Myślałby człowiek, że wizyta w klubie dla swingersów czy spotkanie z zawodową dominą dostarczy mu niemalże zawałowych wrażeń, a tymczasem jeszcze większym wyzwaniem okazuje się zabawa w lokalu dla wielbicieli sadomasochizmu. Jedna z naszych Bojowniczek odważyła się na odwiedzenie jednego z takich przybytków w Szwecji i postanowiła podzielić się z nami swoją historią.
Przedstawiam trochę informacji o tym, co słychać w Szwecji, jeśli chodzi o świat BDSM. Chyba nie powinno dziwić, że w kraju tak tolerancyjnym dla inności działa kilka stowarzyszeń BDSM, obejmujących swym działaniem wszystkie większe miasta. Jako osoba, która gościła na wydarzeniach organizowanych przez owe stowarzyszenia, opowiem jak to wygląda i jak daleko tym spotkaniom do wyobrażeń filmowych pokroju "Oczy szeroko zamknięte".
Niektórzy sobie pewnie wyobrażają, że miejsce spotkań środowiska BDSM ukryte jest gdzieś pod ziemią i wchodzi się do niego przez kraty, schodami w dół, jak do jakiegoś lochu. Drzwi zawsze zamknięte, nad nimi kamera obserwująca gościa. W środku wita wnętrze jakby z innej epoki: czerwony dywan, drewniana boazeria, lampy imitujące świece, lustra w złotych ramach. Im dalej się idzie, tym natrafia się na coraz bardziej niepokojące obrazy. Pojawiają się różne sale tortur, a w nich skórzane pufy, porozwieszane na ścianach pejcze, maski, kajdanki i liny do wiązania oraz powbijane w sufit haki do podwieszania. Nie rozczaruję tych, którzy tak właśnie to sobie wyobrażają. Rzeczywiście tak to wygląda!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą