Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych XXXV

23 164  
5   24  
Zobacz więcej!Bohaterów historyjek od zdobycia nagrody Darwina dzieli niewiele. Ale trzeba w życiu mieć to szczęście. Ale uwaga, szanse się dostaje ponoć tylko raz. Są jednak wyjątki...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o niewypaczonej psychice odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

PIEC

Będąc małym brzdącem mięliśmy piece kaflowe w domu. Strasznie lubiłem się przy rozpalonym piecu bawić. Do popielnika wkładałem co się tylko nada - resoraki, samoloty, żołnierzyki itp i patrzyłem jak spadające iskierki wypalają dziury, a w ostateczności spalają zawartość. Oczywiście przyszła kolej na dezodoranty. Psiknąłem jednego razu do pieca. Reakcja była taka, że ogień wyprodukowany ze sprayu powędrował do komina i po kilku sekundach cofnął się. Straciłem grzywkę i opaliłem sobie brwi i rzęsy.

by Maciek G.

* * * * *

ZABAWA W CHOWANEGO

Przy piaskownicy dzieciaki bawiły się w chowanego. Dżentelmen odliczający od 20-stu w dół krzyczy:
- Czarnecki, gdzie byś się nie schował to i tak cię znajdę po smrodzie jaki rozsiewasz! Ja jak się zesrałem to piwnicami wracałem do domu, wstydu nie masz!

by Prajdens

* * * * *

MINISTRANCI

Wracaliśmy z kolegą z wieczornej mszy. Jako ministranci przykładnie okładaliśmy się z radością komżami zapakowanymi w reklamówki lokalnego, dużego zakładu pracy socjalistycznej. Była piękny zimowy wieczór, właściwie już noc. Rozgrzani jak nie wiem co ganialiśmy się po pięknym śniegu. Roześmiany zrobiłem unik celem uniknięcia ciosu strojem liturgicznym w łeb i poczułem, że lecę! A nagle ciemność. Gdy odzyskałem świadomość usłyszałem głos i słowa: Chyba nic ci nie jest ? Pewnie że nic! Ten cieć z malinowym nosem, palacz z osiedlowej kotłowni zapomniał zamknąć właz, którym zsypuje się koks do składu. Wyrżnąłem plecami w kilka grudek leżących na twardej betonowej podłodze i straciłem na chwilę kontakt z rzeczywistością. Oczywiście wróciłem do domu jak gdyby nigdy nic i tak by się to skończyło, ale jakiś donosiciel zawiadomił naszego opiekuna o walce na komże i zostałem zawieszony na dwa tygodnie w służbie liturgicznej.

by Jaroooo

* * * * *

BIGOS

Moja siostra w podstawówce bardzo nie lubiła chodzić do szkoły i znała setki sposobów, aby pozostać w domu. Jeden jej jednak nie do końca wyszedł.
Chciała wykonać numer z termometrem, jednak stwierdziła, że po co się męczyć z gotowaniem wody, skoro jest taki piękny, wielki sagan bigosu. Wpakowała końcówkę do kapuchy i prask! Termometr pękł, a jego zawartość wlała się do środka.
Przestraszyła się (ale nie rtęci, bo nie wiedziała o co z nią chodzi, tylko drobinek szkła), zamieszała w garze i schowała się w pokoju.

Na szczęście, gdy mieliśmy jeść obiad, przyznała się i powiedziała, że w jedzeniu są szkła. Po nitce do kłębka prawda wyszła na jaw, pas poszedł w ruch, a bigos do kibla. To ostatnie jest najbardziej smutne...

by Epitomo

* * * * *

CYFERKI

Mając coś około roczku byłem tak grzecznym dzieckiem, że matka układała mnie w łóżeczku, ja zasypiałem i mogła spokojnie wyjść po zakupy itd. Dnia pewnego sen mój jakoś szybko się zakończył, no a jak to maluch byłem ciekawy świata. Najbliższym punktem docelowym była półka, na której (na moje nieszczęście) leżały arkusze naklejanych numerków (ojciec pracował w fabryce bardzo wtedy popularnych "drewniaków"). Nie wiem czy kierował mną głód, czy dziecięca fantazja ale po prostu nażarłem się tych numerków. Efekt był taki, że matka gdy wróciła do domu zastała niecodzienny widok: ja siedziałem grzecznie, calutki uwalany we własnym g*wnie, a dookoła walały się małe ponumerowane kupki, ale jakoś do dziś nie mam szczęścia w totolotku... 

by VGtebel

* * * * *

KASZTANOWIEC

Historia z okresu wczesnej podstawówki (chyba III klasa). Na alejce blisko domu, w którym mieszkałem (centrum Szczecina) rosły potężne kasztanowce. Wspólnie z kolegami stwierdziliśmy, że są chore, bo miały na wysokości ok. metra dużą dziurę, wewnątrz której widać było próchno. Orzekliśmy, że to wina korników. Trzeba je zlikwidować. Tylko jak? Najlepiej wypalić.
Polaliśmy więc spróchniałe miejsca czymś łatwopalnym i podpaliliśmy. Nie chciało to się palić żywym ogniem, ale zaczęło tlić. Dobre i to.
Po jakimś czasie naszą obecnością przy z lekka dymiącym się drzewie zainteresowali się panowie w kolorze blue.
- Czy to my podpaliliśmy drzewo?
- Nie, absolutnie nie, my tu mieszkamy i zobaczyliśmy dym, chcemy ugasić!
- Jak tu mieszkacie, to niech jeden skoczy po wiadro z wodą.
Pobiegłem do domu po wodę. Tląca się wyrwa w drzewie została zalana i rozeszliśmy się. Na szczęście nie spisywali nas.
Następnego dnia rano dowiedziałem się, że w środku nocy straż pożarna musiała wyrwać żarzącą się część drzewa. Korniki zostały więc zlikwidowane skutecznie.

by Lobo

* * * * *

PRASOWANIE

Kiedy miałam może 7 lat postanowiłam pomóc mamie w prasowaniu, a że akurat odciągnął ją od żelazka telefon bardzo pilny (przyjaciółka z ploteczkami) wiec zabrałam się żywo do pracy. Kiedy już przypaliłam kilka chust, postanowiłam poeksperymentować. I wtedy wpadłam na pomysł uprasowania torebki foliowej. Jakież było moje zaskoczenie kiedy wszystkie dziurki przez które w żelazku wychodzi para pozalepiały się a materiał na desce stał się czarny. Nie pomogła ucieczka do łazienki.

by Missteeq

* * * * *

SALETRA, ALE JAK!

W czasach mojej młodości i świetności bardzo modna była zabawa saletrą, (mieszało się ją z cukrem) i efekt był wiadomy pięknie się to paliło (śmierdziało jeszcze piękniej). Więc pewnego dnia w wakacje postanowiliśmy z kumplami że zrobimy se pokaz pirotechniki. Zabraliśmy worek z saletrą, cukier i jeszcze parę potrzebnych drobiazgów takich jak gumowe żołnierzyki które paliliśmy w saletrze i udaliśmy się na teren po starych ogródkach działkowych. Miejsce było idealne ,  mało ludzi i pięknie porośnięte krzakami pagórki. Przystąpiliśmy do dzieła. Zabawa była w dechę saletra się paliła jak tralala, dymu było przy tym tez sporo i właśnie wtedy gdy ze spalonej saletry została gorąca jak piekło i dymiąca górka nagle jakiś dorosły zaczął się kręcić nieopodal. W strachu że nas zobaczy i zaprowadzi do rodziców ( a wiadomo jakby się to skończyło, dupa zbita) postanowiliśmy jak najszybciej zgasić to co się jeszcze tliło. Nikt z nas nie pomyślał ze tliło się na zewnątrz ale w środku się jeszcze całkiem fajnie jarało. Kolega doszedł do wniosku że zgasi to za pomocą własnej sikawki. Ja z dwoma kolegami staliśmy obok niego i w momencie jak wyciągnął instrument gaśniczy ja dostałem olśnienia że prędzej zgaszę to znalezioną obok cegłą. Jak postanowiłem, tak zrobiłem - cisnąłem cegłę w górkę palącej się saletry. Efekt był piorunujący. Pamiętam, że jak tylko cegła rąbnęła w saletrę ta rozprysła się płonącymi resztkami na boki, a jak już wspominałem na bokach staliśmy my. Tylko refleks albo instynkt uratował kolegi organ bo zdążył zakryć go koszulą (nawet nie chcę myśleć co by było gdyby nie zdążył prawdopodobnie do dzisiaj by mnie nienawidził). Niestety saletra trysnęła prosto na nasze nogi i co gorsza dalej się paliła. Lataliśmy w kółko jak wściekli i wrzeszczeliśmy. Jeżeli ktoś by nas wtedy zobaczył pomyślał by ze bawimy się w indian na wojennej ścieżce. W końcu saletra zgasła samowolnie, ale pozostawiła całkiem pokaźne poparzenia 2 stopnia na naszych nogach i żeby było śmieszniej w obawie przed rodzicami przez prawie miesiąc chodziliśmy w spodniach z dresu, a zaznaczam że lato było wtedy bardzo gorące. Od tamtej pory już nie kręciła nas zabawa w pirotechników a pamiątki po tamtych wakacjach w postaci pięknych blizn po oparzeniach mamy na nogach do tej pory.

by Roby0 

* * * * *

STARY A GŁUPI

SPACEREK


Miałem około trzech lat. Spacerek z ojcem. Ojciec z dala zobaczył swojego kumpla. Ucieszył się z tego faktu niezmiernie. Nachylił się do mnie i powiedział po cichu: 
- Możesz kopnąć go w kostkę. 
Skąd miałem wiedzieć, że żartował? Wyrwałem się z ojcowskiego uścisku, podbiegłem do tamtego pana, a w chwilę później pan podskakiwał na jednej nodze, trzymając się w kostce z drugą (fajnie to musiało wyglądać), po celnym ciosie mojej nóżki uzbrojonej w nowiuśki trampek.

by Ichti 

* * * * *

KÓŁKA NA WF

Nie tak dawno temu, w czasach gdy jeszcze miałem przyjemność uczęszczać do LO mięliśmy WF. Nasz Pan Dyrektor (jednocześnie WFista) miał bardzo poważne podejście do swoich zajęć. Ogólnie był wymagający i wprowadzał rożne ciekawe konkurencje do programu swoich zajęć. Jedną z nich była gimnastyka na "kółkach". Takie sobie kółka na linach wiszących u sufitu. Każdy z nas miał się trochę pohuśtać, mieć wyprostowane nogi, osiągać kat wychylenia ok. 45 stopni, w miarę możliwości pohuśtać się głową w dół. Koniec ćwiczenia polegał na tym, żeby w momencie gdy kółka razem z ćwiczącym zatrzymują się pomiędzy ruchem do tylu, a ruchem do przodu zeskoczyć z nich na maty rozłożone poniżej i wykonać taką figurę z głową do góry i rozstawionymi na boki wyprostowanymi rękami. Jeden z kumpli tak się przejął wyczekiwaniem na TEN moment, gdy kółka "stoją", że trochę przesądził i puścił kółka o chwilkę za wcześnie czyli gdy jeszcze poruszał się do tyłu. Efekt był łatwy do przewidzenia: grzmotnął płasko plecami o ścianę na wys. ok 2,5m i z "prawidłowo" rozpostartymi rękami osunął się jak postać z kreskówki na podłogę. Od tamtej pory kółka nie były już obowiązkowe. Inna sprawa, że ów kolega jest obecnie pilotem na Su 24. Mam nadzieje ze lepiej "wyczuwa odpowiednie momenty".

by Qlfon

Czekam z niecierpliwością na Twoje przeżycia. Nie krępuj się, dołącz do gwiazd kolejnego odcinka klikając tu i opisując przeżycie.


Oglądany: 23164x | Komentarzy: 24 | Okejek: 5 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało