Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy V

64 329  
160   39  
A tu byłeś już?Jak zasłużyć na podziw podwładnych, co można sobie uszkodzić spadając ze słupa i kogo tak naprawdę dotyczą miesięczne przypadłości... Czyli śmiechoterapii budowlanej ciąg dalszy :)

W Czerwonych Brygadach panowała atmosfera dość familiarna, bo prawie wszyscy pochodzili z trzech sąsiadujących z sobą wiosek i znali się od urodzenia. Byli tam jacyś synowie czyichś tam ciotecznych szwagrów, zięciowie babki czyjejś kuzynki, bracia cioteczni i kuzyni we wszystkich możliwych liniach. Nic się przed nikim nie mogło ukryć.

Tylko Kerownik był skądinąd…

Pewnego razu, obserwując robotę, zauważyłem brak jednego z ludzi. Wiedziony nieomylnym instynktem, udałem się przez pole do najbliższego sklepu - ale nie do środka, tylko na tyły, gdzie stał betonowy "hasiok", czyli śmietnik z klapą. Instynkt mnie nie zawiódł: inkryminowany Alojzy siedział sobie pod nim z flaszeczką mózgojeba potrójnie siarkowanego, uśmiechał się wesoło i grzał gębę w słoneczku.

- Co ty, k**wa twoja * * * ** * ** ** ** *, robisz?! - pytam łagodnie, nawet specjalnie, jak widać, nie dynamizując.
- Niech się kerownik na mie nie wścieko. Wnuk mi się urodzioł, to opijom… Wiycie... Pierwszy wnuk...

Serce mi zmiękło nieco, tym bardziej, że mnie osobiście kilka tygodni wcześniej urodził się syn i pamiętałem, co wtedy wyrabiałem. A raczej nie pamiętałem, hiehiehie... Odrzuciwszy propozycję siorbnięcia siarkofruta, kazałem Alojzowi natychmiast wracać na budowę, co uczynił nawet dość prosto. Resztę dnia spędził przy noszeniu worków i nawet nie odpisałem mu godzin.
Identyczny numer Alojz wyciął nazajutrz, z tym, że przez kilka godzin nie było mnie na budowie, a majster nie miał takiego instynktu jak ja i poszedł co prawda do sklepu, ale za śmietnik nie zawędrował - toteż parującego potrójnym siarkowym czachodymem Alojza przyprowadzili na budowę dopiero pod szychtę. Ale cóż - wnuk, pierwszy męski potomek starożytnego rodu Alojzów… Zostało mu wybaczone.

Ale kiedy trzeciego dnia znów się stracił, wziąłem brygadzistę na świadka i pognałem z nim za rzeczony śmietnik, aby odnaleźć Alojza i po sprawiedliwym procesie ukręcić mu łeb przy samej kości ogonowej. Po drodze mówię:
- Ja k**wa rozumiem - cieszy się chłop, ale ileż k**wa mać można opijać wnuka?!

Brygadzista (sąsiad Alojza zza miedzy) wywalił na mnie oczy jakby pierwszy raz w życiu zobaczył białego człowieka, i mówi, nie dowierzając:
- Alojzowi sie wnuk urodzioł?
- Hmm, no świetnie się tam ponoć znacie w tej wsi, to myślałem, że pan wie… Co? A może on nie ma wnuka?!...
- No mo… ale tyn jego wnuk je już ministrantym!!!

Stanąłem na środku pola i nieomal czułem, jak mi wyrastają ośle uszy. No tak. Wnuk się urodził. Ale ja nie spytałem KIEDY… O k**wa * ** ** * * * * ** ** ** … O ja cię p***lę *** * ** ** * ** ** * * *** … Dynamizatory fruwały jak grad… Oj, przeszedłem samego siebie…

Wróciliśmy oczywiście na budowę, a po Alojza posłałem samochód. Brygadzista mówi:
- Kerowniku, jo wos podziwiom.
- Za co? - pytam mile połechtany, oczekując laurki dla swego profesjonalizmu i zdolności w dziedzinie HR.
- Bo wyście som jedynym chłopym, kierego znom, co umi godzina kląć i się nie powtarzo…

…Był to jeden z nielicznych momentów w moim życiu, kiedy brakło mi riposty.

* * * * *

Klikaj! klikaj!

* * * * *

Jak ktoś ma pecha, to podobno nawet podczas uprawiania seksu może na gwóźdź trafić… Spawaczowi o ksywie Iksmen do łóżka co prawda nie zaglądałem, ale fakt jest faktem, że pecha chłop miał nie z tej ziemi. To wlazł na gwóźdź, to się oparzył (hitem były spalone na tyłku spodnie, kiedy przysiadł na papierosa na krawędzi świeżo przez siebie samego upalonej blachy), innym razem poraził go prąd podczas wkręcania żarówki, albo złamał palec otwierając konserwę…
Na jednej z budów Czerwone Brygady pod wodzą elektryka wkopywały słupy i wieszały na nich przewód zasilający prowizorkę. Iksmen, ponieważ był w grupie zwiększonego ryzyka, a samo jego nazwisko doprowadzało Behapizdę do stanu białej gorączki, dostał spokojne zadanie spawania kątowników na kojec dla psa naszego prezesa, więc nic mu nie groziło. Tak przynajmniej myślałem.
Pracuję sobie w pocie czoła w pakamerze nad kubeczkiem kawy, gdy nagle do środka wpadł elektryk.
- Panie kerowniku! Pódź pan wartko bo Iksmen slecioł ze słupa!
- Taki k**wa ch*j jak ogon Pokemona… Iksmen spawa kojec dla Pikusia…
- No ja… ale mi brakło chłopa to żech go zabroł…
I opowiada dalej w swoim języku, ale ja to oddam w przyzwoitej mowie zależnej:
Elektrykowi był potrzebny jeszcze jeden człowiek do naciągania przewodów, czy do czegoś tam, nie wnikałem, wiec zabrał Iksmena na moment od spawania. Iksmen naparł się, że wylezie na słup, ale spadł już z połowy drabiny, i to paskudnie - na plecy. Kiedy podszedłem, leżał na trawce i jęczał z bólu.
Natychmiast zadzwoniłem po pogotowie, kazałem go okryć kocem i czekaliśmy na karetkę. Karetka pojawiła się po dziesięciu minutach. Iksmen leżał z zamkniętymi oczami, palił papierosa i jęczał dalej, jak się zresztą okazało - nie bez powodu.
Z karetki wysiadł lekarz i pielęgniarka. Tworzyli ciekawą parę - ona wysmukła blond Nordyczka, a on - wręcz przeciwnie: niski, tęgi i… czarnoskóry. Podeszli do leżącego i pielęgniarka powiedziała kontrolnie, żeby otwarł oczy. Iksmen otwarł, spojrzał w twarz pochylonemu nad sobą lekarzowi i jęknął:

- Ojezujezujezuuuuuuu…

Lekarz pougniatał go tu i ówdzie, podniósł mu stopę, kazał poruszać palcami… W zamyśleniu potarł czoło i stwierdził:
- Cipa…
Trochę mnie zdumiało to słowo, ale w końcu też poniekąd medyczne. W końcu, myślę, chyba wie chłop, co robi. Lekarz stoi, myśli, marszczy czoło. W końcu podniósł Iksmenowi drugą stopę z ziemi i zakonkludował:
- Cipa…

Takiego postponowania cipy nie wytrzymał brygadzista. Odchrząknął i stwierdził:
- Wiycie co, dochtorze, jo tam ni ma uczony, ale na moje oko to je noga, a nie cipa…
Doktor spojrzał na niego przeciągle, po czym pochylił się ponownie nad leżącym Iksmenem i spytał

- Cipa nabo li noga?

Ło Matko Wszystkich Kaców… Biedak nie mógł zrozumieć, dlaczego pięciu dorosłych ludzi, włączając w to umierającego przed chwilą Iksmena, kula się po glebie i pluje dookoła…

A Iksmen miał jedno pęknięte żebro. Jak go potem spytałem, czemu tak jęczał na widok Murzyna, to spojrzal na mnie przeciągle i nic nie powiedział. Ale ja byłem przekonany, że kiedy się odwróciłem, narysował kółko na czole...

* * * * *

Kiedyś byłem w jakiejś sprawie w biurze nadzoru budowy. Pracował tam niejaki pan Wiesiu, który był QS-em, czyli po ludzku - inżynierem rozliczeniowym. Człek miał niewiarygodny talent do markowania roboty i stwarzania wokół siebie aury profesjonalizmu. Musiał, bo w tym, co robił, cienki był jak żebro bakterii, a całą robotę odwalała za niego asystentka.
W związku z tym udawał wieczne zalatanie, sprawy z nim załatwiało się (dosłownie) w biegu, a na spotkanie (tzn. sześć słów zamienionych na korytarzu między biurem a kserokopiarką) trzeba było się umówić dwa dni wcześniej.
I była jeszcze pani Stasia, sekretarka, która z kolei była biurową siłą spokoju i miała dość cięty język.
Złapałem pana Wiesia między kiblem a biurem, stanąłem na jego trajektorii i nawijam coś o płaceniu. Pan Wiesiu na to nie zwalniając nawet kroku:

- Panie daj pan spokój ja nie mam czasu ja mam do zrobienia miesięczne zestawienie miesięczny raport dla inwestora miesięczne rozliczenie miesięczne wykresy miesięczny harmonogram miesięczny plan płatności miesięczną fakturę...

I na to nadziała się Staśka. Słucha chwilę i mówi:

- Wiesiu, jak ty tak dalej będziesz zap***dalał, to ino patrzeć, jak krwawienia miesięcznego od tego dostaniesz...


Oglądany: 64329x | Komentarzy: 39 | Okejek: 160 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało