Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Skiosku - czyli weseli i niezwykli klienci jednego z polskich kiosków VIII

86 240  
378   68  
Sambojka pisze: Wielkousty typek koło pięćdziesiątki, w garniaku, z kolegą w garniaku. W ręce trzyma zamek od drzwi, podchodzi do lady i wymachuje mi nim przed nosem.
- Ma pani klucze do takiego zamka?
- Nie wiem. Zresztą nie dorobię panu klucza do zamka.
- Czemu? - na chwilę przestał machać.
- Nie dorabiam kluczy do zamka.

- Czemu? - zaczyna machać od nowa.
- Nie umiem.
- A kto umie? - macha mocniej, coś w tym zamku się tłucze, dzwoni.
- Szef. Będzie w sobotę.
- To ja sobie tu wejdę do pani, na zaplecze i sobie poszukam takiego klucza.
- Nie ma mowy! - protestuję odsuwając ręką zamek, którym toruje sobie drogę za ladę.
- Nie? To po co pani tu stoi? - rzucił wyginając wargi z pogardą, cały czas telepiąc trzymanym w dłoni zamkiem.
Zanim zdążyłam się odezwać, głos zabrała klientka drapiąca zdrapkę (którąś z kolei, bardzo ją złościło, że niczego jak dotąd nie wygrała):
- Pani tu stoi, ładnie wygląda i pachnie. A pan jesteś cham!
Chamy w garniakach wyszli, a klientka uśmiechając się dodała:
- I co pani by beze mnie zrobiła?

* * * * *

- Jednego za cztery mi pani da i jeszcze stary chciał te.. no... gluty do papierosów.
- Co takiego?
- No, takie te papierowe gluty.
Oczywiście chodziło o gilzy.

* * * * *

Codziennie o 16.00 zamykałam kiosk na kilka minut, żeby pójść z utargiem do pobliskiego banku. Zwykle robi to szef, kiedy ja przychodzę do pracy. Tym razem poraziło mnie, co pewna stała klientka ma między uszami.
- Dlaczego pani zamyka?
- Idę do banku, zaraz wracam.
- A pan Piotrek nigdy nie zamyka.
- Tak, nie zamyka, bo gdy on idzie do banku, to ja już jestem w pracy.
- No. A pani zamyka.
- Tak, zamykam, bo nie ma mnie kto zastąpić.
- A pan Piotrek nigdy nie zamyka, nawet jak idzie do banku.
- Nie musi zamykać, bo ja wtedy pracuję, już pani mówiłam.
- Pani tak nie może zamykać. Ja z nim porozmawiam! Pan Piotrek nigdy nie zamyka!

* * * * *

Pstrokata papuga po czterdziestce.
- Proszę mi dać farbę do włosów w kolorze najbardziej zbliżonym do lisiego futra. Tylko żeby była taka ognisssta!
- Nie mamy chemii, proszę pani.
- Nie? To źle. Powinniście mieć. Pani by się przydało te nijakie włosy zafarbować, bo to, co pani ma na głowie jest okropne!

* * * * *

- Dlaczego mi pani nie da wygrać? Pani mi przynosi pecha. Niech się pani postara bardziej, bo ja tu przestanę przychodzić i stracicie klienta!

* * * * *

- Czemu pani się zamyka?
- Chcę zjeść obiad na zapleczu.
- To nie może pani obsługiwać i jeść?
Następnego dnia jadłam przy klientach.
- Czemu pani przy klientach je? Trzeba się na zapleczu napychać, a nie tak...
Nie dogodzi nikomu!

* * * * *

- Chciałem zapłacić rachunek.
- Proszę bardzo.
I zagląda mi w ekran. Patrzę pytającym wzrokiem.
- No co! Muszę widzieć, czy mi się pani do konta bankowego nie włamuje. Hakerzy są wszędzie!

* * * * *

Starszy mężczyzna w śmierdzącej potem kurtce, taki autobusowy zapach, uniwersalny dla tego gatunku gości, którzy biorą kąpiel raz w tygodniu, a na co dzień myją tylko twarz i ręce, gdy się golą.
- Co dla pana?
- Ja chcę klucz dorobić, ale widzę, tego pana nie ma, to ja przyjdę kiedy indziej.
- Proszę mi pokazać ten klucz, jak nie jest samochodowy albo jakiś nietypowy, to go dorobię.
- Pani?!
- Tak - śmieję się, chociaż nie pierwszy raz kogoś dziwi, że potrafię obsłużyć taki w zasadzie prosty sprzęt.
- Iiiieee, nie będzie mi baba kluczy dorabiać. Tfu! Feministki w dupę kopane.
I wyszedł z wyrazem obrzydzenia na twarzy.

* * * * *

Zdarza się, że klienci, którzy coś w kiosku drukują, zostawiają pendrive'a. Niby ja mam o tym pamiętać, ale się czasem zamotam. Często wracają później po swoją własność, jednak bywa, że tego nie robią. Cóż, wtedy przeglądam zawartość w poszukiwaniu namiarów na właściciela: często są tam CV, podania z adresem i numerem telefonu, skany jakichś druków urzędowych. Dodam, że nie przeglądam całej zawartości, jakoś nie potrzebuję, nie chcę i nie potrafię. Następnie zawiadamiam zapominalskiego, że może odebrać zgubę.
- Dzień dobry, zostawiła pani pendrive w kiosku i może go pani odebrać codziennie między 6 a 20, w niedzielę między 8 a 14.
- ...
- Halo?
- Skąd pani ma ten numer?
- Drukowała pani CV, otworzyłam dokument i dzwonię.
- ...
- Halo? Wszystko w porządku?
- Bo wie pani, my tak dla żartu, myśmy były pijane ...
- Przepraszam, ja naprawdę nie wiem, o czym pani mówi.
- Te zdjęcia... to nie tak, Jezus! Co se pani o mnie teraz myśli? Jeeezus...
- Nic nie wiem o żadnych zdjęciach, otworzyłam tylko CV, nie interesuje mnie, co pani tam ma za zdjęcia.
- Aha! To teraz panią pewnie zainteresuje, pani podejrzy, z ciekawości... Jezuuu, ale się zbłaźniłam.
- Proszę posłuchać: po pani reakcji myślę, że teraz to na pewno nie chcę niczego wiedzieć o żadnych zdjęciach. Czy możemy skończyć?
- Tak.
- Do widzenia.
- Do widzenia. A! A może ktoś inny przeglądał te zdjęcia?
Rozłączyłam się. Zdjęć nie obejrzałam. A kusiło!

* * * * *

Wszedł do kiosku pachnący Cygan. To nie żart. W przewieszonej przez ramię torbie miał kilkadziesiąt buteleczek z podróbkami markowych perfum. Zdjął okulary, torbę postawił na ladzie:
- Pani nie chce kupić ładnych perfum?
- Nie, dziękuję.
- Ale ja tu mam naprawdę wszystko.
- Właśnie widzę, ale nie jestem zainteresowana.
- Niech pani powącha - i pcha mi pod nos jakiś flakonik.
- Mmm... Przepiękne! - kłamię.
- 40 zł.
- Nie stać mnie na takie luksusy.
- To tanio jest, co ja tu mam. Pani powącha inne...
- Nie, dziękuję. Traci pan tylko czas, naprawdę, ale to naprawdę nie kupię.
Cygan zamykając torbę i wychodząc powiedział:
- I jak człowiek ma uczciwie zarobić, ja wy wszystkie wolicie śmierdzieć?!
Tylko Cygan sprzedając podróbki perfum uczciwie próbuje zarobić. To ma sens!

* * * * *

Zobaczył Matkę Boską i swoją zmarłą sąsiadkę, której podlewał kwiatki i karmił kota, gdy była w szpitalu. Obie podyktowały mu datę z 1971 roku (dokładniej nie zapamiętałam). Takie mają być liczby w dzisiejszym losowaniu Lotto, jakie padły wtedy. Tyle że w 1971 Lotto nie było, inaczej się to nazywało i wyników mu nie podam. Prawie się popłakał.
- No jak tak ma być, żebym nie wygrał? To by ten sen nie miał sensu. On był taki prawdziwy, obie je widziałem, jak panią teraz! A sąsiadka to miała tą sukienkę, co ją w niej pochowali. Ja te wyniki muszę! Niech mnie pani ratuje! Toż to sama Matka Boska mi tą szóstkę funduje!
- Niech pan wróci do domu i się pomodli, nie wiem: zaśnie i dopyta bardziej szczegółowo. No co ja panu poradzę?
Wyszedł zasmucony. Zadrwiły sobie z niego obie kobiety w tym śnie okrutnie, nie ma co.
5

Oglądany: 86240x | Komentarzy: 68 | Okejek: 378 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało