Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Chcesz zaoszczędzić na podróżach? Wyślij dziecko pocztą!

50 171  
187   20  
Czasem bywa tak, że pomysłowy wynalazek generuje ludzką kreatywność. Pewnie słyszeliście o polskich turystach, którzy chcąc oszczędzić na hotelowych śniadaniach, smażyli sobie jajka na rozgrzanych żelazkach?

Jeśli jednak myślicie, że tylko przedstawicieli naszego dumnego narodu stać na takie pomysły, to najwyraźniej nie doceniacie obywateli USA, którzy swego czasu odkryli niezwykle tanią metodę na wysyłanie swoich małoletnich pociech w długie podróże.

W 1913 narodowy serwis pocztowy Stanów Zjednoczonych rozszerzył zakres swoich usług o nową opcję – odtąd listonosze mogli dostarczać niewielkie paczki wprost pod drzwi adresatów. Dziś to raczej oczywistość, ale w tamtych czasach była to prawdziwa rewolucja! Na wschodzie kraju bardzo dynamicznie rozwijało się wówczas rolnictwo i rękodzieło, a możliwość wymiany produktów drogą pocztową idealnie trafiała w zapotrzebowanie.


Usługa ta była jeszcze dość świeża i nikomu nie przyszło do głowy, że pomysłowi obywatele mogą wykorzystać ją do niecnych celów Początkowo nie istniało więc szczegółowe prawo dotyczące tego, jakie produkty można nadawać w formie paczki pocztowej, a jakich już nie. I tak też za cenę kilkudziesięciu centów ludzie wysyłali żywe kurczaki, wszelkiej maści nielegalne substancje, a nawet cegły. Te ostatnie podobno regularnie nadawał pewien milioner, który zapragnął zbudować bank w swojej rodzinnej mieścinie.
Jako że poczta gwarantowała, że paczka dojdzie do adresata w nienaruszonej formie, w głowach niektórych małżeństw wykluł się szalony pomysł wysyłania jako przesyłek swoich małych pociech. Tu wystarczyła prosta kalkulacja – po co wydawać majątek na bilet kolejowy dla dziecka, skoro za bezcen można je wepchnąć do torby listonosza i mieć pewność, że małolat cały i zdrowy dotrze do mieszkającej paręset kilometrów dalej babci?

Fotografie, dzieci upchniętych w listonoszową torbę to najczęściej "żarty" ówczesnych fotografów. Niestety, nie zachowało się żadne zdjęcie dokumentujące przypadki faktycznego procederu.

Okazało się, że ten kontrowersyjny proceder trwał już od dłuższego czasu. Odbywało się to najczęściej na krótkich dystansach. Pierwszym brzdącem, który został w ten sposób potraktowany był ważący niespełna 5 kg syn państwa Beague z Ohio, który to za cenę 15 centów (w to wliczono też i ubezpieczenie!) przebył jedną milę wprost do domu swojego dziadka.
Jako że coraz więcej osób interesowało się tym niezwykle ekonomicznym sposobem dziecięcego transportu, trzeba było wreszcie ustalić jakieś zasady nadawania dzieci. I tak też na łamach New York Times ukazał się list skierowany do dyrektora generalnego poczty – Franka Harrisa Hitchcocka:

„Chciałabym dowiedzieć się, jakie są techniczne, zgodne z przepisami wymogi co do opakowania wysyłanego drogą pocztową dziecka”.

Hitchcock wykazał się trzeźwością umysłu i znajomością prawa. A to, jak się okazało, zdążyło się w kwestii dozwolonych przesyłek nieco skonkretyzować. I tak też jedynymi dozwolonymi zwierzętami, które można było nadawać w formie paczek były „pszczoły i żuki”. A że młodociani przedstawiciele naszego gatunku nie zaliczają się do żadnej z tych grup, ich wysyłanie było zabronione! Zaprzyjaźnieni listonosze przymykali jednak oko na te drobne zakazy i proceder dalej trwał w najlepsze.


Dziś doskonale wiemy, że pracownicy poczty mają tendencję do notorycznego mylenia się i gubienia przesyłek. W tamtych czasach wcale nie było inaczej. Jedną z dziecięcych „przesyłek” była dziewięcioletnia Charlotte May Pierstorff. Ważącą 22 kilogramy dziewczynkę nadano w Idaho, a adresatami byli jej dziadkowie mieszkający w mieście Lewiston. Mama kupiła znaczek za 53 centy i nalepiła go na ubranko swojej pociechy. Na poczcie jednak doszło do pewnej drobnej pomyłki i dzieciak prawie wyjechał z transportem do Kentucky. Na szczęście tragedii udało się zapobiec tylko i wyłącznie dzięki przytomności samej „przesyłki”, która zakomunikowała pracownikom urzędu, że to nie tam mieszkają jej dziadkowie…

Ta sytuacja zwróciła uwagę opinii publicznej na to niepokojące zjawisko. I po raz kolejny głos zabrał dyrektor generalny amerykańskiej poczty. Albert S. Burleson był równie nieustępliwy co jego poprzednik – dzieci nie wolno traktować jako towary wysyłane drogą pocztową i kropka!


Podczas gdy urzędnik wydawał swoją kategoryczną opinię na ten temat, właśnie pobito rekord najdłuższego dystansu, jaki dziecięca przesyłka kiedykolwiek pokonała. Sześcioletnia Edna Neff z wartym 15 centów znaczkiem na czole została wysłana przez swoją mamę z miejscowości Pensacola na Florydzie aż do Christainburga w stanie Virginia, gdzie odebrał ją jej tata. Dziecko przejechało 1158 kilometrów!


Ostatecznie procederem tym zajęła się policja. Po tym, jak stróże prawa wszczęli śledztwo w sprawie trzyletniej Maud Smith, której rodzice pogwałcili prawo wysyłając ją jako paczkę, na alarm zaczęli bić gazetowi pismacy. Od tego czasu listonosze, bojąc się policyjnych kontroli, unikali brania tego typu „fuch” i mimo że przez kolejne lata zdarzyło się jeszcze kilka sporadycznych przypadków nadawania przyszłości amerykańskiego narodu w formie paczek, to już w latach 20. ubiegłego wieku nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się na takie szalone posunięcie.

Źródła: 1, 2, 3, 4
2

Oglądany: 50171x | Komentarzy: 20 | Okejek: 187 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało