Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kiedy nawet święty robi przekręty, czyli wierny lud kupi wszystko

104 528  
376   264  
To nie przypadek, że Kościół mówi o swoich wiernych „baranki”. To naprawdę łagodne określenie, bo istnych baranów nie brakuje. Wystarczy tylko pomachać im przed nosem krzyżykiem…

Święty napletek

Kochanego ciałka nigdy za wiele, jak to mówią. A już zwłaszcza świętego, gdzie absolutnie nic nie może się zmarnować. Napletek Jezusa Chrystusa jako relikwia pojawił się około 800 r. i oczywiście nie zabrakło chętnych by go podziwiać i się do niego modlić. Taka popularność relikwii nie mogła przejść bez echa - i rzecz jasna zaraz potem pojawiło się jeszcze kilkanaście świętszych napletków, których okaziciele nie ustawali w przekonywaniu, że to właśnie ich relikwia jest tą prawdziwą.

Do Watykanu zaczęły napływać prośby o, było nie było, autoryzację. Powstały nawet opasłe dzieła, całe księgi poświęcone kawałkowi skóry. W tej sytuacji trzeba było naprawdę mocno się wysilić, by wymyślić coś, czego dotąd nie było. I udało się to mnichom z Charroux, którzy sprawili, że ich napletek (ich, Jezusa znaczy, tyle że ich!) zaczął krwawić. Urzeczony cudem papież Klemens IV potwierdził prawdziwość relikwii.


Sytuacja stawała się coraz bardziej kuriozalna, wierni na całym świecie zamiast o dogmatach zaczęli dyskutować o tym, czy Jezus był obrzezany czy też nie. Co bardziej kreatywni twierdzili nawet, że oczywiście był obrzezany. Mało tego, z jego napletka zrobione są pierścienie Saturna! Tego już nawet Kościołowi było za wiele. Ogłoszono, że wszystkie te napletki to bzdura wyssana z dwudziestego pierwszego palca - a każdemu, kto choć ośmielił się wspomnieć bądź napisać o napletku Chrystusa, groziła ekskomunika.

Ministerstwo ds. Arki Noego

Biblijny statek, na który Noe miał ponoć zabrać po dwa egzemplarze każdego z żyjących na Ziemi gatunków zwierząt, to jeden z bardziej odjechanych wymysłów, w jakie teraz każe nam się wierzyć - wbrew prawom natury, fizyki, logiki i… można by jeszcze długo wymieniać. W każdym razie absolutnie wszystko wskazuje na to, że arka zgodna z biblijnym opisem nie miała prawa istnieć. A skoro nie istniała, to chyba nie sposób byłoby ją… znaleźć?

Tu na scenę wkracza mające siedzibę w Hong Kongu „Noah’s Ark Ministries International” - zespół rzekomych naukowców trudniących się, jak wielu przed nimi, poszukiwaniami pozostałości arki. W przeciwieństwie jednak do innych, zespół z Hong Kongu już kilkukrotnie ogłosił wielki sukces na tym polu. W 2007 i w 2009 roku ogłoszono światu sensacyjną wiadomość - na szczycie góry Ararat odnaleziono drewno. Belki, które ewidentnie pochodzić musiały z Arki Noego. Na nic się zdały tłumaczenia naukowców, że na żadnym etapie jakiegokolwiek potopu woda nie była w stanie dotrzeć tak wysoko - „Noah’s Ark Ministries International” odtrąbili sukces.


Nie długo jednak cieszyli się sławą, a ich odkrycie nie wytrzymało choćby pierwszej próby prawdziwej naukowej weryfikacji. Na domiar złego szybko okazało się, że owe jedyne w swoim rodzaju, biblijne belki na górze Ararat wzięły się bynajmniej nie z Arki Noego, a z… pomysłowości kurdyjskich przewodników oprowadzających po okolicy, którzy to postanowili zakpić sobie z naiwności zaślepionych wiarą w cuda chrześcijan.

Do Boga i z powrotem


„Chłopiec, który powrócił z nieba. Historia prawdziwa” to jedna z najmniej prawdziwych książek w historii, poziomem fantazji niemal dorównująca Biblii. Przy czym z tej drugiej można jeszcze wynieść wiele mądrego (czasami wbrew intencjom autorów…), podczas gdy pierwsza to bzdura od pierwszej do ostatniej strony. Aczkolwiek… kreatywna.

„Chłopiec (…)” to historia młodego Aleksa Malarkeya, który w wyniku groźnego wypadku samochodowego został sparaliżowany i zapadł w śpiączkę. To właśnie wtedy - jak można wyczytać w książce - trafił do nieba. Zmyślnie napisana opowieść stała się bestsellerem. Mało tego - zapoczątkowała cały gatunek, który dzisiaj złośliwi określają mianem „niebiańskiej turystyki”. Pięć lat, setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy i tłumy olśnionych fanów później Malarkey przyznał się do mistyfikacji.


Twierdzi, że wszystko to stworzył, by zwrócić na siebie uwagę; zarzeka się, że tylko Biblia jest jedynym prawdziwie religijnym dziełem, a nic, co zostało napisane przez człowieka, nie może być nieomylne. Tak jakby Biblię napisało 100 małp z maszynami do pisania… W każdym razie sam Alex Malarkey ani grosza na swoich fantazjach nie zarobił. Wydawnictwo podpisało bowiem kontrakt z jego ojcem, który ulotnił się z całym zarobkiem kiedy tylko nadarzyła się ku temu właściwa okazja - i jak wykazało śledztwo, właściciel wydawnictwa miał swój świadomy udział w przekręcie.

To nie koniec - oszustwa na tle religijnym to temat szeroki. Są wizerunki Jezusa na tostach i spalonych patelniach, są płaczące krwią (Jezusa ofc!) plastikowe figurki, krwawiące opłatki i inne objawienia. Wymieniać można by długo, tylko że… to dość grząski grunt. Jeśli brać pod uwagę wyłącznie fakty dające się zweryfikować naukowo, to cała religia w gruncie rzeczy sprowadza się do wielkiego oszustwa. A to wniosek, który mimo nastania XXI wieku wciąż wielu osobom byłoby trudno zaakceptować.


Oczywiście nie tylko chrześcijanie wykazują się - jak by to ująć - daleko posuniętym brakiem dystansu do różnego rodzaju odkryć. Najsłynniejszym oszustwem tego rodzaju jest przecież scjentologia - pseudoreligijny twór założony przez pisarza science-fiction, a służący dzisiaj jako pralnia. Mózgów i pieniędzy.


Nałogowo dają się mamić wyznawcy różnych odłamów „neopogaństwa”. Słowianie na Ukrainie mają Księgę Welesa - napisany rzekomo w języku starożytnych Słowian tekst będący zbiorem religii, historii, zasad i przekonań, jakim kierować powinni się rodzimowiercy. Kochana na Ukrainie Księga Welesa ma jednak kilka poważnych rys - jak chociażby tę wskazywaną przez naukowców, a która stwierdza, że dzieło spisano w żadnej tam starosłowiańszczyźnie, a w dziwacznej, nielogicznej i niespójnej mieszance języków współczesnych.


Raz za razem w różnych miejscach na świecie cudownie odkrywane są tablice ze spisanymi dziesięcioma przykazaniami. Gdyby wszystkie te przypadki uznać za prawdziwe, trzeba by nieco skorygować Biblię - i dopisać, że oprócz przykazań Mojżesz dostał od Boga też kserokopiarkę. Ale pamiętajmy, że w dobie lotów samolotem są wciąż, w dużej zresztą liczbie, osoby święcie przekonane, że Ziemia jest płaska.

Dożyliśmy czasów, w których największą bzdurę wystarczy głosić z przekonaniem, a w mig znajdą się ci, którzy uwierzą. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Błogosławieni - a dzisiaj często i oskubani. W sumie na własne życzenie.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
95

Oglądany: 104528x | Komentarzy: 264 | Okejek: 376 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.03

18.03

17.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało