Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Lasy, do których nie zechcesz wejść po zmroku

224 493  
414   64  
Wszyscy słyszeli o słynnym japońskim lesie samobójców. Ale są też inne miejsca, które dzięki przerażającym opowieściom, prawdziwym czy nie, mało zachęcają do wyprawy na grzyby. Szczególnie w nocy.

Hoia Baciu

Z jednej strony w lesie Hoia Baciu można spotkać wesołych spacerowiczów, którzy nie wierzą w dziwne opowieści. Z drugiej jednak niektórzy miejscowi przestrzegają przed nierozważnymi wycieczkami. Doniesienia z leżącego w Rumunii lasu dotykają wszystkiego, co nietypowe – duchów, UFO, światów równoległych, ktoś nawet widział odpoczywającego Slendermana.
Nie bez przyczyny miejsce określane jest jako transylwański Trójkąt Bermudzki – ludzie mają tam znikać. Żadnych śladów, resztek zwłok nadgryzionych przez leśne zwierzęta czy elfy. Sam Hoia Baciu zawdzięcza swoją nazwę pasterzowi, który zaginął tam razem ze swoimi dwustoma owcami. Są różne miejskie legendy na ten temat. Jedna z nich mówi, że kobieta spacerująca po lesie straciła poczucie czasu, a kiedy wróciła do rzeczywistości, odkryła, że w kieszeni ma monetę z XV wieku. Według innej, do lasu wybrała się para zakochanych. W pewnym momencie mężczyzna zorientował się, że jego wybranka nie idzie obok. Nie mogła uciec daleko, w końcu by usłyszał. Jednak już nigdy się nie odnalazła. Teraz ma pojawiać się jako zjawa, ukazująca się tylko kobietom. Ale nie tylko ona.
Ludzie robiący sobie zdjęcia odkrywają później obce twarze, których wtedy z nimi nie było. Do tego odwiedzający często czują niepokój, jakby coś ich obserwowało z ukrycia.



W niektórych przypadkach pojawiają się migreny, zawroty głowy i nudności, a nawet wysypki i głębokie zadrapania, jakby dopadł człowieka głodny kot. Niektórzy słyszeli także krzyki, kobiece głosy, a co gorsza, śmiech.
W latach 70. na zdjęciu uchwycono osobliwe światła, które interpretowane są jako parkujący kosmici.


Jest też miejsce, w którym nic większego nie jest w stanie urosnąć. Naukowcy próbowali określić tego przyczynę, jednak im się to nie udało – z ziemią jest wszystko w porządku i teoretycznie powinno tam coś żyć.
Według profesora Uniwersytetu w Kluż-Napoce, Adriana Patruta, wszelkie zjawiska, które można w lesie zaobserwować, mogą po prostu pochodzić z innej, równoległej rzeczywistości.

Krzyczący Las



Cała wieś Pluckley w Wielkiej Brytanii okrzyknięta jest mianem najbardziej nawiedzonej w całej Wielkiej Brytanii, za co trafiła do Księgi rekordów Guinnessa. Pluckley ma do zaoferowania dwanaście duchów, podobno pojawiających się dosyć regularnie, niezależnie od tego, kto okolicę zwiedza. Biała dama, stara Cyganka, pułkownik-samobójca, którego nie sposób odróżnić od żywego człowieka. Każde miejsce ma swoją zjawę.
Mimo że oficjalna nazwa to lasu Dering, to okrzyknięto go Krzyczącym Lasem, bo wchodząc do niego, można nasłuchać się różnego rodzaju krzyków. Niektórzy mówią, że to odgłosy sów, ale to nie sprzyja turystyce.
Jednym ze stałych bywalców wsi jest duch rozbójnika, Roberta du Boisa. Za życia miał on pojawić się w Pluckley w XVIII wieku. Jego kryminalna działalność nie przypadła do gustu lokalnym oprychom, którzy uznali, że trzeba z nim zrobić porządek. Zaatakowali go w miejscu nazwanym Zakrętem Strachu, przyparli do drzewa i ugodzili mieczem. Inna wersja opowieści mówi, że odcięto mu wtedy głowę. Jego agonia ma być stałą częścią repertuaru lasu. Od tego czasu Bois, któremu umieranie nie przypadło do gustu, przechadza się po Krzyczącym Lesie. Niektórzy odwiedzający donieśli, że za plecami słyszeli odgłosy łamanych gałęzi, jakby ktoś za nimi szedł – jednak nikogo tam nie było. Innych duch mężczyzny przestraszył wyskakując zza drzewa z okrzykiem. Bądź duchem, spędź setki lat strasząc obcych ludzi.


Ale to nie wszystko. Krąży po Internecie historia o tym, jak w 1948 roku znaleziono przy lesie dwadzieścia ciał, z czego jedenaście należało do dzieci, które miały paść ofiarą okrutnej sekty panoszącej się w okolicy. Mimo że wycinek z gazety autentyczny nie jest, to sprawdza się jako reklama dla Pluckley.

Pine Barrens


Olbrzymi teren w stanie New Jersey, gęsto pokryty drzewami, jest pięknym miejscem, które ma zamieszkiwać mniej atrakcyjne stworzenie - Diabeł z New Jersey. Według legendy jest to demoniczna istota, która urodziła się w 1735 roku jako trzynaste dziecko Debory Leeds. Miała już tuzin dzieci, więc kiedy dowiedziała się, że ma urodzić następne, przeklęła je, twierdząc, że będzie diabłem. Dziecko urodziło się jako człowiek i dopiero po chwili zamieniło się w potwora, który zabił położną i odleciał do lasu. W innej wersji opowieści kobieta była czarownicą, a bezpośrednim ojcem dziecka był sam Szatan.
Stworzenie ma mieć końską głowę i krwistoczerwone oczy, kopytka i skrzydła, a kiedy krzyknie, dźwięk rozdziera słuchającemu uszy. Mimo że już wcześniej istota miała zabijać miejscowe dzieci, to regularne spotkania ze stworzeniem zaczęto odnotowywać dopiero w XIX wieku. W 1820 roku Józef Bonaparte, brat Napoleona, powiedział, że widział ją niedaleko swojej posiadłości. W latach 40. zaczęto oskarżać Diabła o zabijanie zwierzyny.


W styczniu 1909 roku wybuchła masowa panika, kiedy setki ludzi zgłaszało, że natknęli się na Diabła. Wiązano to z licznymi atakami na ludzi i zwierzęta. A im więcej się o tym pisało, tym większa była histeria. Na pewien czas zamknięto szkoły, a nawet obiecywano 10 tysięcy dolarów za głowę stworzenia.

Ale ile można przejmować się potworem - wkrótce pojawiły się też doniesienia o różnego rodzaju duchach. Wśród nich jest dziecko potrącone na drodze i pozostawione na śmierć, teraz szukające swojego zabójcy. Podobno jadąc samochodem po zmroku, można zauważyć chłopca biegnącego za swoją piłką.

Wyspa lalek


Nietrudno się domyślić, co na tej wyspie można znaleźć. Las ją pokrywający jest podobny do lasu samobójców, z tą różnicą, że wisielcami są niegdyś urocze zabawki.
Wszystko zaczęło się prawie siedemdziesiąt lat temu, kiedy Meksykanin Don Julian Santana zostawił swoją żonę i małe dziecko, żeby przeprowadzić się na niewielką wyspę.
Nie jest pewne, czy historia opowiadana przez Santanę jest prawdą. Rodzina twierdzi, że jest zmyślona i mężczyzna był psychicznie chory. Niektórzy też twierdzili, że jego zachowanie było wynikiem opętania. Według jego opowieści, pewnego słonecznego dnia mała dziewczynka utopiła się w kanale, tuż przy wyspie. Obok jej niewielkiego ciała unosiła się lalka wypuszczona przez dziewczynkę, gdy walczyła o życie. Tego dnia Santana postanowił poświęcić się oddawaniu czci duszy dziecka. Wymyślił na to nietypowy sposób – wieszając na drzewach lalki.


Nie ograniczał się, bo lalek tylko przybywało. Mężczyzna wygrzebywał je ze śmieci lub znajdował porzucone w wodzie. Dlatego zabawkom brakuje włosów, oczu i niektórych kończyn. Podczas spaceru człowiek może doświadczyć nieprzyjemnego uczucia bycia obserwowanym przez bardzo niezadowolone zabawki. W końcu nawet najsłodsza rzecz na świecie powieszona za szyję na drzewie straci swój urok, chociażby szczeniaczki. Ale ponieważ są to tylko lalki, pojawiło się wielu chętnych, których Don Julian oprowadzał, pobierając niewielką opłatę za robienie zdjęć. W 2001 roku odszedł z tego świata - utonął w tym samym miejscu, w którym miała zginąć mała dziewczynka.
Dzisiaj wyspa jest całkowicie otwarta dla zwiedzających.
11

Oglądany: 224493x | Komentarzy: 64 | Okejek: 414 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało