Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki CXXXIV - W życiu ważny jest smak!

44 854  
5   24  
W tym tygodniu, w kąciku historii z życia wziętych (czyt. Autentykach), przeczytacie m. in. o samochodach, wyjazdach z zakładu pracy oraz skandalu, który powinien spowodować natychmiastową reakcję Ministerstwa Spraw Zagranicznych....

MA SIĘ TEN WÓZ...


Otóż byłem ci ja dzisiaj u mojego przyjaciela mechanika, którego (mimo wielkiej do niego sympatii) nie lubię odwiedzać w pracy, bo zwykle wiąże się to z konkretnymi wydatkami. Zawsze jednak stara się on poprawić mój nastrój opowiastkami z branży. Wśród tych wszystkich opowieści, które pewnie znacie - o smarowaniu tarcz hamulcowych i pasków (żeby nie piszczały), podłączaniu odwrotnie kierunkowskazów, czy nalaniu benzyny do diesla, jedną usłyszałem po raz pierwszy...
Facet kupił (czyt. sprowadził) sobie w końcu pierwsze, w miarę normalne auto. Zaprosił kolegę na premierową przejażdżkę i chwali się, jednocześnie demonstrując:
- No, elektryczne szyby, klima, radio, wspomaganie...
Dojeżdżają żwawo do świateł (czerwone):
-... I najważniejsze - ma ABS. Zobacz...
Pisk, huk, odgłos rozsypującej się tylnej szyby i melancholijny komentarz pasażera spoglądającego w tył:
- Ale ten nie miał...

by Bladerunner

* * * * *

PREZENT OD SERCA

Przed Walentykami rozłożył mi męża straszny nasmark. Siedzi biedaczysko nad chusteczkami i smarcze. Ja też miałam nie najlepszy dzień, więc szmondam się po domu. W pewnym momencie dopadam do ślubnego i pytam:
- Kochasz mnie?
A on nic tylko dmucha w chusteczki nosem... Już chciałam odejść, wtedy ślubny do mnie:
- Oooo! Serce ci nasmarkałem...
To był najoryginalniejszy prezent jaki dostałam na Walentynki.

by Casica

* * * * *

EMIGRACJA JUŻ SIĘ ZACZĘŁA

Nad leśną polaną powoli unosiła się poranna mgła, gdy trzy postacie usadowiły się w ambonie obserwacyjnej. Braciak, będący leśnikiem i zarazem inicjatorem całej porannej ekspedycji, przemówił, wyciągając z plecaka pół litra i trzy blaszane kubki:
-Gdzieś za pół godziny ten jeleń powinien się pojawić... Zawsze tak robi...
Przygotowaliśmy aparaty i zabraliśmy się za rozpijanie flaszki.
Czas wlókł się leniwie, słońce było już coraz wyżej, las zaczynał tętnić odgłosami, a jelenia jak nie było, tak nie było...
Minęła godzina i zaczynała nas już dopadać najzwyklejsza nuda.
- Berek... - powiedział szwagier rozgniatając muchę upierdliwie brzęczącą mu nad uchem, gdy nagle zarośla na skraju polany poruszyły się...
-To on - szepnąłem przesuwając się bliżej aparatu...
To jednak nie był on, bo na środek polany, z wesołym kwikiem, wtarabaniła się gromadka warchlaków...
- Od białoruskiej strony musiały przyjść - powiedział szwagier znad lornetki.
- Czemu? - spytaliśmy.
- Bo jeszcze więzienne pasiaki mają...

by stalko

* * * * *

WIOSNA IDZIE...

W maju wszystko budzi się do życia. Na to nie ma rady. Drzewa, krzaczki, badylki się zielenią ,krew szybciej krąży w żyłach słowem po zimie wszystko tryska energią i rozkwita.
Pogoda była przepiękna, toteż wybraliśmy się z małżonką na wycieczkę do ZOO. Niestety, na pomysł ten wpadło też sporo innych osób, w tym co najmniej jakieś trzy spore przedszkola, czego efektem były rozwrzeszczane tabuny pięciolatków pod czujnym okiem pań opiekunek, w dosłownie każdym zakątku ogrodu. Leniwie snuliśmy się po alejkach, podziwiając mnie,j lub więcej egzotyczne stworzenia, gdy dotarliśmy do wybiegu, na którym żywot swój wiodły wełniaki szerzej znane jako miśki polarne.
Z niemałym trudem przecisnęliśmy się przez ciżbę oblepiających barierkę dzieciaków, gdy naszym oczom ukazał się następujący widok.
Otóż misio, nic nie robiąc sobie, z tej jakże szerokiej widowni, chędożył sobie, od tyłu, przysypiającą panią misiową, wywołując tym samym aplauz powyższej dzieciarni oraz zgrozę pań opiekunek.
Usłyszałem tylko coś jak:
- Halina zabieraj stąd dzieciaki, bo to są świnie nie miśki.

by stalko

* * * * *

INTEGRACYJNY WYJAZD NA GRZYBY

Tatulek mój szanowny pracował lata temu w Hucie. Zakład pracy, jak w owych czasach większość zakładów pracy, organizował różnego rodzaju wyjazdy "integracyjne". Otóż rzecz się działa w czasie jednego z takich wyjazdów na grzyby. Oczywiście zakład fundował wyjazd autobusem, a podróż to nie "belejaka" była, bo około 50 km za miasto, w las oczywiście dziewiczy. Kiedy już hutnicza wiara się zebrała (40 chłopa) i zasiadła w autokarze (pewnikiem tzw. "ogórku") rozpoczęła się natychmiastowo konsumpcja różnego rodzaju trunków, wśród których zdecydowanie najpopularniejszym był bimber produkcji zdecydowanie miejscowej. Po dotarciu do celu gromadka lekko zachwianie wysypała się z autobusu i rozpierzchła wesoło kontynuować biesiadę lub (nieliczni pamiętający o celu podróży) zbierać grzyby. Dodać tu należy, że od razu w autokarze porobiły się grupki, bo to i nie wszyscy się znali (wiadomo duży zakład) i nie wszyscy lubili. Podobno było też paru singli popijających samotnie to i owo. Dzionek minął wesoło i szybko. Nieliczni powracali z grzybami, zdecydowanie liczniejszą grupę stanowili amatorzy swojskiego bimberku popijanego szklankami, popychanego fajkiem (najpewniej "Sportem"). Wygląd ich zdradzał wycieńczenie męczącym grzybobraniem, na ubraniach i twarzach wielu znać było nieograniczoną miłość do przyrody objawianą podczas pobytu w sposób urozmaicony (obejmowanie drzew i krzaków, krótsze lub dłuższe chwile spędzane w dołach, rowach lub innego rodzaju ciekawych miejscach).
Po załadowaniu grzybiarzy do autka, "kierownik wycieczki" miał za zadanie przeliczyć chłopstwo. I okazało się, że brak jest jednej sztuki. Co więcej, nie bardzo wiadomo kogo, a bliższe dopytywania nie miały większego sensu albowiem ogromna większość strudzonych spała już słodko w swoich siedzeniach. Jeszcze nieśpiących i w miarę trzeźwych wysłano na poszukiwania. Bardzo szybko zguba się znalazła. W pobliżu autokaru, gdzieś pod drzewkiem, drzemał sobie ów jegomość smacznie. Zataszczono chłopa do autobusu, czego nie odczuł nawet znieczulony (jak większość) alkoholem.
Po przeliczeniu (oczywiście już wszystko grało) autobus ruszył w drogę powrotną.
Powrót do miasta i wyładunek hutniczej braci nastąpił bezproblemowo. No, prawie bezproblemowo. Otóż po raz pierwszy od wyjazdu z lasu ocknęła się zguba i rzecze:
- A gdzie ja jestem i gdzie mój rower ?
Oczywiście wszyscy zdziwieni, ale tłumaczą chłopu, że przecież na grzybach byli i że popił tęgo i może nie pamiętać i z którego wydziału jest to znajdzie się zawsze jakiś znajomy co go uświadomi i odprowadzi.
A ten, zamroczony jeszcze, dalej swoje:
- Gdzie mój rower? gdzie mój rower?
W końcu, po przeprowadzeniu błyskawicznego dochodzenia, "kierownik wycieczki" zdołał ustalić, że ów znaleziony hutnik wcale hutnikiem nie jest, a rolnikiem, co więcej chłop ten został "uwięziony" przez nich jakieś 50 km od swojej wsi i pozbawiony roweru. Okazało się również, że rolnik ów wyszedł na grzyby, doskwierającą mu samotność przepijając mózgojebem tak skutecznie, że legł był pod drzewkiem, gdzie znaleźli go nasi dzielni hutnicy. I co za tym idzie zdołał również ustalić, że jeden z hutniczych grzybiarzy błąka się teraz po nocy gdzieś po lesie.
Dziwić się tylko można, że poszukiwacze nie zauważyli leżącego roweru, kiedy zbierali chłopa, ale biorąc pod uwagę fakt, że stan poszukiwaczy był tylko trochę lepszy, od stanu znajdy, dziwić się można tylko chwilkę. Co natomiast stało się z pechowym, zagubionym grzybiarzem, jak wyglądał jego powrót z grzybów i wiele innych tajemnic owej wyprawy pozostaje dla mnie do dziś sprawą nierozwiązaną.

by chrupekstar

* * * * *

HASŁO!

Zima jest a więc na dworze szaroburo i nieprzyjemnie. Wybraliśmy się z małżonką do szwagrostwa mojego ulubionego w celu spędzenia jakiegoś czasu przy kawie lub czymś mocniejszym.
Parę metrów to jednak jest i zdążyliśmy nieźle zmarznąć przez drogę. Marzyłem więc tylko o gorącej kawie oraz zawartości niedużej buteleczki, którą to szwagier, specjalnie na tę okazję, zakupił.
Stanęliśmy pod drzwiami ,dzwonimy gdy nagle usłyszeliśmy głos:
- Hasło...
No tak... Nie ma to, jak dobry żarcik na dziesięciostopniowym mrozie.
- Marcin nie wygłupiaj się... - spróbowałem, ale stanowczy głos zza drzwi zażądał ponownie.
- Hasło...
Ja tam hasła nie znałem, ale tu wykazała się moja żonka, słynny kryptolog:
- Żyrafy wchodzą do szafy...
Rozległ się szczęk zamków i w prześwicie między drzwiami, a futryną, pojawiła się głowa szwagra:
- Odzew - Pawiany wchodzą na ściany. Wchodźcie.
Miło było posiedzieć. My z Marcinem zrobiliśmy flaszkę ,dziewczyny coś tam sobie szczebiotały. Ogólnie fajnie spędzony wieczór. Zbieraliśmy się już do wyjścia, gdy szwagierka oznajmiła mojej żonie:
-To jutro Marcinek przyjdzie odebrać te moje kosmetyki co zamówiłaś.
Ha...A więc okazja do rewanżu nadarzy się dość szybko. Niech cwaniaczek zobaczy, czy to śmieszne jest postać sobie dziesięć minut na mrozie...
Nazajutrz późnym rankiem rozległ się dzwonek.
"Ja cię załatwię..." - pomyślałem i popędziłem w stronę drzwi.
- Hasło...
Zza drzwi odpowiedziała mi cisza.
- Hasło kurna, bo nie wejdziesz - dusiłem się ze śmiechu, bo to okazało się nawet zabawne.
- Panie, żadnego hasła nie znam, bo tylko awizo z poczty przyniosłem.
Listonosz faktycznie hasła mógł nie znać...

by stalko

* * * * *

MIĘDZYNARODOWY SKANDAL

Odwiedziłem dziś słynny gabinet figur woskowych. Nawet fajne miejsce. Gdyby ktoś był przejazdem w stolicy brytwanii - polecam (szczególnie podczas ostatniej godziny pracy muzeum - wstęp za pół ceny). Połaziliśmy, powygłupialiśmy sie, porobiliśmy zdjęcia. Spotkaliśmy figurki wielu znanych osób, ale tej jednej jedynej, którą miałem nadzieje spotkać, niestety nie. Grzecznie więc zapytałem jednej pani przy wyjściu, czy w ogóle tu gdzieś jest w magazynie i jeśli tak, to czemu jej nie eksponują. Usłyszałem odpowiedz:
- Co wy macie z tym Chukiem Norrisem? Tylko dzisiaj jesteś chyba piątą osoba, która o to pyta...

by telesfor

* * * * *

PIWO JEST OK

Całkiem niedawno odwiedziliśmy ze znajomymi lokal - studencki z nazwy i takiż w wystroju (nazwę litościwie przemilczę). Ot, tak - powspominać dawne dobre czasy nam się zachciało. Siadamy przy barze, zamawiamy po browarze i kontemplujemy wnętrze i co ładniejsze bywalczynie.
Pierwszy łyk złocistego trunku i... jakieś nie takie. Co prawda koneserem specjalnie nie jestem i osobiście uważam, że najlepsze piwo to czwarte, ale jako że za studenckich czasów sam byłem barmanem, na pewne sprawy jestem wyczulony. Pytam więc barmana:
- A to piwo, to ono świeże jest?
- Pewnie. Dzisiaj zmieniałem beczkę.
- No to spróbuj, bo mi się wydaje, że chyba nie...
Barman fachowym gestem i bez specjalnej dbałości o higienę wypił łyk. Pomlaskał, nalał sobie w filiżankę i zrobił test porównawczy.
- No faktycznie, coś nie tego...
Spróbował jeszcze raz.
Nagle oblicze jego się rozjaśniło i z wyraźną ulgą, niczym nie zrażony, radośnie stwierdził:
- Piwo jest ok, to szklanka była brudna...

by Bladerunner

* * * * *

ZBYT WIELE UPRZEJMOŚCI SZKODZI

Kolega dzisiaj przychodzi do roboty i cmoka...
- Co jest?
- Co mnie kurna wczoraj wieczorem podkusiło, żeby samochód myć przy dziesięciu stopniach mrozu?!
- A co, uszczelki?
- No dokładnie... Ten Seat sobie myśli, że ich samochody tylko po Hiszpanii jeżdżą? Gdzie oni tą gumę robią?
- Co nie mogłeś otworzyć drzwi?
- Otworzyć mogłem, ale zamknąć nie mogłem... ni huhu...
- Wow. To jak jechałeś?
- Z otwartymi. Włączyłem ogrzewanie na maksa, myślę sobie - nagrzeje się, to odpuści. Ale musiałem okno otworzyć i jechałem, jak ten debil, z otwartym oknem, przytrzymując niedomknięte drzwi...
- No i jak się jechało?
- A nawet spoko, tylko co na światłach stanąłem, to mi ktoś pokazywał, że mam drzwi nie zamknięte. I tak co światło:
- Halo! Drzwi Pan ma niezamknięte... drzwi niezamknięte!
A ja co chwila:
- Wiem! Dziękuję! Wiem. Dziękuję...
- No to ładnie...
- No ładnie. Ale za którymś razem to już nie wytrzymałem!
- No i co?
- Pamiętacie ten kawał o wędkarzu, co łowił ryby i gościu płynął kajakiem pod prąd, wiosłując patelniami?
- No?!
- No to tak było... "Halo! Drzwi Pan ma niezamknięte... WIEM ! SPIE**ALAJ! Halo! Drz... SPIE**ALAJ! Ha... SPIE**ALAJ!"

by Misiek666

* * * * *

TRZEBA BYĆ TOLERANCYJNYM

Za Krzysztofem Piaseckim:
Trzeba być tolerancyjnym, ale bez przesady. Na przykład trzeba być tolerancyjnym wobec innych orientacji seksualnych, ale żeby facet z facetem? Albo baba z babą? Bez jaj! Tolerancja tak, dewiacje nie. Albo nakrycia głowy. Nakrycie głowy powinno otaczać cały okrąg głowy, chyba że ktoś jest papieżem. Tolerujemy kapelusz góralski, czapkę górnika, to dlaczego nie beret? Beret otacza cały okrąg głowy, czasami nawet dwa razy.
Noszony jest tak z francuska, na jedno ucho, żeby można było drugie do głośnika przystawić...

by punkracy

* * * * *

NIE MA TO JAK W PLENERZE

Pojechaliśmy z kumplami odwiedzić zimową stolicę Polski. Po męczarni na Zakopiance, wieczorową porą, szukamy noclegu. W pewnym momencie, na zaśnieżonej ścieżce, zobaczyliśmy leżącą butelkę po SOPLICY i damskie stringi. Kolo wrzasnął:
- Chłopaki tu jest pięknie. Zostajemy.

by bouzer

* * * * *

MAM!

Historia mojego znajomego. A więc tak:
Byłem z kumplem na imprezce, no i on żuł sobie gumę cynamonową. No a jak wiadomo, na imprezach się skacze, biega itp. No i jemu nagle guma wyleciała. Kolega nie lubi marnować niczego, więc postanowił poszukać gumy. Nagle usłyszałem tekst:
- Mam... O ku**a, miętowa...

by PiZzA666


Chcesz poczytać więcej autentyków? To wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne", tam też możesz opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), a być może za tydzień to właśnie Ty rozbawisz na naszej stronie głównej czytelników kolejnych Autentyków!

Oglądany: 44854x | Komentarzy: 24 | Okejek: 5 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało