Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Seks bez seksu, czyli płatna miłość po japońsku

163 209  
509   50  
Mogłoby się wydawać, że Japonia, czyli kraj kojarzący się nam ze wszelkimi możliwymi seksualnymi zboczeniami, to raj dla każdego konesera seks-turystyki.

Niestety, dla wszystkich podróżników marzących o odbyciu stosunku z japońska kurtyzaną - prostytucja w Kraju Kwitnącej Wiśni jest zakazana. Co wcale nie oznacza, że kreatywni Azjaci zaakceptowali ten fakt i nie znaleźli sposobów, aby jakoś sobie z tym problemem poradzić.

Japonia zawsze słynęła z doskonałej jakości usług seksualnych. Władze akceptowały tę profesję i już w XVII wieku podjęto pierwsze próby wprowadzenia odgórnych zasad oraz opodatkowania kobiet parających się nierządem. Za centrum płatnej miłości uważało się Yoshiwarę, czyli wydzieloną w 1607 roku dzielnicę Tokio. To tam legalnie działały dziesiątki domów publicznych, a ich klienci korzystać mogli z usług kilku rodzajów prostytutek – od drogich, ekskluzywnych, wykształconych, stosujących się do zasad bon-tonu pań do towarzystwa (tayū) przez wywodzące się ze szlachty dziewczyny, dla których prostytuowanie się było formą nałożonej przez rodziców kary za ich karygodne występki (yakko) aż po najniższej klasy, mało urodziwe ladacznice oddające się swoim klientom za marne grosze (komise-jorō).


Na terenie tokijskiej dzielnicy rozpusty znajdowała się świątynia, w której cześć oddawano patronowi prostytutek, natomiast w samych burdelach dwukrotnie więcej od samych nierządnic było pracowników obsługi, sprzątaczek oraz urzędników trzymających ten wielki bajzel w ryzach.
Rynek się rozrastał, klientów przybywało, a w trosce o zadowolenie miłośników płatnej miłości wszystkie damy przechodziły bardzo długie szkolenie (nierzadko taką naukę zaczynały się już czteroletnie dziewczynki!).


W połowie XX wieku nastąpiło jednak coś, co na zawsze zmieniło przyszłość azjatyckiej rozpusty. Podczas okupacji wyspy przez amerykańską armię, w trosce o "czystość rasy" zdelegalizowano domy publiczne, natomiast krótko po zakończeniu II wojny światowej prostytucja została całkowicie zakazana.


Szybko jednak okazało się, że nowy przepis skonstruowano w sposób otwierający przed twórcami seksualnych branż całkiem nowe możliwości. O co chodzi? Otóż zgodnie z ustawą z 1956 roku zdelegalizowana usługa ograniczała się tylko i wyłącznie do stosunku waginalnego. A więc wszelkie inne formy cielesnych uciech w dalszym ciągu pozostawały legalne.
W ciągu kolejnych dekad od wprowadzenia tego prawa narodziło się sporo dziwacznych tworów burdelopodobnych. Oto kilka z nich.

Świat Mydełka

To bodaj najpopularniejszy wśród Japończyków zamiennik klasycznego domu uciech. Teoretycznie są to prywatne łaźnie, gdzie dwie lub trzy skąpo ubrane dziewczęta myją każdego ze swoich klientów. W praktyce namydlony szczęściarz otrzymuje od pracownic bardzo zróżnicowane (zależne od ceny) atrakcje związane oczywiście z fachową obsługą części niesfornych.


Kluby „dotykania”

W tym wypadku klient płaci za usługę „dotykania” w wykonaniu wyspecjalizowanej w tej dziedzinie kobiety. Zazwyczaj wizyta kończy się "handjobem" lub - po uiszczeniu dodatkowej opłaty - klasycznym lodzikiem. Żądni dodatkowych wrażeń goście mogą też dodatkowo stymulować swe zmysły podczas oglądania prywatnego porno-występu jednej z utalentowanych pracownic klubu.



Istnieją też kluby zwane tekoki (co po japońsku znaczy dosłownie "ręczna robótka"). Miejsca te charakteryzują się bardzo ascetycznym, minimalistycznym podejściem do klienta. Goście, którzy tu przychodzą są obsługiwani manualnie przez dziewczęta, którym nie wolno ściągnąć ubrania.

Ugniatalnia cycków

Ten rodzaj rozrywki znajduje się w menu wielu klubów świadczących usługi okołoseksualne. Najwyraźniej niejeden zestresowany pracownik japońskiej korporacji potrzebuje odstresować się i wymiętolić komuś cycek. Podobnie jak w domu publicznym, mężczyzna płaci i wybiera sobie dziewczynę. Następnie trafia do prywatnego pomieszczenia, gdzie przez określony czas może robić wszystko co mu się podoba z piersiami swojej wybranki. Może je mierzwić, ugniatać, ściskać i przyduszać. I to wszystko – żadne seksualne zbliżenia nie wchodzą w grę, a nagrzani klienci, którzy nieco zagalopują się w swoich działaniach, z miejsca są z lokalu wyrzucani.


Domy lalek

To jedyne miejsce, gdzie odwiedzający może odbyć pełnoprawny stosunek z pracownicami takiego przybytku. Jest jednak pewne „ale” - damy świadczące usługi w takich miejscach są dość sztywne i małomówne. To pewnie dlatego, że wykonano je z gumy. Tak – klienci takich miejsc przeżywają tam uniesienie w ramionach realistycznych, nierzadko mocno już wysłużonych, lalek.



Ona-kura, lokal samoobsługowy

A to kolejne dziwne miejsce, w którym panują dość szczególne zasady. Przede wszystkim - kobiety nie ściągają swoich ubrań, a klientom nie wolno dotykać żadnej z pracujących tam pań. Co więc skłania facetów do odwiedzania tego lokalu? Głównie cena - w porównaniu z innymi japońskimi klubami, tu płaci się grosze. W praktyce goście Ona-kura zostawiają tam swoje pieniądze za możliwość... zwalenia sobie konia na oczach dziewcząt. Za dodatkową opłatę niewiasty "stymulują" swoich klientów słowem sprośnym.


Majteczkowe domy aukcyjne

Od czasów Polonii 1 wiemy, że niejeden Japończyk cierpi na niepohamowaną obsesję dotyczącą damskiej bielizny. I faktycznie – okazuje się, że miłośników używanych dziewczęcych majteczek jest na tyle sporo, że specjalnie dla nich otwiera się domy, w których można wziąć udział w nietypowej licytacji takich pamiątek. Gacie prezentowane są przez młode dziewczęta zachęcające uczestników „przetargu” do ciągłego podbijania ceny. Szczęśliwiec będzie mógł popatrzeć, jak dziewczę zdejmuje z siebie wylicytowane stringi i umieszcza je w torebce z zamkiem strunowym.


Skoro zaś mowa o japońskich majtach, to warto też wspomnieć o klubach, w których widzowie mogą obejrzeć pokaz… sztuki origami w wykonaniu siedzącej w szerokim rozkroku białogłowy. Żeby miłośnicy zwierzątek z papieru (i bobrów nie z papieru) mogli dokładnie wszystko obejrzeć, przed kroczem artystki ustawia się wielkie szkło powiększające.

Osanpo – wynajmij sobie uczennicę

Niezgrabne nóżki, pończoszki, krótkie kiecki, wielki cycek i rzucająca się w oczy zaawansowana nieletniość. Japończycy uwielbiają uczennice do tego stopnia, że powstał prawdziwy kult skupiający się wokół usług świadczonych przez małoletnie dziewczęta. Najczęściej są to niewinne spotkania przy herbatce, wróżenie, czy wspólne wizyty w klubach karaoke.


Jak można się domyślać, głównymi klientami uczennic są tu starsi panowie. Tajemnicą poliszynela jest też to, że lwia część dziewcząt nie ogranicza swojej oferty jedynie do wymienionych wyżej czynności…


Imekura, czyli cosplayowy fetysz

Kluby zwane Imekura to regularne burdele, w których to prostytutki, oprócz zadowalania klientów oralnie, mają do dyspozycji olbrzymią garderobę pełną wszelkich możliwych wdzianek, które to zakładają na siebie, aby dopasować się zarówno do preferencji swoich gości, jak i samych pomieszczeń, w których pracują.



Do dyspozycji są więc pokoje przypominające biura, klasy szkolne, a nawet wagon metra!

Japoński seksualny cosplay jednak całkiem blednie w porównaniu z domem publicznym powstałym w... Kolumbii!

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
18

Oglądany: 163209x | Komentarzy: 50 | Okejek: 509 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

29.03

28.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało