegę zauważyłem tą dziurę do zrzucania. Ciemność. Następna chwilowa wizja była taka, że byłem na ramionach ciotki która próbowała mnie cucić. Po chwili już całkiem odzyskałem przytomność.
Co się stało? Ano kumpel nie zważając na moje krzyki pchał mnie dalej. Poleciałem w dół, ale żeby było śmieszniej to nie upadłem bezpośrednio na ziemię tylko zahaczyłem o kant wozu który tam stał. Górnym dziąsłem. Efekt - 9 szwów na tymże dziąśle, lewa ręka pęknięta - tylko tyle! Ani jeden ząb mi nie wypadł! W sumie to dziwne że przeżyłem, może ten wóz uratował mi życie bo gdybym spadł na beton to kto wie? A tak w ogóle to był dzień kobiet.

by Niezarejestrowany

* * * * *

STARY A GŁUPI

NIE PCHAJ PALUCHÓW!

Pewnego razu zamknęliśmy kumpla w garażu, takim jak są na blokowiskach, na zasuwę. No i trzymamy te drzwi, żeby nie wyszedł, szukamy czegoś żeby go trochę przyblokować ale nic nie ma. Wsadzili tam jakieś patyki, ale uderzył kilka razy od środka, to się złamały. On przestał na chwilę próbować się wydostać a ja głupi włożyłem w to miejsce na zasuwę palec, mówiąc "wsadźcie tu jakiś gruby kij". I on wtedy uderzył w drzwi... Palec rozdarło mi do żywej kości, a od tej pory mam jakiś uraz do wkładania palców gdzie popadnie. Jeszcze tylko nie wiem jak się zemścić. Może jakaś rada?

by Niezarejestrowany

No właśnie, jakaś rada?

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!


Oglądany: 22055x | Komentarzy: 6 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało