Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Skiosku - czyli weseli i niezwykli klienci jednego z polskich kiosków X

73 779  
403   43  
Sambojka pisze: Niedaleko kiosku jest ogólniak.
Jestem na zapleczu.
- Proszępaniproszępaniproszępani!!! Szybko!!!
- Gdzie się pali?!
Maturzysta, któżby inny. Garniturek, wzrok splątany, palce w stawach wygina, jakby to miało mnie pospieszyć. Tańczy mi przed ladą przestępując z nogi na nogę. Do toalety chce czy jak?
Ręce złożył, jak do pacierza:

- Ma pani czarny długopis?
- Nie mam, skończyły się kilka dni temu.
- Nieeee! - dramatycznie zajęczał. - Pani musi mieć! To sprawa życia lub śmierci!
- No chyba przesadziłeś, ale wiesz co, dam ci swój.
Oczy otwierają się szerzej, blask nadziei na twarzy, jakbym ocaliła rozbitka.
- Oooooo! To ja pani bardzo dziękuję! Bardzo! A jak pani ma na imię? - mówi i czyta imię z plakietki, którą mam przypiętą do podkoszulka. - Magdalena. Jak będę miał córkę, to ją tak nazwę, może być?
- Zmykaj, bo się spóźnisz! Maturę zdać, a nie o rozmnażaniu myśleć!
Minęła chwila, jest prawie dziewiąta. Do kiosku wchodzą dwaj tacy w garniturkach. Jeden przez drugiego bełkoczą machając łapami. Ten niższy podskakuje.
- Długopis, czarny, dwa, szybko, matura, musi pani! - tyle zrozumiałam.
- Nie mam!
- A koledze pani dała!
- Swój własny, a dla was nie mam. Idźcie pożebrać po innych sklepach, założę się, że gdzieś znajdziecie.
I wtedy ten niższy przestał podskakiwać, zmrużył oczy i powiedział:
- Jak nie zdam, to przez panią!
I miej tu dobre serce.

* * * * *

Przyszła wiosna. Widać to po ilości odsłoniętych nóg, które zimą zarastały sobie radośnie. Jak powszechnie wiadomo, maszynka do golenia jest najpopularniejszym środkiem pozbywania się zbędnego owłosienia. U płci obojga.
Małżeństwo koło czterdziestki, siaty z pobliskiego marketu wyładowane po brzegi. Przyszli po program telewizyjny. Zapłacili, prawie wychodzą, ale on postanowił nadać lotka. Stoi, skreśla, po chwili mówi:
- Kotuś, kup maszynkę.
- Jaką maszynkę? - pyta kotuś przeglądając jakąś Claudię czy tam inną Tinę.
- Do golenia.
- Po co?
- Do golenia.
Kotuś odkłada gazetę i zdziwiona patrzy na męża.
- Nogi byś ogoliła, to byś mogła założyć spódniczkę.
- A co? Teraz nie mogę? Rajstopy se ubiorę i mogę.
- No możesz, możesz, ale wiesz, ja w nocy czasem czuję, jakbym z chłopem spał. No, kotuś, weź zrozum człowieka...
Kotuś spanikowanym wzrokiem zerka na mnie, a ja już wiem, że temu wzrokowi należy umknąć, najlepiej w to, co leży przede mną, czyli wafelka, który robi od poniedziałku za tygodniówkę i nie mam pojęcia, czemu jeszcze nie przeczytałam wszystkiego, co na opakowaniu się znalazło. Teraz mam okazję. Marszczę brwi i udaję, że mnie to bardzo zajmuje. Doprawdy fascynujące!
- Z chłopem?! Nie przesadzasz?! Ja się czasem golę! Twoją maszynką, a żebyś wiedział - twoją maszynką, ku*wa!
- Ale kotusiu, ja ci już powiedziałem, żebyś cipy moją maszynką nie goliła! - facet stracił cierpliwość.
- Ale nóg to nie mówiłeś! Ty chamie ty!!! Przy ludziach tak?! Przy ludziach?!
Facet zacisnął zęby, podał mi kupon i spokojnie powiedział:
- Trzy maszynki do golenia, poproszę. Jedną do twarzy, drugą do cipy, trzecią do nóg.

* * * * *

Kiosk jest doskonałym miejscem do podzielenia się opinią z bliźnimi, a że każdy Polak zna się na polityce jak nikt inny, wkoło prasa, a z okładek straszą gęby kandydatów - temat wyborów narzuca się sam. Setki razy zaciskałam zęby, żeby nie wejść w dyskusję z klientem, bo to strata czasu i energii, ja tu pracuję, nie agituję. Ale kolejka stoi, kolejka się nudzi, kolejka rozmawia.
Poniżej urywki najciekawszych wypowiedzi. Przypominam, że pochodzą od osób, które mają ustawowe prawo do oddania głosu. Poniższe teksty nie mają na celu obrażenia kogokolwiek. Zwyczajnie notowałam wypowiedzi.

Dwóch starszych panów:
- Miller dupę wystawił. Panie, co za czasy! Jakby Wałęsa z dupą na jednej karcie do głosowania byli, to by się ludzie w łeb pukali! A teraz? Nikogo to nie dziwi.
- Ale ona mądra jest. Ona coś w głowie ma.
- Daj pan spokój, kto jej będzie w głowę zaglądał, jak wszyscy się będą na dupę patrzeć! Niepoważnyś pan, czy co?

Dwie tipsiary:
- A ja będę głosowała na Kukiza.
- A ja jeszcze nie wiem, na kogo. A czemu na Kukiza?
- A bo on grał w takim fajnym filmie, takim starym, wiesz, co tam była taka modelka.
- A to ja też!

Dwóch dziadków:
- Piłsudski! To był człowiek. Jakby on teraz na scenę polityczną wkroczył, toby się Duda z Komorowskim musieli zwinąć.
- Nie te czaaasy.
- Panie! Pan mi świętości narodowych nie szargaj! Jak mówię, że Piłsudski, to Piłsudski!

Mamusie:
- Ej, idziesz głosować?
- Nie. Vanessa ma komunię.
- A ja idę, Kuba ma za tydzień.

* * * * *

Babcia czyta gazetę, broda zaczyna się jej trząść:
- Polskę chcą sprzedać! Rozgrabią, złodzieje! Banda mataczy! Matka Boska nas opuściła!
- Niech się pani uspokoi - mówi klient. - Gazetkę z papieżem poczyta.
- Ty bandyto! Trzymasz z nimi?!
I zdzieliła faceta gazetą po głowie.
Wziął jej tę gazetę z ręki i spokojnie odstawił na miejsce.
- Pani się uspokoi, żyłka pani strzeli i się pani z papieżem zobaczy szybciej, niż zagłosuje.
Babcia zamilkła.

* * * * *

Psom dowolnych gabarytów wolno wchodzić do kiosku pod warunkiem, że słuchają właścicieli. Zazwyczaj odwiedzają mnie te same czworonogi: wchodzą spokojnie, pozwalają się pogłaskać i czekają grzecznie zawsze przy lewej dolnej kończynie pana czy pani. Zdarza się, że ktoś próbuje przywiązywać psa na zewnątrz. Tak było tym razem.
Ładna brunetka, na oko trzydziestka, rozgląda się za czymś, do czego mogłaby przywiązać niewielkiego yorka na za długiej smyczy. Wołam ją zachęcająco do środka razem z pieskiem. Piesek, choć wyraźnie zapiera się łapami przed wejściem, zostaje wciągnięty siłą, a raczej podciągnięty - po stopniach za obrożę. W szelkach by mu było wygodniej, myślę. Stanął, odkaszlnął, pani się przywitała i rozgląda po półkach, podczas gdy pies trzęsąc się ze strachu cofa się, aż w końcu trafia zadkiem na najniższą półkę, na którą ktoś przed chwilą byle jak odłożył gazetę. Gazeta spada wprost na psa, przerażony pies umyka pod drzwi, które dosyć energicznie otwiera zażywna staruszka. Wystrzelony w ten sposób piesek ląduje łebkiem na szklanej gablocie, a dźwięk, który temu towarzyszy przypomina dzwon. Biedne zwierzę zrywa się na równe cztery łapki i wtedy na jednej z nich staje mu staruszka, która jeszcze nie załapała, że to małe, włochate, przerażone coś jest kuzynem wilka. Cieniutki pisk wyrywa się z yorkowego gardełka, co powoduje, że właścicielka w końcu obraca się, marszczy i mówi:
- Boże, co za histeryczka. Własnego cienia się boi - i zwracając się do psa: - Tu ci się nic złego nie stało.

* * * * *

Czytelnicy przysyłają przepisy. Co miesiąc. Ja tam lubię czasem zajrzeć, nie powiem.Najlepsze ciasta, Najlepsze sałatki, Przyślij przepis, Przepisy czytelników i inna tego typu makulatura leży sobie obok kasy. Najczęściej ktoś sięga po nią czekając, aż wydam resztę, a że zeszytowy format zachęca, cena również, klienci dorzucają to na końcu do rachunku. Zazwyczaj są to panie, gospodynie domowe, kucharki gorsze lub lepsze - nie mnie oceniać. Jedne szukają inspiracji, drugie kolekcjonują nawet nie zaglądając do środka, ale takiej jeszcze nie spotkałam.
Coś koło pięćdziesiątki, poplamiony żakiet i przekrzywione okulary. Kupuje program telewizyjny, jakieś cieniewsy i na koniec dorzuca najnowsze Przepisy czytelników, za którymi ląduje komentarz:
- Jak mam drugą zmianę cały tydzień, to lubię sobie do takich gazet pozaglądać. Jem oczami. Jak się naoglądam, to mi apetyt przechodzi, a jak jeszcze sobie poczytam, ile to zachodu trzeba, żeby to zrobić, to już całkiem mi się odechciewa gotowania. Ale to nie mogą być te same gazety! Ta najnowsza, prawda?

* * * * *

Siedziałam bokiem do wejścia, gdy moich uszu dobiegło szuranie buciorami. Pan robotnik budowlany w stroju roboczym i w za dużych butach przywitał się zdejmując żółciutki kask Boba Budowniczego i z gracją włożył go sobie pod pachę, jakby to był element stroju galowego. Wyciągnął z kieszeni karteczkę starannie złożoną na czworo, poślinił palca, rozłożył, odchrząknął, oddalił nieco od twarzy i zmrużywszy jedno oko wyrecytował:
- Trzy paczki Caress, ale żółtych, jedne Large z Unimila, cztery paczki czego bądź i jedne takie czarne z Unimila z niebieską obwódką na opakowaniu, proszę.
A wszystko to na jednym wydechu!
Podałam upewniając się, czy dobrze zapamiętałam i z wyrazem obojętności na twarzy (albo z wyrazem osoby, która ma nadzieję, że to, co ma na twarzy to wyraz obojętności) zapytałam:
- Na jeden rachunek?
- Na jeden. Później się z chłopakami policzymy.
Upychał po kieszeniach, a ja drukowałam rachunek i wydawałam resztę.
- No to z pana teraz bezpieczny facet.
- Ja pani też bezpieczeństwa życzę.
I poszedł. Że najmłodszego po flaszkę czy tam browara wysyłają, to słyszałam. Po salceson - też. Ale po prezerwatywy?

* * * * *

Pani hrabina jest prawdziwą hrabiną. Mówiła mi o tym moja nieżyjąca babcia. Zresztą nietrudno poznać dobre wychowanie. Jest cudownie bezwiekowa i świetnie zakonserwowana, nienagannie umalowana, włos zawsze zrobiony, a styl ubierania gustownie wyważony. Przychodzi od zimy co niedziela po gazety dla swojej przyjaciółki, którą odwiedza w szpitalu.
Tym razem nie było jednego z czasopism i szukałyśmy jakiegoś zamiennika, kiedy do kiosku weszło kilku młodych chłopaków, głośno się śmiejąc, przekrzykując i okraszając wypowiedzi soczystymi przekleństwami. Spojrzałam na klientkę, która nic sobie nie robiła z ich niewłaściwego zachowania, mimo to zareagowałam:
- Można ciszej? I bez mięsa?
Ucichli nieco, ale tylko na chwilę. Odezwałam się znowu:
- Ale panowie, co jest? Ciszej i wyrażać się, proszę.
- A co, boi się pani, że babcię brzydkich wyrazów na starość nauczymy?
Wtedy hrabina obróciła się i patrząc mu prosto w oczy, z uśmiechem powiedziała:
- Przed wojną papa miał koniuszych. Nie dość, że śmierdzieli, to jeszcze używali wulgarnego języka, nawet w obecności dam. Dziadek by ich szpicrutką przećwiczył, ale papa miał miękkie serce. Kiedyś zapytałam go, dlaczego ważą się tak odzywać w obecności mamy i moim, a papa powiedział:
- Bo pies ich matki jebał, córeczko i innego języka nie znają, jak szczekać.

* * * * *

Widuje się ją czasem, jak coś maluje na ulicy, portrety, ale częściej widoczki. Zwykle, gdy robi u mnie zakupy, rzuca komentarz o mojej "portretowej urodzie". Ma dłonie umazane farbą i ładnie pachnie, chyba terpentyną.
- Chciałabym dzisiaj panią namalować.
- Ale że portret? Mnie? Nie kupię, dziękuję.
- Dla siebie bym chciała. Pani taka ładna. Później bym go komuś sprzedała.
Wzruszyłam ramionami, skoro tak, niech jej będzie.
Usiadła na parapecie, otworzyła neseser i zajęła się pracą. Obsługując kolejnych klientów zerkałam w jej stronę od czasu do czasu. Gdy tylko pochwyciła moje spojrzenie, szeroko się uśmiechała. Odwzajemniałam uprzejmym uśmiechem. I tyle.
Po ponad godzinie wstała i pokazała mi mój portret. Podobny, owszem, ale jednak nie bardzo. Stoję, gapię się, artystka czeka na opinię. Pochwaliłam, że ładny i oddałam. Stojący obok klient, który czekał na losowanie Keno, rzucił okiem i skomentował:
- A piegi gdzie? I cycki ta pani ma większe.
Zaczęłam się śmiać, zaskoczył mnie tą uwagą, ale Malarka uznała, że musi się wytłumaczyć:
- Piegi są czasochłonne, a biust tej pani powinien być proporcjonalny.
I tak się dowiedziałam, że chociaż mam portretową urodę, to nie jestem proporcjonalnie zbudowana.
6

Oglądany: 73779x | Komentarzy: 43 | Okejek: 403 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało