Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Skiosku - czyli weseli i niezwykli klienci jednego z polskich kiosków III

121 369  
589   65  
Sambojka pisze: Żółte zęby, pożółkłe palce i zmięta, żółta koszula.
- Żółte Camele, proszę.
- 14,20.
Podaje banknot stuzłotowy.
- Może znajdzie pan drobne?
- A czego?
- Bo stoję od szesnastej i krucho z drobnymi... - uśmiecham się, nie chcę awantury.

- Proszę pani, pani mnie posłucha. Ja jestem stałym klientem - kłamie, bo takie żółte zęby na pewno bym zapamiętała. I nie mam stałych klientów palących garbate fajki. - Ja się czuję dyskryminowany z początkiem każdego miesiąca, kiedy biorę pieniądze z bankomatu! Czy pani wie, że tam nie ma dwudziestek? Same pięćdziesiątki albo setki! Uczciwie zarobione pieniądze! I za każdym razem słyszę w sklepie: drobne, drobne, drobne. To jest jawna dyskryminacja zarabiającego człowieka i tak nie można!!!
Wydałam mu resztę... bilonem po 2 zł. Inaczej nie miałam.

* * * * *

Młode małżeństwo, ale obrączki już nie takie błyszczące, nieco pościerane. Weszli trzymając się za ręce. Ona coś szepcze mu do ucha i skreśla dużego lotka. Podaje mi, płaci, odbiera kupon, a gdy szukam reszty, całują się. Cudownie! Wychodzą. Po chwili wraca On.
- Mam nietypową prośbę.
- Słucham.
- Proszę mi znaleźć i wyjąć z kosza te liczby, co je żona skreśliła. To bardzo ważne.
- Nooo... dobrze, leżą na wierzchu. Mogę wiedzieć, po co to panu?
- A bo w tym tygodniu mamy rocznicę ślubu i ona tę datę skreśliła, a ja nie pamiętam kiedy to wypada.
Na swoją obronę miał to, że zaraz jak to powiedział, zaczerwienił się mocno na całej twarzy.

* * * * *

Moherowa babcia, przyniosła do kiosku cały modlitewnik do skserowania razy 40.
- Szef jest?
- Poszedł do banku, wróci na chwilę, ale pracę już skończył. Może ja to pani skseruję?
- Nieee, musi być ten pan.
Po chwili wraca szef. Babcia tłumaczy moherowym głosem, że pieśni maryjne, że 40 razy, że obustronnie i zerka na mnie nieufnie. Szef też na mnie zerka, ale z zaskoczeniem i tak się odzywa do klientki:
- A ta pani nie mogła tego zrobić, tylko ja musiałem?
- Ja bym wolała, żeby pan to zrobił, bo wtedy druk wychodzi ciemniejszy, ładniejszy taki, czytelny.
Dodam, że żadne z nas nie przyciemnia, jeśli nie jest to konieczne.

* * * * *

- Papierosy, cienkie, zielone, mentolowe znaczy takie te...
- LM-y? LD? PallMalle?
- Nie, te takie...
- Chesterfieldy? Winstony?
- Nie wiem, te co mają tak mało tego...
- Nikotyny? Substancji smolistych?
- A ja wiem? A co mi pani poleci?
- Z mentolowych cienkich to Winstony, są w dobrej cenie, pani patrzy.
- Pani pali?
- Nie.
- To jak pani może papierosy sprzedawać?!

* * * * *

Jeden ząb z przodu, tłuste włosy i oddech walący taką charą, że nie chcę wiedzieć, co piła. Albo co pije i od jak dawna.
- Ja bym chciała ryklamację.
- Tak? A o co konkretnie chodzi?
- Bo pani mnie tu dała takie te, o te, do Multi Lotka i ja nic nie wygrałam.
- Proszę pani, kupony nie podlegają reklamacji.
- Ale to miały być wygrane! Wszysko można tera ryklamować!
- Gier liczbowych nie.
- Ło pani! To oszustwo jes! Pierszy raz grałam i ostatni! To lepiej za to coś kupić, spożytkować, a nie wywalać w błoto piniondze - skończyła mówić i troskliwie poprawiać butelki w torbie.
Wyszła trzaskając drzwiami.

* * * * *

Babina w chusteczce, szkła na nosie, dość grube, żeby ten nos mocno zniekształcić. I ten zapach, sama nie wiem czego: krówek, świnek, starej pierzyny? Rzuca we mnie pozaginanym modlitewnikiem.
- Magnifikat.
- Ale że... skserować pani mam, tak?
- Znajdzie.
Teoretycznie powinnam jej oddać książeczkę, niech sobie sama znajdzie, jednak ludzi nie ma, nudzę się, to niech będzie, byle by szybciej wyszła, bo zwyczajnie śmierdzi.
Szukam. Nie znajduję.
- Tu nie ma.
- Źle szuka! Poszuka jeszcze, to znajdzie!
Szuka. Szukam ja, babina cmoka i zerka na zegarek. Minuta, dwie.
- No nie ma.
Zmarszczki w okolicy czoła pogłębiają się. Znaczy myśli. Procesowi towarzyszy cmokanie przeplatane z zerkaniem na zegarek.
Eureka!
- Bedzie pod "Uwielbiaj"! No, szuka, bo się na nabożeństwo spóźnię.
Jest. Kseruję, a że ułańska fantazja księdza redaktora poniosła i zrobił coś leciutko ponad format A5, to się bawię w dopasowywanie.
Babina przestępując z nogi na nogę mruczy pod nosem i się ostro niecierpliwi.
Minuta, dwie, trzy. Kartka dwie, trzy. Oddaję klientce, ta płaci, chowa modlitewnik, zerka na zegarek, potem na mnie, na zegarek, na mnie, runda trzecia, sama nie wiem, czas na mojej twarzy sprawdza i krzyczy:
- No i się, ku*wa, spóźniłam!!!

* * * * *

Przyszli we dwóch, na oko po 19-21 lat, Kudłaty i Kaptur. Weszli i stoją. Prószył śnieg, więc mieli nieco mokre ubrania. Kapturowi na... kapturze śnieżek szybko stopniał, Kudłatemu na czerepie został. Stoją i się na siebie patrzą i cieszą obaj zmarznięte mordy, sama nie wiem czemu. Nagle Kaptur podchodzi do Kudłatego i zaczyna go lizać po włosach, chociaż ten się wyrywa. Chichoczą przy tym obaj dalej. Stoję i się patrzę, jeszcze nie zauważyłam z jakiego powodu te śmieszki. Kiedy przestają się szamotać, Kaptur tłumaczy Kudłatemu, że cukier puder miał na włosach i oooch, jaki słodki! Kudłaty poprawia wylizany fryz i w końcu patrzy na mnie. Oczka. To już wiem.
- Heeej. Totolotka. Można?
- Jasne.
I to byłby koniec mojego kontaktu z przybyszami z planety blanta, bo wtedy obaj zauważyli ekran od Keno. Na takim ekranie wyświetlają się numery kolejnych losowań. Co pięć minut. Takie żółto-czerwone piłeczki sobie skaczą ku uciesze lub frustracji grającego. I złapali zawias. Sobie stoją, ludzie wchodzą, coś kupują, puszczają zakłady, omijają ich, a te zaczarowane istoty sobie stoją. Strrrasznie bym chciała wiedzieć, co widzieli. Nie zauważyłam, kiedy wyszli, było trochę ruchu. A może nie wyszli? Może zamienili się w trochę za wesołe piłeczki?

Pan Żul, mocno sponiewierany, z tym rodzajem błysku w oku, który świadczy o tym, że to, co teraz usłyszę, będzie dowcipne.
- Kierowniczko, ja broń Boże na wino!
- Tak?
- A tak. Ja się kocham w literaturze.
- W literaturze?
- W poezji. Zwłaszcza w poezji.
- Aha.
- No. I ja jestem takim początkującym poetą, a poeta, wiadomo, żeby był dobrym poetą, musi mieć w życiu przesrane, nie? I ja mam.
- Nooo... nie rozumiem. Wiersz mi pan zadeklamuje czy jak?
- Ale skąd! Ja taki początkujący jestem, że żadnego jeszcze nie napisałem. Ale jak napiszę... Jak napiszę...
- To mi pan przeczyta?
- A jak nie dożyję?
- A czemu pan ma nie dożyć?
- Bo ja mam w życiu przesrane, już mówiłem.
- A jakaś konkluzja będzie z tej naszej rozmowy?
- Kierowniczko, poratuje pani ludzkość i zainwestuje w literaturę? Złotówkę chociaaaż...

Nie poratowałam. Jeszcze by mu ta złotówka poprawiła standard życiowy i nie napisałby żadnego wiersza. Ja się na mecenasa sztuki nie nadaję.

* * * * *

Się dowiedziałam, że jednak niedobra jestem; pewnie dlatego Mikołaj niczego mi nie przyniósł.
Niedziela, więc kończę o 14, teoretycznie. Praktycznie o 13.50 przyszedł zamotany facet kserować dokumenty, bo jutro rozprawa. Czytam, ważne rzeczy, ma facet przesrane, to zostanę dłużej, co tam. W nagrodę poczuję się lepszym człowiekiem.
Była 14.25, zmywałam podłogę, kiedy do kiosku wszurał się Pan Żul. Kasa zamknięta, rozliczona, dzień zamknięty, utarg spakowany, światła pogaszone, a ja uroczo mopem wywijam, ale co tam, nie zawadzi zapytać:
- Pani kierowniczko, papierosy najtańsze jakie pani ma?
- Niczego już panu nie sprzedam, mnie tu nie ma już od prawie pół godziny.
- Pani sprzeeeda, ja w potrzebie jestem.
- Pan nie rozumie, ja już wychodzę, tylko podłogę skończę zmywać.
- Nie pomoże mi pani?
- Niestety. Przykro mi.
- O ty ku*wo niedobra!!! - zaczął Pan Żul, a ja skończyłam zmywać, zamknęłam drzwi i poszłam do domu. Rzucał jeszcze różnymi kwiatkami, jak dziewczynka na Boże Ciało, ale nie reagowałam. To był męczący weekend.
11

Oglądany: 121369x | Komentarzy: 65 | Okejek: 589 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało