Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

4 wynalazki, które zmieniły świat, choć nikt w nie początkowo nie wierzył

179 779  
368   56  
Historia świata to jedna wielka pomyłka. Tak przynajmniej można wnioskować z biografii ludzi, którzy zapisali się w historii jako twórcy przełomowych wynalazków. Niemal na każdym kroku próbowano podcinać im skrzydła, lecz oni znajdowali w sobie wystarczająco dużo determinacji, by pokazać, że wszyscy są w błędzie, a oni mają rację. W konsekwencji udało im się zmienić świat, który ich wyśmiewał.

#1. Samochód

Szacuje się, że po ulicach i bezdrożach całego świata jeździ dzisiaj miliard aut, co jak łatwo przeliczyć daje średnio jedną siódmą auta na głowę. Szacunki wskazują, że do 2035 roku liczba ta wzrośnie dwukrotnie. Dużo czy mało – nie ma to większego znaczenia, ponieważ mało kto jest w stanie wyobrazić sobie dzisiaj życie bez samochodu. Tymczasem wynalazek, który odmienił oblicze całego świata i dzięki któremu powstały nowe, warte dzisiaj miliardy dolarów gałęzie przemysłu, potrzebował 150 lat, by zdobyć jako taką popularność.

Proces powstawania samochodu – czy „automobilu” – był wieloetapowym procesem, w którym brało udział wielu wynalazców z różnych krajów, którzy albo tworzyli własne rozwiązania, albo ulepszali istniejące, jednak dopiero za sprawą Henry’ego Forda samochody zaczęły masowo wyjeżdżać na ulice miast. Trudno w to uwierzyć, ale nawet wtedy wiele osób twierdziło, że pojazdy tego typu w ogóle nie mają przed sobą przyszłości. Nie mówiąc już o długiej drodze, którą musiał pokonać Henry Ford, by stać się jedną z najważniejszych osób w XX wieku. Naprawdę nikt nie miałby facetowi za złe, gdyby w którymś momencie rzucił wszystko i przeprowadził się na wieś, do końca życia wiodąc spokojny żywot farmera. Ford miał jednak za nic przeciwności losu i konsekwentnie podążał swoją drogą.


Swoją pierwszą firmę Ford założył w 1899 roku, w wieku 36 lat, jednak już po roku działalności musiał ją zamknąć z powodu braku funduszy i zainteresowania inwestorów. Wtedy wpadł na pomysł, by skonstruować samochód wyścigowy, który przyciągnie uwagę nowych inwestorów. Udało się i w 1901 roku została założona Henry Ford Company, z której Ford odszedł jednak w 1902 roku, ponieważ nie mógł dogadać się z innymi dyrektorami. Potem założył kolejną firmę, która po dość krótkim czasie zaczęła mieć spore kłopoty finansowe. Wybrnęła z nich jednak między innymi dzięki inwestycjom braci Johna i Horace’a Dodge’ów. Wówczas Fordowi udało się sprzedać pierwszy samochód w życiu. Pomyślicie zapewne, że to jest moment, w którym zły los się w końcu odwraca. Nic z tego. Choć samochody zaczęły się sprzedawać, to na pewno nie o takie liczby chodziło Fordowi. Dopiero w 1908 roku, gdy z taśmy zjechał pierwszy – i jak się później okazało legendarny – model T, na który było stać przeciętnego Smitha, sytuacja zmieniła się na tyle, by Ford mógł odczuć satysfakcję. Potem poszło już z górki i w 1918 roku połowę aut w Stanach stanowiły fordy.


W międzyczasie, w 1903 roku, współpracujący z Fordem prawnik Horace Rackham usłyszał od swojego kolegi, pracownika banku, w którym Rackham chciał zaciągnąć pożyczkę na wykup udziałów w firmie Forda, że „koń jest i zostanie, a automobil to nowość, przelotna moda i nic więcej”. Rackham nie wziął sobie do serca tej rady, co okazało się jedną z najlepszych decyzji w jego życiu.

Pracownik tego banku nie był jedynym, który pomylił się co do koni i w pewnym sensie do samochodów w ogóle. W 1894 roku poczytna brytyjska gazeta „The Times” przywidywała bowiem, że „do 1950 roku Londyn utonie pod 2-metrową warstwą końskiego łajna”.

#2. Ropa naftowa


Ropa naftowa to krew organizmu, jakim jest światowa gospodarka. Zostanie tak dopóki ktoś nie wymyśli co najmniej równie opłacalnego paliwa, od którego zależeć będzie światowy przemysł produkujący wszelakie dobra, bez których trudno byłoby nam funkcjonować na co dzień. Jednak był taki czas w historii, kiedy ludzie nawet nie wiedzieli, że istnieje coś takiego jak ropa naftowa, a nawet jak się dowiedzieli, to minęło trochę czasu, zanim poznali jej łatwopalne właściwości. A nawet jak poznali, to i tak sceptycznie do nich podchodzili. Oprócz garstki ludzi, wśród której znajdował się Amerykanin Samuel Martin Kier, nazywany dzisiaj ojcem przemysłu naftowego.


Kier był żyjącym w XIX wieku przedsiębiorcą zajmującym się między innymi wydobyciem soli. Szyby solne, w których znajdowały się cenne minerały, wykorzystywane w tamtych czasach do konserwacji i przyprawiania jedzenia, były jednak często zanieczyszczane czarną, gęstą substancją wydobywającą się ze skał. Kier uznał, że maź jest zupełnie bezużyteczna i poinstruował swoich pracowników, by ją po prostu wyrzucali. Któregoś razu kałuża substancji zapaliła się, co natychmiast zwróciło uwagę Kiera. Przedsiębiorca zatrudnił chemików, którzy mieli za zadanie zbadać substancję. Benzyny jeszcze z tego nie było – powstała natomiast maść, którą można nazwać współcześnie wazeliną. Nowy produkt został wprowadzony na rynek jako maść o właściwościach leczniczych i sprzedawał się całkiem nieźle, jednak Kierowi ciągle zależało na bliższym poznaniu palnych właściwości „oleju skalnego”. W 1851 roku zbudował więc rafinerię i gdy wydawało się, że już tylko krok dzieli świat od przestawienia się na nowy rodzaj paliwa, prace zwolniły. Dopiero w 1858 roku nastąpił pewnego rodzaju przełom, gdy emerytowany pracownik linii kolejowych Edwin L. Drake, zatrudniony przez Kiera celem jeżdżenia po kraju w poszukiwaniu złóż ropy, natrafił na opuszczoną odkrywkę soli między hrabstwami Crawford i Allegheny w Pensylwanii, z której poszukiwacze wynieśli się, gdy z ziemi zaczęła wydobywać się czarna maź. To przekonało Drake’a, by rozpocząć wiercenie w tym miejscu. Nie wszyscy jednak podzielali jego entuzjazm. Brygadzista pierwszej ekipy, która przybyła na miejsce, puknął się w czoło, gdy usłyszał, że ma wiercić w ziemi w poszukiwaniu traktowanego na równi z chwastem oleju skalnego, zebrał manatki i odjechał.

Nie zniechęciło to jednak ekipy Kiera, która zorganizowała kolejny zespół i latem 1859 roku rozpoczęto wiercenie. Jeśli słowa brygadzisty nie wpłynęły znacząco na morale pracowników Kiera, to zrobiły to trudności związane z postępem prac. 27 sierpnia 1859 roku ekipa wydobywcza zwinęła sprzęt, lecz nazajutrz, ku zdziwieniu głównego inżyniera, poziom czarnej substancji w szybie zaczął się podnosić.Wkrótce firma Kiera wydobywała już tysiące baryłek dziennie, a sam Kier został okrzyknięty ojcem przemysłu naftowego. Niestety brakowało mu zmysłu biznesowego, przez co doprowadził się na skraj bankructwa.

#3. Roboty


Roboty istnieją w masowej świadomości już prawie 100 lat, dokąd dotarły w 1922 roku dzięki Karelowi Čapkowi i jego sztuce zatytułowanej „R.U.R.”, w tłumaczeniu na polski: „Roboty Uniwersalne Rossuma”, która przedstawia historię buntu maszyn symulujących ludzi. Jeśli brzmi to dla was znajomo, to pewnie dlatego, że jesteście fanami filmu o austriackim cyborgu z przyszłości. Jednak sen o sztucznym człowieku, który wyręcza ludzi w różnych obowiązkach, nie jest aż taką wielką nowością. Już w XVI wieku Jehuda Löw ben Becalel, żydowski uczony urodzony w Poznaniu, stworzył bodaj najsłynniejszy mit o sztucznej istocie – golemie z gliny, który miał chronić lud żydowski przed prześladowaniami.


Ślady pomysłów dotyczących wykorzystywania maszyn zastępujących ludzi w wykonywaniu monotonnych czynności można znaleźć jeszcze wcześniej, w starożytności, w dziełach „Pneumatica” oraz „Automata” Herona z Aleksandrii. Jednak maszyny imitujące ludzi stały się popularne dopiero w XX wieku, z tym że nie była to sława w pozytywnym tego słowa znaczeniu, o czym przekonał się konstruktor George Charles Devol Jr, twórca wielu stosowanych do dzisiaj wynalazków, w tym pierwszego robotycznego ramienia, które odmieniło funkcjonowanie wielu fabryk i w konsekwencji całego przemysłu światowego.

Devol interesował się mechaniką i elektroniką już od wczesnych lat. Mając lat 20 lat porzucił szkołę, by zaraz potem, w 1932 roku, założyć własną firmę o nazwie United Cinephone i oddać się tworzeniu własnych wynalazków. W czasie funkcjonowania firmy stworzył między innymi automatycznie otwierane drzwi, system sortowania paczek oraz wiele innych ułatwiających życie wynalazków. Podczas II wojny światowej sprzedał swoje przedsiębiorstwo i pracował nad technologiami o znaczeniu militarnym.

Po wojnie Devol wpadł na pomysł skonstruowania robotycznego ramienia, które wyręczyłoby ludzi w wykonywaniu monotonnych i przez to stwarzających zagrożenie dla życia czynności. Devol opracował projekt urządzenia, które było dokładniejsze i tańsze w utrzymaniu niż człowiek, a do tego mogło pracować 24 godziny na dobę. Ku jego zdziwieniu amerykańscy przemysłowcy nie podzielali jego entuzjazmu i powtarzali, że to zły pomysł, w który nikt nie będzie chciał zainwestować.

Dopiero po kilku latach bezskutecznego pukania od drzwi do drzwi pojawiła się iskierka nadziei, gdy Devol spotkał Joe Engelbergera, biznesmena-wizjonera zafascynowanego pomysłem stworzenia czegoś, co do tej pory pojawiało się tylko w literaturze i filmie, i wykorzystania tego w codziennej pracy. Obaj panowie przystąpili do realizacji pomysłu, jednak nawet gdy prototyp urządzenia był już gotowy i na własne oczy można było zobaczyć jego możliwości, amerykańscy przemysłowcy ciągle nie byli do niego przekonani. Nie pomagał fakt, że roboty przedstawiano ówcześnie jako czarne charaktery zazwyczaj mordujące ludzi. Właściciele robotycznego ramienia postanowili spróbować gdzie indziej i pojechali ze swoim wynalazkiem do Japonii. Tam natychmiast dostrzeżono jego możliwości i wkrótce robotyczne ramię Unimate obsługiwało już linie produkcyjne japońskich fabryk motoryzacyjnych, zapewniając japońskim firmom światową dominację.


Po kilku latach w ślad za Japończykami poszli inni producenci i tym oto sposobem roboty zrewolucjonizowały nie tylko linie produkcyjne w fabrykach motoryzacyjnych, ale w zasadzie w każdej fabryce.

Coś, co początkowo miało być „złym pomysłem”, zostało uznane przez magazyn „Popular Mechanics” za jeden z pięćdziesięciu najważniejszych wynalazków XX wieku.

#4. Komputery


Trudno uwierzyć, że początki prac nad komputerem sięgają czasów grubo przed naszą erą, kiedy to wymyślono liczydło. Zapewne nikt wtedy nie przypuszczał, że ten prosty przyrząd ułatwiający prowadzenie obliczeń stanie się fundamentem skomplikowanego urządzenia zdolnego wykonywać tysiące operacji na sekundę, których większość ludzi nie będzie w stanie nawet pojąć. A jednak. Komputery, podobnie jak samochody, zrewolucjonizowały nasze życie i pozwoliły ludzkości osiągać nowe możliwości, o których wcześniej ludzie mogli w najlepszym razie tylko marzyć. Mało kto potrafi sobie dzisiaj wyobrazić życie bez komputera, który znajduje się obecnie w niemal każdym gospodarstwie domowym zachodniego świata.

Mniej problemów z wyobrażeniem sobie takiej sytuacji miał natomiast Thoms Watson ­junior – drugi prezes IBM, czyli firmy, która osiągnęła jedną ze szczytowych pozycji w światowym handlu właśnie dzięki komputerom, mimo że jej pierwszy prezes, Watson senior, stwierdził kiedyś, że „na świecie znajdzie się miejsce dla co najwyżej pięciu komputerów” i konsekwentnie ignorował możliwość zaangażowania firmy w prace nad elektronicznymi technikami obliczeniowymi. Trzeba jednak nadmienić, że firma, którą starszy z Watsonów przejął w 1924 roku po śmierci poprzedniego prezesa i przemianował jej nazwę z Computing-Tabulating-Recording Company na International Business Machines, funkcjonowała pod jego rządami dosyć sprawnie i ciągle się rozwijała, oferując między innymi krajalnice do mięsa, kasy sklepowe, wagi czy systemy ewidencjonowania czasu pracy. Watson senior nie widział jednak w komputerach przyszłości, uważając je za niepewne i drogie.

Dopiero jego syn, Thomas Watson junior, pchnął firmę w kierunku, w którym jej oblicze miało zmienić się na zawsze. Watson młodszy miał zupełnie inne podejście do komputerów i zaraz po przejściu ojca na emeryturę w 1949 roku zatrudnił inżynierów elektryków, którzy mieli opracowywać wieloprocesorowe komputery współpracujące z terminalami. Rok później połowę przychodów pochodzących ze sprzedaży komputerów stanowił system SAGE zaprojektowany przez IBM dla amerykańskiego wojska. Do 1956 roku Thomas junior zwiększył przychody firmy 3-krotnie z 200 do 743 milionów dolarów.

Taki stan utrzymywał się przez kolejne 30 lat. W latach 80. nastąpił jeszcze większy wzrost zapotrzebowania na produkty IBM spowodowany pojawieniem się komputerów osobistych, tzw. pecetów.


Godnym konkurentem firmy w tamtym czasie była Digital Equipment Corporation, jednak jej prezes, Ken Olsen, podobnie jak kilkadziesiąt lat wcześniej prezes IBM, źle ocenił sytuację na rynku mówiąc: „Nie ma żadnego powodu, by ktokolwiek chciał mieć w domu komputer”. Jeszcze większej ironii sprawie dodaje fakt, że Olsen sam miał w domu komputer, a DEC przyczyniła się do wzrostu popularności tzw. mikrokomputerów, bo sama wprowadziła je na rynek pod koniec lat 70. DEC w końcu upadła, natomiast IBM pozostaje do dzisiaj w pierwszej trójce najbardziej wartościowych przedsiębiorstw świata.

Wracając na koniec do Watsona seniora, to IBM był jedną z dwudziestu firm, które w latach 1939–1944 odrzuciły projekt elektronicznej kopiarki Chestera Carlsona. W 1949 roku IBM wydało oświadczenie w tej sprawie, tym razem mówiące, że „na świecie jest miejsce dla co najwyżej 5000 kopiarek, a potrzeby rynku nie są tak duże, by uruchamiać produkcję”. W tym samym roku Chester Carlson udoskonalił swoje urządzenie i założył firmę Xerox Corporation, dorabiając się majątku wartego 150 milionów dolarów. Za odpowiedź ile dla IBM mógł znaczyć Carlson i jego firma niech posłuży cytat z Billa Gatesa, odpowiadającego na zarzut Steve’a Jobsa o nieuczciwość.


Napisano w oparciu o książkę „Z Galileusza też się śmiali” Alberta Jacka.

Pozostałe źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
17

Oglądany: 179779x | Komentarzy: 56 | Okejek: 368 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało