Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Każdy zna meksykańską przyśpiewkę "La Cucaracha", ale mało kto wie, że traktuje o... marihuanie

86 355  
327   44  
Aby to wyjaśnić, musimy cofnąć się do końca XIX wieku - czasów meksykańskiej rewolucji Pancho Villi.

Meksyk, rok 1894. Młody, bo zaledwie szesnastoletni wieśniak imieniem Doroteo Arango Arámbula, którego rodzina pracuje w gospodarstwie rolnym pewnego zamożnego señora, dowiaduje się o tragedii. Siostra Doroteo padła ofiarą gwałtu. Jakby tego było mało, sprawcą tego czynu był nie kto inny jak sam Agustín Lopez Negrete – właściciel ziemi i pracodawca rodziny chłopaka.

Ten fakt niczego jednak nie zmieniał. Sukinsynowi kara się należała jak psu żarcie. Młodzieniec dopadł gwałciciela i zadbał o to, aby jego krew nawilżyła nieco suchą i nieurodzajną glebę...


Arámbula, który z miejsca znalazł się na celowniku policji, ukradł konia i czym prędzej dał dyla w góry, gdzie niebawem uśmiechnęło się do niego szczęście. Trafił pod skrzydła szajki bandytów, na czele której stał legendarny, meksykański zabijaka – Ignacio Parra. Nowi kumple nadali chłopakowi pseudonim Arango i wtajemniczyli go w sekrety ich przestępczego fachu. Młody radził sobie całkiem nieźle, aż do momentu, kiedy wpadł w ręce sprawiedliwości. Za napad oraz kradzież kilku mułów został skazany na śmierć. I znów los się do niego uśmiechnął – spod stryczka uratował go pewien wielce wpływowy jegomość, Pablo Valenzuela, który chętnie ubijał interesy z bandytami i kupował od nich zrabowane towary.


Młodzieniec został siłą wcielony do armii znienawidzonego przez prosty lud meksykańskiego dyktatora - Porfiria Díaza. Rządzący tym krajem polityk zaszedł mieszkańcom za skórę – znany był z korupcji, manipulowania głosami oraz wszechobecnego terroru (zadbał m.in. o to, aby jego polityczni przeciwnicy opuścili ten padół rozpaczy). Arámbula skorzystał z pierwszej lepszej okazji, aby zdezerterować. W 1903 roku młodzieniec zamordował oficera i ukradł mu konia. O nieokrzesanym bandycie zrobiło się głośno. Odtąd chłopak znany był jako Francisco "Pancho" Villa . Parę lat później Villa u boku innego charyzmatycznego chłopa stanął na czele wielkiej meksykańskiej rewolucji przeciwko uciskowi znienawidzonego dyktatora (i jego kilku kolejnych następców).



W armii Pancho Villi służyli m.in. Indianie z plemienia Yaqui. Ci znani byli z tego, że w chwilach wolnych od partyzanckich operacji ciągle palili tzw. „motas” (zwane też „cigarros de hoja”). Były to skręty z konopnym suszem, którymi czerwonoskórzy radośnie się narkotyzowali… Pancho najwyraźniej dał się przekonać do „śmiesznych papierosków”, bo już wkrótce sam przywódca sięgał po marihuanę przed walką. Wierzył bowiem, że ta dodaje mu odwagi.


Wkrótce żołnierze coraz chętniej zaczęli sięgać po indiańską używkę i wśród różnych nazw jakimi ją ochrzczono znalazło się znane nam słówko „marihuana”. Dużo wskazuje na to, że nazwa ta pochodzi od hiszpańskojęzycznych żeńskich imion Maria i Juana (czyt. "Huana"). W żołnierskim slangu tymi dwa imionami określano prostytutki. Rzadziej spotykaną interpretacją etymologiczną jest ta, w której na źródło tej nazwy wskazuje się słowo "mallihuan", którym w języku Indian Nahuatl określa się więźnia.

Jest jeszcze jedna geneza tej nazwy i wywodzi się ona z obozu poddanych Villi zbrojnych kobiet. Babeczki te zwane były „las soldaderas”.


W ludowej pieśni pt. „Marijuana: La Soldadera” słyszymy historię kobiety, która wstępuje do armii, aby gotować jedzenie dla swego ukochanego – Juana. Kiedy ten ginie, oszalała z rozpaczy niewiasta chwyta za broń i wykazuje się ogromnym męstwem na polu boju.

Klik!

Jak dowiadujemy się z biografii słynnego rewolucjonisty, wkrótce trawka była integralnym elementem armii Villi, a sami długowłosi Indianie Yaqui, którzy tak bardzo spopularyzowali to zielsko wśród zbrojnych partyzantów, przezywani byli przez swych kompanów karaluchami, czyli „las cucarachas” i tą samą nazwą nazywano też susz, którym ci się delektowali.


Niezależnie od tego, jaki jest faktyczny rodowód tego wyrazu, ciekawe jest jedno z pierwszych jego wykorzystań w literaturze. Otóż podczas meksykańskiej rewolucji bardzo popularną przyśpiewką była kompozycja oparta na tradycyjnej, folkowej melodii - "La Cucaracha". Jak już wyżej wspomnieliśmy, jest to określenie pewnego małego, upierdliwego owada, ale także i mężnego, aczkolwiek wiecznie zjaranego Indianina z plemienia Yaqui.
Kompozycji „La Cucaracha” przedstawiać nikomu nie trzeba. Warto natomiast wsłuchać się w początkowe słowa tej meksykańskiej pieśni. A brzmią one tak:

La cucaracha, la cucaracha Karaluch, Karaluch
Ya no puede caminar Już nie może chodzić
Porque no tiene, porque le falta Bo już nie ma, bo mu zabrakło
Marihuana pa´fumar. Marihuany do palenia.

https://youtu.be/B_27Hi1In6o

Drodzy Bojownicy i wy, krasne Bojowniczki, przyznacie, że ten kawałek nigdy nie kojarzył się wam z bandą upalonych Indian, biorących udział w meksykańskiej rewolucji, prawda?

I jeszcze taka wzmianka na koniec – Jednym z elementów rozpoczętej w połowie XX wieku amerykańskiej krucjaty antynarkotykowej były konflikty na tle rasowym. Bogobojni mieszkańcy USA przerażeni byli falą napływających imigrantów, a media dodatkowo podsycały ten strach publikując materiały o Latynosach gwałcących białe kobiety.

Winą za ten fakt obarczono paloną przez Meksykanów marihuanę, która to miała służyć jako idealny środek do demoralizowania ułożonych i cnotliwych Amerykanek! Cóż – jak widać stereotyp wąsatego, noszącego przepastne sombrero Josè, za którym to ciągnie się gęsty dym z tłustego gibona, wcale nie wziął się z kosmosu, ale z czasów meksykańskiej rewolucji szalonego Pancho Villi.

Viva Mexico!


Na brodę Mahometa!
12

Oglądany: 86355x | Komentarzy: 44 | Okejek: 327 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało