Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jurajski park Hitlera w Polsce - czyli jak naziści próbowali wskrzesić wymarłą bestię

116 735  
279   66  
Wielki park, przearanżowany na jedyne takie zoo, w którym to mieszkają przedstawiciele dawno już wymarłych gatunków zwierząt. Brzmi znajomo? Michael Crichton – autor „Parku jurajskiego” nie jest pierwszą osobą, która wpadła na taki pomysł. O dobrych kilka dekad wyprzedził go bowiem… Hermann Göring – czołowy działacz III Rzeszy, który wymarzył sobie stworzenie takiego obiektu w Polsce!

Szalony sen myśliwego

Hermann Göring należał do tej nieszczęśliwej grupy mężczyzn, która problemy z niemrawym przyrodzeniem odreagowuje w lesie. Ze strzelbą w garści i z przaśnym kapeluszem z piórkiem na łbie. Jako zaprawiony w ubijaniu zwierzyny myśliwy, niemiecki oficer został nawet Inspektorem Łowczym III Rzeszy, a do jego zadań należała m.in. promocja łowiectwa.


Nazista ten miał też słabość do przepychu. Jako jeden z najbliższych przydupasów Adolfa Hitlera, Göring miał tyle pieniędzy, że mógł sobie pozwolić na szastanie forsą. W lasach Schorfheide, Hermann kazał sobie wybudować okazały myśliwski dworek. Z niezliczoną ilością sypialni i gościnnych apartamentów, kręgielnią, podgrzewanym basenem, a nawet i gigantycznym torem po którym śmigał miniaturowy model niemieckich kolei…




Willa wypełniona była po brzegi dziełami sztuki zrabowanymi podczas niemieckich najazdów. Ogromna ilość broni palnej oraz przepastna myśliwska rezydencja nie spełniały jednak do końca ambicji Göringa, który zafascynowany narodowymi legendami zaczął poszerzać swoją wiedzę na temat wymarłych gatunków zwierząt. Zwierząt, na które to polować mieli czystokrwiści, germańscy przodkowie ówczesnych Niemców.
Hermann zapragnął powrotu do tych chlubnych korzeni i oczami wyobraźni widział gęste puszcze, w których to nazistowscy dygnitarze dzierżąc w swych dłoniach drewniane piki polować będą na… tury. Cały problem w tym, że ten dziki przodek współczesnego bydła domowego wyginął setki lat wcześniej.



Skąd wziąć tura?

Tury, których przodkowie pojawiły się na naszym kontynencie jakieś 2 miliony lat temu, były całkiem okazałymi bestiami. Ważyły koło tony, a szczególne wrażenie robiła ich muskularna budowa ciała i olbrzymie rogi.


Zwierzęta te, mimo że wywodziły się z tej samej rodziny co współczesna krowa, były gatunkiem wyjątkowo agresywnym, a polowanie na te monstra wymagało od myśliwego niebywałej odwagi i dobrej techniki.



Kiedy w XV wieku populacja turów drastycznie zmalała, polscy królowie, poczynając od samego Władysława Jagiełły, usiłowali gatunek ten utrzymać przy życiu. Na nic się jednak zdały próby rozmnażania tych dumnych mieszkańców polskich lasów – turów było coraz mniej, a główną za to winę ponosili kłusownicy, którzy nie ustępowali w polowaniach na te zagrożone wyginięciem zwierzęta. Ostatni tur padł w 1627 roku.



Göring wiedział, kto może pomóc mu we wskrzeszeniu tej wymarłej legendy. Kimś takim był Lutz Heck – zoolog i badacz, a także specjalista od tzw. hodowli selektywnej. Heck, który był tez dyrektorem berlińskiego zoo wcale nie uznał pomysłu „grubego Hremanna” (tak Göringa nazywali zazdroszczący mu majątku niemieccy dygnitarze) za szalony. Co więcej – naukowiec całkiem poważnie podszedł do tej propozycji i szybko zakasał rękawy do pracy.
Skąd wziąć tura? Cóż, Lutz wierzył w to, że każde zwierzę nosi w sobie materiał genetyczny, w którym to drzemią informacje o jego wymarłych przodkach. Dlatego też możliwe jest, poprzez odpowiednie krzyżowanie wybranych osobników, odwrócenie procesu domestykacji.



Lutz i jego brat Heinz wnikliwie przestudiowali wszystkie opisy turów, przyjrzeli się też zachowanym rysunkom tych zwierząt. Na podstawie tych materiałów wyodrębnili listę cech, które ich zdaniem powinien mieć prawdziwy tur.

„Odtwarzanie” legendarnego zwierza polegało głównie na krzyżowaniu ze sobą wybranych odmian współcześnie żyjącego bydła. I tak na przykład bracia Heck pragnęli, żeby okazałe rogi „nazistowski tur” odziedziczył po przedstawicielach szkockiej rasy wyżynnej, natomiast temperament i agresję – po hiszpańskich bykach wykorzystywanych podczas corridy.

Zoologowie korzystali z ośmiu rożnych, „wzorcowych” ras.


Udało się. Na początku lat. 30 urodził się pierwszy przedstawiciel wymarłego zwierza z germańskich podań. Potężne krówsko faktycznie bardzo przypominało tura. Do tego było absolutnie dzikie i wręcz stworzone do hasania na wolności. Trzeba mu tylko było znaleźć odpowiednie miejsce do życia.

Przeprowadźmy je do Polski!

Póki co zwierzęta w 1938 roku załadowano w pociągi i przetransportowano do lasu w pobliżu rezydencji Göringa. On sam jednak wiedział, że jego tury nie pozostaną tam zbyt długo. Niemiecki oficer miał bowiem całkiem odważne plany. Na jednym ze zdjęć wykonanym jeszcze przed wojną widać „grubego Hermanna” pozującego przy wielkiej makiecie lasu po którym „przechadzają się” miniaturowe wersje bydła. Makieta przedstawiała Białowieski Park Narodowy. To tam czołowy nazista III Rzeszy chciał stworzyć raj dla nazistowskich myśliwych.


Tymczasem bracia Heck, zanim jeszcze skończyli swoje prace nad stworzeniem tura, rozpoczęli zabiegi mające na celu przywrócenie naturze innego wymarłego zwierzęcia – tarpana. Z wielką przeprowadzką swoich pupili Göring musiał poczekać do 1941 roku, kiedy to interesujący go teren udało się Niemcom wydrzeć z rąk radzieckich. Zanim jednak tury trafiły do polskich lasów trzeba było tereny te „oczyścić”. W przypadku nazistów oznaczało to oczywiście wybicie i oddelegowanie do obozów zagłady wszystkich miejscowych Żydów. Do 1944 roku z ziem tych pozbyto się 20 tysięcy ludzi. Kiedy tylko Göring upewnił się, że Białowieski Park Narodowy jest strefą „wolną od Żydów” czym prędzej sprowadził tam swoje bestie.



Te na dobre rozpanoszyły się w lesie i nieco nawet rozregulowały panujący tam, naturalny porządek. Na szczęście nazistowscy myśliwi nigdy nie mieli okazji - wzorem swych przodków - latać półnago po puszczy i polować za pomocą drewnianych pik na mityczne monstra. Wkrótce doszło do nagłego zwrotu wojennej akcji i na tereny te wróciła Armia Czerwona. Rosjanie bardzo ucieszyli się na widok przerośniętych krów i dość szybko je spałaszowali niepomni tego, ile zachodu kosztowało wyhodowanie tych pięknych okazów.



Kiedy wojna się skończyła po nowych mieszkańcach białowieskich kniei nie było już śladu, a jedynych przedstawicieli neo-turów podziwiać można było jedynie w ogrodach zoologicznych.

Tur, ale jednak nie do końca

Czy dzikie bydło, które Göring kazał wpuścić do polskiego parku narodowego faktycznie można nazwać turami? Nie. To w dalszym ciągu jest zwykła krowa. No, może nieco tylko wizualnie stunningowana. Mimo podobieństwa do wymarłego gatunku bydła, zwierzęta wyhodowane przez braci Heck noszą geny zwykłej mućki, a nie znanego z germańskich legend zwierza. To tak jakby próbować z Volkswagena Scirocco zrobić DeLoreana.


Wygląda jednak na to, że szalony pomysł wyhodowania zwierzęcia obdarzonego genami prawdziwego tura w dalszym ciągu ma szansę na realizację. Poznańscy naukowcy pracują już nad tym od 9 lat!
Jak się okazuje – badacze mają już całkiem sporo odcinków turzego DNA. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to już 2032 roku na świat przyjdzie pierwszy przedstawiciel tego wymarłego gatunku. Prawdopodobnie urodzi go najbliżej spokrewniona z tym zwierzem, przedstawicielka krowiego rodu z Korei.

Rozpierającą nas dumę przyćmiewa jedynie fakt, że parę dni temu rosyjscy naukowcy zapowiedzieli rychły koniec prac nad wskrzeszeniem… mamuta.



Jeśli jesteście zainteresowani tematem hitlerowskich turów, zachęcamy Was do obejrzenia tego dokumentu:



Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
14

Oglądany: 116735x | Komentarzy: 66 | Okejek: 279 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

17.04

16.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało