Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Dla niego Dzień Matki to najsmutniejszy dzień w życiu. Dla ciebie ciągle nie musi

76 149  
361   80  
Historię opowiedział użytkownik o nicku axis21 na portalu Wykop. Koniecznie przeczytaj.

Ostatni kwartał 2014 r.

Zmartwiony student siedzi i klnie na swoją pracę dyplomową i własną głupotę. Trzeba zrobić chwilę przerwy, bo ciekawe co tam w domu.
- Halo Tata, co tam?
- Halo Anon. Niestety, matka ma raka.
- Ahm... Od kiedy wiecie?
- Od kilku tygodni, ale nie chcieliśmy cię martwic.
Na początku nie zabrzmiało to groźnie, po prostu jak kolejny problem, z którym trzeba się uporać. Medycyna taka zaawansowana, wyleczalność duża. Poszły dokładniejsze badania, przychodzą wyniki. Nie jest źle, można kroić.

Pobyt w szpitalu, operacja, obserwacja i wypis do domu.

Zbliżają się święta, ale jakieś komplikacje się pojawiły. Miała się czuć coraz lepiej, ale nie mogła dojść do siebie po tej operacji. Znowu pobyt w szpitalu i badania, okazało się, że infekcja, ledwo się udało uniknąć sepsy. Niestety wymagało to potężnych dawek antybiotyków. Strasznie osłabiona, po kilku tygodniach wypis do domu.

Początek 2015 roku, w trybie przyspieszonym załatwiona tomografia kontrolna.

Przerzuty na wiele narządów, nieoperowalne. Jedyne możliwości to próbować chemii, ale w tym przypadku organizm jest zbyt slaby i chemii nie przeżyje. Wyrok - do pół roku życia. Na szczęście nadzieja umiera ostatnia, a lekarze się często mylą. Jednak wyniki poszły do szuflady, żeby o nich nie wiedziała, niestety po jakimś czasie je znalazła. Załamała się, nie chciała umierać, miała wielką wolę życia.

Ojciec przestał pracować, żeby móc się nią opiekować 20 h na dobę. Do tego psychotropy i morfina, żeby bardzo nie cierpiała. Kolejne miesiące mijały, ale każdy dzień był coraz gorszy i bardziej bolesny. Najpierw straciła siły by chodzić, później by jeść, później ledwo miała siłę coś powiedzieć. Otumaniona lekami budziła się często w nocy z krzykiem, nie wiedząc co się dzieje i czemu ją boli.

25 maja 2015 r.

Siedzę w pracy na nocnej zmianie, czekam na jakąś dostawę. Chwilę po 5 dostaję telefon od płączącego ojca.
- Anon, ona nie żyje, nie wiem co mam robić.
- A na pogotowie dzwoniłeś?
- Nie.
- To zadzwoń, oni są od orzekania i powiedzą co dalej robić.
- Dobrze.

Usiadłem, odpaliłem papierosa i zamarłem w bezruchu. Nie wiedziałem co mam zrobić z tą informacją. Ponoć nie ma dobrej czy złej reakcji na taką wiadomość. Ja po prostu nie czułem nic, bylem pusty w środku, jakby ktoś odinstalował mi emocje. Nie wiem, czy jest to moje błogosławieństwo, czy przekleństwo, gdy potrafię płakać z błahych powodów, a w sytuacjach ciężkich, krytycznych, takich jak na przykład wypadek samochodowy, tracę emocje. To nie tak, że ich nie mam, są gdzieś tam schowane bardzo głęboko i nie dochodzą do świadomości. Zachowuję spokój i logiczne myślenie, zawsze ja wszystkich uspokajam. Jakbym był nieczułą maszyną.
- Halo, i jak?
- No dzwoniłem, przyjadą za jakiś czas, muszą poczekać na lekarza. Kiedy przyjedziesz?
- Dzisiaj nie dam rady, muszę załatwić urlop i kilka innych rzeczy. Rano złapię jakiś pociąg. A teraz się postaraj trochę uspokoić.
- Ale się nie da.
- Ehh, no wiem. Do ciotki dzwoniłeś?
- Nie.
- To zadzwoń, ona też ci pomoże załatwiać wszystko.
- OK.

Zajęło mi parę godzin załatwienie wszystkiego, wróciłem do mieszkania.

Współlokator właśnie się zbierał do wyjścia na jakieś zajęcia. Siedzę w ciemnym pokoju, sam w mieszkaniu, w towarzystwie własnych myśli. Zaraz trzeba będzie pójść spać. Biorę łyk czegoś mocniejszego, a w tle leci muzyka, kawałek Bullets - Archive. Emocje zaczynają wychodzić, docierają do świadomości. Płaczę.

Nie, to nie był płacz. Wyję jak konający wilk, krzyczę, bije, gryzę, rzucam. Za jakiś czas siadam na łóżku i przecieram twarz. Już znowu jestem spokojny, ale teraz mi jakoś tak lżej. W końcu czuję się zmęczony, chce mi się spać.
Dzień dzisiejszy - 26 maja 2015 roku, Dzień Matki.
Wstaję przed budzikiem, myję się i golę, zakładam koszulę. Szykuję się do wyjścia, ale jeszcze mam chwilę czasu. Dodaję ten wpis. Za niedługo wychodzę na pociąg.

Dlatego proszę Was, pamiętajcie o swoich mamach dzisiaj. Nie żałujcie tych kilku złotych na jakiś prezent czy chociaż kwiatka. Bo w końcu przyjdzie taki rok, że nie zdążycie.

Ja nie zdążyłem. Już nie mam komu złożyć życzeń.
23

Oglądany: 76149x | Komentarzy: 80 | Okejek: 361 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało