Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jedziemy do chińskiego (i zarazem rosyjskiego) Harbina na festiwalu lodu i śniegu - relacja

28 944  
137   7  
Jest rok 1898, dwa lata po podpisaniu przez Li-Hung-Changa traktatu umożliwiającego Rosjanom budowę na terytorium Chin linii kolejowej, będącej kontynuacją Kolei Transsyberyjskiej. Kolej Wschodniochińska była drogą na skróty z syberyjskiej Czyty do Władywostoku, a przy jej budowie udział brało wielu Polaków.

#1. Wstęp

Sobór św. Zofii w Harbin

To właśnie Polak, inż. Adam Szydłowski, przekształcił malutką wioskę 哈尔滨 w duże miasto, będące ważną stacją i ośrodkiem administracyjnym rosyjskiej kolei. Wkrótce Harbin stało się domem nie tylko dla blisko 10 tys. Polaków (w tym też dla uciekinierów po rewolucji bolszewickiej), ale i Francuzów, Anglików, Niemców, Rosjan (którzy uciekali przed samymi sobą) oraz Żydów (którzy uciekali przed ostatnimi dwoma). W sumie mieszkali tu ludzie ponad 33. różnych narodowości. Historia mandżurskiego Hongkongu jest skomplikowana. W wyniku kilku starć zbrojnych raz był bardziej japoński, a raz bardziej rosyjski, a raz bardziej mandżuko, czyli wciąż japoński, a teraz należy do Chin. Bolszewicy sprzedali swoją kolej, część Polaków wysłali do obozów, potem miłośnicy anime otworzyli w okolicy nowy Obóz Zagłady, w którym Oddział 731 oficjalnie uzdatniał wodę do picia tworzył scenariusz do Piły 1, 2, 3... 28 i eksperymentował na ludziach. Na koniec Chińczycy przesiedlili resztę nie-Chińczyków, a na polskim cmentarzu zbudowali wesołe miasteczko. Dziś po Polakach zostały tu tylko kościół, most oraz... piwo. Najsłynniejsze i najlepsze obok Tsingtao chińskie piwo, z browaru założonego przez Jana Wróblewskiego z Tarczyna - Harbin.


#2. Podróż

Chińska rewolucja kulturalna z lat 60. oszczędziła wiele z rosyjskich budowli w centrum miasta. Dziś jedną z atrakcji miasta jest nawet rosyjska wioska, jednak jest tak rosyjska, jak Western City w Karpaczu amerykańskie...

5 dni do Święta Wiosny, czyli Chińskiego Nowego Roku. W tym roku - roku Koguta... W miarę oddalania się od Pekinu, szyby w naszym pociągu najpierw zaczynają pokrywać się szronem, potem lodem, a na kilka godzin przed Harbin sceneria za oknem coraz bardziej przypomina tę z Dnia Niepodległości. Coraz częściej widać stosy węgla, niemożliwe do opisania i spowite w wydobywającym się z kominów szarym dymie naprawdę ogromne fabryki i malutkie garaże, w których mieszkają ich pracownicy. Pozostając w klimacie, nasz pociąg nie różni się wiele od tego z Snowpiercer: Arka Przyszłości, z tym że u nas jeśli nie masz własnego jedzenia umierasz, bo WARS-u akurat nie ma, a przez 17 godzin nie przejedzie koło ciebie żaden wózek z jedzeniem. Nie przejedzie, bo nawet dojście do oddalonej o 10 metrów toalety zajmuje ci 5 minut. Korytarz pełen jest ludzi, którzy nie zdążyli kupić jednego z 2580 miejsc siedzących i walizek, które nie zmieściły się "na górę". Ten pociąg to miasto, w którym wszyscy utknęli w gigantycznym korku.


Jest za zimno, aby kwiaty kwitły, więc mamy tu kwiaty sztuczne. Ale nie są to zwykłe sztuczne kwiatki ukradzione z cmentarza. Świecą. I to świecą nie na jednej ulicy w centrum, ale dosłownie w całym mieście! I jak tu nie lubić Chińczyków za ten rozmach?

To właśnie godziny dni szczytu związane z chińskim odpowiednikiem naszych Świąt Bożego Narodzenia x10. Na 14 dni przed chińskim "sylwestrem" odbywa się blisko 3 biliony podróży, sklepy powoli zaczynają się zamykać, jeden po drugim. Nowy Rok świętuje się przez kolejne 15 dni, aż do Święta Latarni, a jego pierwsze 3 dni są wolne. Tak naprawdę wolne. Nie działa dosłownie nic. Nawet osiedlowa Żabka, bo tak powinno być w święta.


W ostatni dzień roku małpy petardy w mieście huczały już od dobranocki, a ulice coraz bardziej spowijał związany z nimi dym. Na początku trochę żałowałem, że nie zobaczymy chińskiego Nowego Roku, jednak jego oglądanie z samolotu i płyty lotniska było najlepszym noworocznym prezentem w historii moich noworocznych prezentów. Nasze oczy stały się posiadaczami najpiękniejszego widoku na Ziemi. Ziemi, która stała się zwielokrotnionym odbiciem gwieździstego nieba i zamieniła się w gigantyczne lampki choinkowe... albo te świecące robaki z Avatara.

#3. Miasto i festiwal

Zimno, że tusz i grzywka zamarza!

4:50. W końcu jesteśmy. 2 minuty zajęło obsłudze pociągu skopanie wyważenie oblodzonych drzwi naszego wagonu. Na zewnątrz -32 °C. Taka temperatura, podobnie, jak samo Harbin, ma wiele minusów: pomimo tego, że jesteś ubrany w kombinezon kosmonauty - jest ci zimno, ekran w twoim dotykowym smartphonie odmawia wykonywania twoich poleceń, ciągle chce ci się sikać, tutejsi kierowcy, jak nigdzie indziej w Chinach, w ogóle nie patrzą na światła, taranują (autentyk) i trąbią na pieszych, nawet gdy ci mają zielone. Mieszkańcy nie są tak mili jak w innych miastach, starsze osoby znają jeszcze rosyjski, ale nikt tutaj nie szprecha po angielsku. Komunikacja miejska jest słaba. Jest 1 linia metra i na dodatek biegnie w złym kierunku.


Autobusy pamiętają czasy wożenia więźniów na budowę muru chińskiego i podobnie jak palenie przez mieszkańców ognisk na ulicy (przekazywanie pieniędzy zmarłym), tworzą w mieście niebywałą atmosferę smogu, która daje o sobie znać w postaci codziennego bólu gardła.

 
Przekazywanie zmarłym "pieniędzy" - to nie są prawdziwe pieniądze. To coś bardziej przypomina usztywniony złoty łańcuch choinkowy.

Im dłużej jestem w Chinach, tym bardziej zauważam, że smog smogowi nierówny i nie można w tym temacie ograniczać się do licytowania się na wskaźnik P.M. 2.5, który podczas naszego pobytu tu i tak utrzymywał się na poziomie ok. 200-450 µg/m3.

Zwykle drzewa tracą liście na zimę... ale nie w Chinach. Zaraz, zaraz, ale co robią gałązki plastikowych przebarwionych liści na iglaku?!

W stylu tych przystanków utrzymane są też wejścia do metra, latarnie i inne meble miejskie.

Zarówno jednak tutejszy mróz, jak i Harbin ma wiele plusów. Dzięki temperaturze nie masz podrażnień po goleniu, a w mieście znajduje się największy na świecie festiwal rzeźb i budowli wykonanych w lodzie i śniegu. Samo Harbin swojej historii zawdzięcza wyjątkową zabudowę, kiełbasę, wódkę i inne rosyjskie produkty oraz rosyjskie tabliczki z nazwami ulic w centrum. Mamy tutaj np. Park Stalina.

Ulica Central - jedna z atrakcji miasta, główny deptak prowadzi do Parku Stalina, który tak naprawdę jest bulwarem.

Lodowe rzeźby znajdują się nie tylko w parkach, ale i na ulicach, przed restauracjami i hotelami.



W mieście znajdują się 3 parki lodowe:

Ice and Snow World - największy i najsłynniejszy - wstęp 200 RMB, ulgowych brak - w cenie zjeżdżalnie, łyżwo-rowery, łodzie i inne atrakcje.



Festiwal dla wielu film jest dobrą okazją do reklamy. Oprócz Forda i Skody reklamował się tu jeden browar, hotel i centrum handlowe.





Taki wpływ na środowisko mają ludzie i celowe postarzanie produktu. Jabłuszka, które były do kupienia na miejscu, pękały pod 5-letnimi dziećmi.



 

Harbin International Ice and Snow Sculpture Festival - położony na terenie EXPO, koło stacji kolejki linowej nad rzeką oraz koło rosyjskiej wioski i Polarlandu (miejsce z pingwinami, misiami polarnymi, lisami i eee... delfinami?) - wstęp 240 RMB/ 120 RMB ulgowy.

A teraz skala... rzeźba ma ponoć ok. 140 metrów długości i 16 wysokości.


Jednak da się malować na śniegu kolorem innym niż "złoty".




W Chinach Mikołaj do ciągnięcia sań używa smoków.




Zhaolin Park - najmniejszy, za to wśród drzew i w centrum miasta, tuż przy ul. Central - wstęp 150 RMB.



 

Kto, jak nie Chińczycy, wie lepiej, jak garściami brać radość z zimy. Na pobliskich rzekach, oprócz ślizgania się oponami przywiązanymi do quada, można pojeździć własnym samochodem, quadem lub buggy. Można pośmigać na łyżwach, łyżwo-rowerach, łyżwo-łódkach z łyżwo-wiosłami, łyżwo-karuzelach, na snowkitingu (snowboard i duży latawiec) etc. Na lądzie czekają na nas, oprócz wszechobecnych rzeźb, lodowe zjeżdżalnie... od takich, na których zjeżdża się na jabłuszku do istnych torów bobslejowych.

 
Zjeżdżalnie w Ice and Snow World i park rozrywki na rzece przy Parku Stalina


A co, jeśli chcesz zobaczyć coś niezrobionego z wody? W Harbin oprócz ciekawej zabudowy wzdłuż ulicy Central, znajduje się słynna, zaprojektowana przez Zahę Hadid opera.




Kompleks wielkości dwóch stadionów piłkarskich robi olbrzymie wrażenie. O wiele lepsze niż ta w Kantonie... Niestety, z okazji świąt nie mieliśmy okazji wejść do środka. Jeśli ktoś lubi, tuż obok znajduje się safari z białymi tygrysami. Atrakcji w mieście i okolicy jest naprawdę dużo.


Czy warto przyjechać do Harbin? Wiem, że akapit z minusami był dłuższy, ale z biegiem czasu i przymrużeniem oka, te minusy stają się plusami. Odpowiadając na pytanie: Oczywiście! Chiny są inne od wszystkich innych miejsc na świecie, a Harbin jest jeszcze bardziej inne od Chin.

Sposób na Multiplę mróz. Ocieplane pokrowce na samochody są tu powszechne.

Miasto w okresie trwającego 2 miesiące festiwalu jest po prostu niepowtarzalne. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest chyba jednym z najlepszych do zwiedzania zimą miast na świecie. Mróz sprawia, że robiony w hotelowym pokoju grzaniec smakuje jeszcze lepiej, obiad można tu kupić już za 5 zł, a słabą nawigację zastąpić taksówką, która kosztuje 1,1 zł/km. Chociaż w drodze na lotnisko za sprawą taksówki prowadzonej przez tupiącego słonia z zespołem Tourette'a, który jak myszy bał się przekroczyć na autostradzie 90 km/h, przeżyliśmy 150 symulacji testów zderzeniowych. Za 40 km (hotel mieliśmy w centrum, lotnisko jest położone daleko za miastem) zapłaciliśmy 130 rmb / 78 zł (w cenie opłata za przejazd przez bramki autostradowe). Jest tu po prostu tanio i hotele też są tanie. Ulic nie wysypuje się niszczącą wszystko solą. Nie ma też pługów. Śnieg odśnieża się, skrobie, zamiata i wywozi za miasto. Dokładnie w tej kolejności. Nikt nie czeka, aż przestanie padać. Ludzie z łopatami i ogromne szczotko-koparki/ciężarówki/traktory pojawiły się na ulicach kilka minut po pierwszych płatkach śniegu.

 
I wiecie co? Może nie jest to ekonomiczne, ale działa, a zima w takim wykonaniu nie kojarzy się z brudną breją, ale z Elzą z Krainy Lodu. Oczywiście trzeba uważać, bo błyszczące, gładkie kafelki są śliskie i bez lodu, a w połączeniu z lodem i pochyłością chińskich chodników są istną machiną gipsu... ale to w końcu zima. Czas, w którym jeździ się na sankach, a nie pozywa ludzi za nieodśnieżony chodnik.

Na koniec zapraszam na nasz filmik z podróży.

4

Oglądany: 28944x | Komentarzy: 7 | Okejek: 137 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało