Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Medyczne opowieści doktora Cornugona VIII

31 338  
9   32  
Ale tutaj nie klikaj!Dzisiaj dowiemy się jaka jest największa życiowa tajemnica zakonnicy, będzie też coś o stosunkach panujących w policji, a także powspominamy podejmowanie staropolską medyczną gościnnością gości zza granicy, chociaż wtedy nie tak do końca była to zagranica... ;)

Czego zakonnica nie powie nawet Przeoryszy?

Ostatnio w ramach dokształcania się szwendam się po różnych stażach i oddziałach. Nie dawno przyjmowałem na ten przykład na oddziale reumatologicznym. Specyfika badania pacjentów, ze względu na to, że schorzenie może dotyczyć wielu stawów wymaga by pacjenta rozebrać co najmniej do majtek. W końcu biodrowe stawy trzeba dokładnie obmacać w odwiedzeniu, przywiedzeniu i oczywiście rotacji. I poruszać nimi na wszystkie strony (a przynajmniej spróbować…)

Dostałem z samego rana historię choroby pacjentki tuż przed trzydziestym rokiem życia z podejrzeniem pewnej choroby, która może dość szybko zająć (bólowo i wykrzywieniowo) wiele różnych stawów. Wczytawszy się najpierw w zgromadzone dokumenty stwierdziłem, że jest spore prawdopodobieństwo, że ta pani ma akurat tego pecha. Idę do pacjentki zebrać wywiad i zbadać. Patrzę, na korytarzu siedzą zakonnice.

Nie podejrzewając najgorszego zagadnąłem przechodzącą pielęgniarkę czy mamy zlot pingwinów? Dowiedziałem się, że przyprowadziły moją pacjentkę. Na domiar złego jak zwykle jeden pingwin szedł za mną i usłyszał moje uprzejme pytanie!! Dlaczego pingwiny chodzą stadami?!

Biorę pacjentkę pingwina do badalnika (takie pomieszczono, w którym lekarz może się zamknąć z kim chce i bawić się z nim w doktora). Najwyraźniej fakt, że noszę spodnie przeraził śmiertelnie "siostrzyczkę", bo cała blada szła za mną. Szczerze powiedziawszy mnie też przeraził fakt kim jest moja pacjentka bo zawsze jakoś hmm… miewam dziwne problemy z duchowieństwem (ostatnim razem jak pojechałem do przeziębionego proboszcza to całą noc spędziłem w zachrystii z proboszczem, dwoma wikariuszami, telewizją TRWAM i skrzynką wina francuskiego - żona kompletnie nie uwierzyła, że byłem na wizycie domowej jak mnie przywieziono o czwartej rano).

Zbieram wywiad. Pytam o wszystko (o choroby weneryczne, palenie papierosów, alkohol i narkotyki także). Wreszcie dając pingwinkowi papiurki do podpisania proszę by się rozebrała do badania do majtek.

Pąsy jakie sekundę później zobaczyłem na długo wbiją mi się w pamięć. Poza przybraniem intensywnych barw siostrzyczka ani drgnęła, więc zapytałem czy zgadza się na badanie.
(S) - Doktorze, ja ślubowałam czystość!! (to mnie rozwaliło ale staram się dalej)
(J) - Ja chcę siostrę tylko zbadać!
(S) - Ale doktorze, czy to konieczne?
(J) - Żeby dobrze siostrę leczyć muszę wiedzieć w czym dokładnie tkwi problem (tu strzeliłem gadkę o konieczności badania wszystkich stawów).
(S) - Ale doktorze, bo ja bym nie chciała… To znaczy, czy Was na pewno obowiązuje tajemnica lekarska?
(J) - Oczywiście.
(S) - Ale przed wszystkimi? Przed Przeoryszą też?
(J) - Tak.
(S) - To proszę nikomu nie mówić, ale ja (tu nachyliła się ku mnie i rzekła szeptem) noszę stringi!

Czasem ciężko jest utrzymać powagę, ale zdzierżyłem.

Były piękne, z koronkowym haftem na przedzie…

* * * * *

Chłopcy radarowcy

Wczorajszy dzionek był wyjątkowo dziwny. Od rana czułem się jak bohater jednej z powieści Kafki. Zaryzykuję stwierdzenie, że odpowiada za to panujący upał, zapomnienie przeze mnie zabrania z domu dokumentów, upał, "wysyp pacjentów", upał, rozkopanie całego miasta wzdłuż i w poprzek i związana z tym nasilona obecność "drogówki", a także upał.

Przemieszczając się pomiędzy jednym a drugim miejscem pracy, niepomny na brak dokumentów zaryzykowałem przejazd przez "Strefę" licząc w duchu na z dala widoczny na przedniej szybie znaczek lekarski, który podobno uprawnia do przejazdu przez tą strefę. Niestety z miejsca natknąłem się na znudzonych wesołych panów, którzy wybrali akurat ten moment na sprawdzenie czy dany kierowca aby na pewno może tędy sobie jechać jak Książe udzielny, a nie powinien czasem stać w korku na obrzeżach strefy jak zwykli obywatele grodu Kraka.

Na widok biało-czerwonego lizaka spociłem się jeszcze bardziej (co przy panującym upale graniczyło z niemożliwością, jako że i tak w butach chlupotał mi już całodzienny pot), ale będąc przykładnym obywatelem zjechałem na chodnik. Czekając grzecznie w samochodzie, uchyliwszy okno obserwowałem w lusterku zbliżającego się przedstawiciela prawa i porządku. I w tym miejscu (opóźniony refleks - upał) zauważyłem, że ów szeryf nie dość, że ma na sobie spodnie (biodrówki?) ledwie trzymające się mu na typowo męskich trzech punktach zatrzymania (talerz biodrowy lewy, talerz biodrowy prawy i ten punkt z przodu, nie zawsze widoczny), to na dodatek idzie krokiem, którego nie powstydziłaby się modelka na wybiegu. Nawet bioderkiem z lekka zarzucał..

Przyjrzawszy się dokładniej stwierdziłem, że co prawda ekwipunku u pasa jest sporo (pistolet, kajdanki, miotacz gazowy, coś w białej, skórzanej mini torebce, coś w czarnej, skórzanej pochwie), to jednak nie wydaje mi się żeby ubrał na siebie za duże spodnie, które obciążenia nie wytrzymują. Chyba to jednak były "biodrówki"..

Po z góry przewidzianym pytaniu o dokumenty i z góry wiadomej odpowiedzi z mojej strony zostałem poproszony o zamknięcie samochodu i przesiadkę na tylne siedzenie policyjnego passata. Tu z kolei miałem niewątpliwy zaszczyt poznać drugiego stróża prawa. Tym razem był to typ "macho", z trzydniowym - obowiązkowo czarnym - zarostem i bicepsami rozsadzającymi służbowe ubranko. Słowem - Policjant z Plakatu Obywatelskiego. Na wstępie jednak mój zdenerwowany umysł zaobserwował z pewnym niepokojem, że wsiadający pierwszy policjant do wozu został przywitany oprócz standardowego "no co tam?" pieszczotą w postaci muśnięcia grzbietem dłoni podbródka. Może jest to policyjny standard okazywania zaufania między towarzyszami patrolu, mnie jednak zachowanie to wprowadziło w stan zastanowienia nad "stosunkami" panującymi w policji.

Nie wiem jak wygląda rutynowe zatrzymanie faceta bez dokumentów, zapytano mnie wszelako, jak mógłbym im udowodnić kim jestem czyli kto może stwierdzić że ja to ja, a nie on. Olśniła mnie w tym momencie myśl, by choć raz wykorzystać jednego z pacjentów (komisarz tejże policji, choć nie drogówki) celem próby załagodzenia zaistniałej sytuacji. Podawszy więc Miłym Panom numer telefonu komisarza, po raz kolejny zaobserwowałem, że "macho" przesunął pieszczotliwym gestem ręką po udzie swojego partnera (teraz się zastanawiam w jakim sensie to był "partner" ). Jakoś tak coraz mniej wyraźnie czułem się siedząc na trzeciego w radiowozie, miałem nieprzeparte wrażenie, że chyba im w czymś przeszkadzam…

Pan w centrali połączył radiowóz z moim drogim pacjentem, który dowiedziawszy się o co chodzi i (na szczęście) rozpoznawszy mnie po głosie rozpoczął negocjacje z moimi oprawcami. Po kilku minutach rozmowy żałowałem coraz bardziej nie zabrania tych dokumentów. Pan komisarz, nie mający władzy w drogówce (inny departament jak mówiłem), po serii próśb przeszedł do dynamizatorów. Tu wszyscy mieli okazję się dowiedzieć jak bardzo panu komisarzowi zależy na atakowi nagłej amnezji u "drogowiczów", że zna ich szefa i jak do niego zadzwoni to panowie z radiowozu przesiądą się na własne buty, którymi to butami będą wybijać rytm na najbardziej zapuszczonych i obfitych w dziury wszelkiego sortu ulicach naszego pięknego miasta. Gdy i to nie przyniosło efektu dowiedzieliśmy się co komisarz myśli o panach, o tym co robią wieczorami, o ich żonach (ciekawe czy w ogóle je mają?), matkach, córkach, bliższej i dalszej rodzinie, pochodzeniu społecznym i ustrojowym tychże, brakach w wyższym wykształceniu i kulturze, stosunku do mniejszości etnicznych oraz młodzieży wszechpolskiej. Panowie w trakcie tego monologu spoglądali na mnie coraz bardziej "spode łba", a ja coraz bardziej się kurczyłem na tylnim siedzeniu. Gdy już rozmiarami zbliżałem się do średniej wielkości krasnala, panowie zgodzili się na poprzestaniu na mandacie. Przy wypisywaniu tegoż (gdy musiałem z kolei dzwonić do małżonki by ta podała mój PESEL i inne numerki) policjant w biodrówkach zagaił grzecznie:

- Panie doktorze, a nie jest pan czasem proktologiem?

Na zakończenie, wracając do swojego samochodu odwróciłem się by raz jeszcze spojrzeć na przemiłych panów. Z ledwością się opanowałem by nie pożegnać ich słowami (nieodparcie kojarzonych z Mistrzem Lansky’im): SZACUN WODZU    

* * * * *

Napój co ma kopa jak...

Byłem wczoraj na imprezie. Impreza ciężka gatunkowo, dość stwierdzić, że dopiero teraz wytrzeźwiałem. Najgorzej jest imprezować w gronie medycznym i to jeszcze jak w ramach bratania się z plebsem samo profesorstwo w tym bierze udział...

Jeden z bardzo znanych krakowskich kardiologów opowiedział taką historię:

"Jakoś zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, gościła na naszej klinice delegacja z bratniego wówczas ZSRR. Musiałem podejmować szefa delegacji. No i był obiad. A był wtedy taki przepis, że dopiero po trzynastej można było alkohol podawać, więc pierwszą część obiadu o suchym pysku, a później dopiero pojawiła się Czysta i tylko przed szefem delegacji, żubrówka. Upał był, więc radziecki profesor ostro wziął się za butelkę, po której zawartości w ciągu niecałej godzinki pozostało jeno wspomnienie. Jako że reszta delegacji dzielnie swemu szefowi sekundowała wódka też "wyszła". Sytuację uratował profesor anatomii (gdzie w różnych celach różne roztwory się używa), przytargując skądś pięciolitrowy baniak spirytusu. Nieco rozcieńczoną butelkę postawiono przed szefem delegacji, który również jej w chwil kilka dał radę. Nie widząc więcej niczego do zaspokojenia pragnienia, tęsknym wzrokiem patrząc na butelkę żubrówki, zapytał kardiologa:

- "Izwinitie, a jest u Was uże jeścio minerialna z bizona?"



Poprzednie odcinki znajdziesz TUTAJ


Oglądany: 31338x | Komentarzy: 32 | Okejek: 9 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało