Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Więc mówisz, że kiedyś było lepiej… cóż, na pewno nie w XIX wieku. Miałbyś wtedy przerąbane

122 193  
473   89  
O starych dobrych czasach mówią zwykle ci, którzy ich nie pamiętają - albo w ogóle w nich nie żyli. A ci, co z sentymentem mówią o XIX wieku, powinni czym prędzej odstawić używki.

Z końcem XVIII i początkiem XIX wieku rozwój przemysłu dosłownie ruszył pełną parą. Założenia pierwszej maszyny parowej Jamesa Watta udoskonalono i przeniesiono w wiele praktycznych dziedzin. W 1803 roku powstał pierwszy statek parowy, w 1825 roku zbudowano parowóz. Maszyny różnego rodzaju zawitały do fabryk. Zabrakło tylko… BHP.

W XIX wieku BHP nie istniało


Dzisiaj szkolenia z bezpieczeństwa i higieny pracy w wielu przypadkach zakrawają o parodię, a niektóre wymogi rodem z filmów komediowych nakazują zastanowić się, czy prowadzący to „aby na pewno tak na poważnie”. Mimo wszystko to jednak, ekhm, bezpieczniejsza wersja…

W XIX wieku BHP nie istniało. Praca w fabryce przypominała spacer po polu minowym - przy czym pole minowe nierzadko mogłoby okazać się bezpieczniejsze. Nie funkcjonowały przepisy, procedury ani zabezpieczenia, a praca wiązała się z ryzykiem śmierci w męczarniach. Nie znano jeszcze osłon różnego rodzaju, nie stosowano rozwiązań mających zmniejszyć ryzyko wypadku. A zatem wypadki zdarzały się - i często, i bardzo groźne.


Historie osób wciągniętych przez maszyny i miażdżonych na tysiące sposobów, o jakich nie śniło się nawet najgorszym katom, rozchodziły się w tempie błyskawicy, ale jeszcze sporo czasu minęło (i życie wielu ludzi poświęcono), zanim sytuacja istotnie się poprawiła. Dzisiaj każdy najmniejszy wypadek w fabryce analizowany jest pod każdym kątem, w XIX wieku urwana noga, ręka czy głowa nie robiły na nikim wrażenia. Może poza pozbawionym kończyny delikwentem (nie dotyczy tych, którzy w wypadku postradali głowę - im było już i tak wszystko jedno).

Strychnina w piwie


Zakończywszy sukcesem (w tym przypadku - przeżyciem) dzień pracy, wypadało pójść się czegoś napić. W końcu okazja do świętowania jest zawsze! Niestety XIX wiek miał to do siebie, że niebezpieczeństwa nie kończyły się wraz z końcem zmiany w fabryce. Weźmy piwo… woda, słód i chmiel? Owszem, ale w XIX stuleciu chętnie stosowano jeszcze jeden dodatek, który miał według producentów szczególny walor smakowy. I nie tylko smakowy, jak się później okazało. Dodatkiem tym mianowicie była… strychnina.


Tak, zgadza się - ta sama strychnina, która dzisiaj kojarzona jest głównie z trutkami na szczury, jeszcze dwieście lat temu dodawana była do piwa. Czasem w bezpiecznych, nieznacznych ilościach, ale często też w dawkach zdecydowanie zawyżonych i szkodliwych dla zdrowia.

Wścieklizna nie istniała… według lekarzy


Przewalone w XIX wieku miały również zwierzęta - zwłaszcza bezpańskie psy i koty. Po pierwsze, duża część lekarzy negowała istnienie wścieklizny. Lekceważące podejście do problemu przyczyniło się do rozprzestrzenienia choroby wraz ze wszystkimi jej przykrymi konsekwencjami. Po drugie, zwierzęta, do których nikt nie chciał się przyznać… topiono w rzekach.

Dzisiaj bezpańskie zwierzęta wyłapuje się, zawozi do schronisk i dokarmia, a za samo krzywe spojrzenie na gołębia można narazić się różnego rodzaju TOZ-om. W XIX wieku istniał nieszczególnie przyjemny zwyczaj topienia „niepotrzebnych” zwierząt. Na pewien czas brutalną praktykę zarzucono (i zastąpiono ją duszeniem zwierząt w tlenku węgla), ale wkrótce potem i tak do niej wrócono - jako do tej najbardziej efektywnej. Straszne? Owszem, ale nikt się tym zanadto nie przejmował.

Urodź i wyrzuć


Pal licho zwierzęta (ups, właśnie się naraziłem…). Wcale nie lepiej w XIX wieku miały dzieci. Te niechciane traktowane były jak każdy inny problem, który należy rozwiązać - w tym przypadku… po prostu się go pozbyć. W wielu przypadkach wyrok na noworodkach wykonywała ich własna rodzina. Często jednak oddawano dzieci do specjalnych „farm”, które z farmami nie miały nic wspólnego poza nazwą. Były to miejsca, w których dzieci zwyczajnie zabijano, a następnie grzebano na lądzie lub w wodzie, gdzie czasem wypływały na światło dzienne, ujawniając swoją przerażającą historię.


Zwłoki, nie tylko noworodków, ale też starszych zmarłych, nierzadko po prostu wyrzucano, na przykład do wody. Nikt nie przejmował się potencjalnymi konsekwencjami, możliwymi zatruciami i rozprzestrzenianiem chorób. Nie tylko ciocie i wujkowie trafiali do morza, podobnie działo się np. z odpadami w sklepach mięsnych. Wszystkie psujące się resztki, których nie udało się sprzedać, wyrzucano bez namysłu i gdzie popadnie. Choćby w Nowym Jorku donoszono o przynajmniej 15 końskich trupach dryfujących jednocześnie po rzece Hudson.


Innym z problemów, o których w XIX wiedziano niewiele lub prawie nic, był tężec. Nie znano wówczas jeszcze szczepionki ani leków, przez co śmiertelność sięgała 90%. I w żadnym z przypadków nie było to spokojne oczekiwanie na śmierć, tylko agonia w okrutnych męczarniach, podczas których śmierć stawała się największym pragnieniem chorego.

Pod pewnymi względami, faktycznie, życie dwa stulecia temu było lepsze.


Powietrze wydawało się czystsze, klimat zdrowszy, rośliny bardziej naturalne. Mimo że było to zupełnie niedawno, to jednak życiu ludzi w XIX wieku było daleko do sielanki. Każda epoka ma swoje plusy i minusy. Ta akurat miała tych drugich naprawdę sporo.

Źródła:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
13

Oglądany: 122193x | Komentarzy: 89 | Okejek: 473 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.03

18.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało