Zaledwie miesiąc temu mieliśmy Pierwszą Aferę Drożdzówkową, kiedy zniknęły one (wraz z innymi towarami) ze sklepików szkolnych. Teraz Drugą Aferę Drożdżówkową rozpętała wypowiedź minister edukacji, która z wielką dumą oświadczyła, że z trudem wywalczyła Wielki Powrót Drożdżówki.
Co może zrobić partia, której notowania spadają na łeb na szyję, żeby poprawić swój wizerunek? Najlepszy byłby jakiś wielki sukces w sprawie poruszającej obywateli, dotyczącej wielu z nich, no i takiej świeżej, jeszcze wyraźnej w ich pamięci. Tylko co zrobić, jeśli nie ma problemu spełniającego te warunki, który można łatwo i szybko rozwiązać? Ba, nie ma takiego problemu, który w ogóle wiedzieliby jak rozwiązać? Odpowiedź jest prosta i znana każdemu, kto choć trochę interesuje się światem mediów i polityki - problem należy najpierw stworzyć... A później go rozwiązać i odtrąbić sukces.
Co było dalej wszyscy wiemy z prasy - przeforsowano drakońskie restrykcje odnośnie żywności sprzedawanej w szkolnych sklepikach, sklepiki zaczęły plajtować, w szkołach rozwinął się "czarny rynek" słodyczy, a dzisiaj, po miesiącu, minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska z dumą ogłosiła, że "wynegocjowała" powrót legalnych drożdżówek do szkół i odważnie ogłosiła, że powalczy też o kawę i więcej soli.
Internet nie zostawił na niej suchej nitki.
Źródła: 1,
2,
3,
4.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą