Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak to Kim Dzong Il koreańską "Godzillę" nakręcił

112 565  
293   29  
Do czego jest w stanie posunąć się osoba opętana własnymi marzeniami? To oczywiście zależy o jakiej osobie mówimy. Wszystko jest łatwiejsze, gdy jest się rozpieszczonym synem wielkiego dyktatora, przed gniewem którego trzęsie portkami wielomilionowy lud.

Poznajcie Shin Sang-Oka. To niesłychanie popularny w latach 70. koreański reżyser. Shin miał oddaną rzeszę fanów, którzy nadali mu miano „Orsona Wellesa Południowej Korei”, a nawet „Księcia koreańskiej kinematografii”. Przez całe lata 60. i 70. Sang-Ok działał nie tylko jako reżyser, ale także i producent. Niestety, wraz z nadejściem kolejnej dekady filmowiec spotkał się ze sporymi problemami. Na drodze zamachu stanu do władzy doszedł Park Chung-Lee, którego rządy z roku na rok stawały się coraz bardziej restrykcyjne.
Oberwało się przemysłowi filmowemu. Wszechobecna cenzura i pełna kontrola państwa nad „artystyczną wolnością” sprawiła, że większość powstałych w studiu Shing Sang-Oka filmów nigdy nie ujrzała światła dziennego. Ostatecznie jego studio zostało zamknięte.
Znany we wschodniej Azji reżyser nie spodziewał się, że wśród jego fanów jest też osoba, która w dość nietypowy sposób wyciągnie do niego pomocną dłoń. To Kim Dzong Il, syn północnokoreańskiego dyktatora – Kim Ir Sena.


Młodzieniec był wielkim fanem kina i kolekcjonerem kaset video. W swoich zbiorach posiadał ich aż 20 tysięcy!

Kim miał pewien plan...

Żona Shin Sang-Oka, bardzo znana w Południowej Korei aktorka Choi Eun-hee dostała wyjątkowo kuszącą propozycję zagrania w filmie z Hong Kongu. Po kilku spotkaniach z sympatycznymi przedstawicielami studia filmowego, Choi zgodziła się na zaproponowane przez nich warunki.


Niedługo po starcie samolotu jej radość została brutalnie przerwana przez usypiający okład z chloroformu. Aktorka nie zdążyła się nawet zorientować, że miejscem docelowym jej podróży jest Północna Korea, a godni zaufania inwestorzy, oferujący jej złote góry w zamian za wspomożenie swoim talentem przemysłu filmowego w Hong-Kongu, są w rzeczywistości podstawionymi przez Kim Dzong Ila agentami.
Zaniepokojony brakiem kontaktu ze strony małżonki Shin wkrótce wyruszył do Hong Kongu.
Nie znalazł jej tam. Spotkał za to grupkę komunistów, którzy potraktowali go nasennym gazem, owinęli plastikową folią i zatknąwszy mu na głowę worek wrzucili na pokład statku płynącego do Północnej Korei.
Kiedy już na miejscu reżyser zdał sobie sprawę ze swego położenia, szybko dał dyla pilnującym go osiłkom, jednak równie błyskawicznie został złapany. Pałający niechęcią do komunistów mężczyzna miał dostać od syna dyktatora propozycję nie do odrzucenia, ale zanim miało to nastąpić, Shin musiał nabrać nieco pokory. I tak też zamiast do gabinetu Kim Dzong Ila, reżyser trafił do męskiego obozu dla wrogów politycznych. Karmiony trawą, ryżem i solą, Sang-Ok przez cztery lata poddawany był ideologicznej tresurze. Nie miał też absolutnie żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie wiedział więc, czy jego ukochana żyje, czy też może w dniu przybycia do Korei Północnej trafiła przed pluton egzekucyjny.


Propozycja nie do odrzucenia

Po 48 miesiącach głodu i politycznej indoktrynacji Shin został uwolniony. Pozwolono mu się spotkać z żoną, która jak się okazało była cała i zdrowa. Wkrótce para trafiła przed oblicze Kim Dzong Ila. Młody przyszły dyktator był bardzo serdeczny dla swoich gości. Wytłumaczył Sang-Okowi, że miał zamiar uwolnić go dużo wcześniej, ale niestety nawał niezwykle ważnych obowiązków odrobinę odwlekł jego plan. A plan był wyjątkowo efektowny. Kim wymarzył sobie bowiem nadanie północnokoreańskiej kinematografii nowej jakości. Pierwszym do tego krokiem miało być ponowne otwarcie studia filmowego Shin Sang-Oka. Aby nieco udobruchać wynędzniałego po czteroletnim piekle reżysera, Kim zaproponował mu wynagrodzenie rzędu trzech milionów dolarów rocznie. W sumie to filmowiec nie miał zbyt dużego wyjścia i pokornie zaakceptował takie warunki.



Dyktator może wszystko!

Mimo poddania długiemu „szkoleniu” Shin w dalszym ciągu wierzył, że kiedyś uda mu się uwolnić z macek zachwyconego jego osiągnięciami Kim Dzong Ila. Wiedział jednak, że do tego potrzeba sporo czasu i odpowiedniego przygotowania. Reżyser zajął się więc tworzeniem filmów, na jakie liczył syn dyktatora. Jednocześnie też Shin pilnie studiował książkę „O sztuce kina”, napisaną przez samego Kim Dzong Ila. Wiedział, że tylko w ten sposób zdoła zobaczyć co siedzi w głowie despotycznego porywacza, a także zdobyć jego zaufanie i uśpić czujność.


Zanim jednak reżyser i jego małżonka postanowili wprowadzić plan ucieczki w życie, Sang-Ok zapragnął spełnić mokry sen Kim Dzong Ila i nakręcić... północnokoreańską wersję „Godzilli”! Filmowiec nie mógł przegapić takiej okazji – jak by nie patrzeć miał pod nosem wszechmocnego producenta, który mógł dostarczyć mu na plan dosłownie wszystko. Nie wspominamy też o nielimitowanym budżecie, który Shin dostał na stworzenie swego dzieła. Wszystko przecież jest łatwe, gdy jest się synem dyktatora...
I tak też Kim zorganizował sprowadzenie z Japonii najlepszych specjalistów od wielkich gumowych kostiumów. Byli to dokładnie ci sami fachowcy z wytwórni Toho, którzy skonstruowali słynny kostium Godzilli (obiecano im, że po zdjęciach wrócą do Japonii cali i zdrowi). W strój głównego bohatera przebrał się, również sprowadzony z Kraju Kwitnącej Wiśni, Kenpachiro Satsuma – gość, który przez całą dekadę wcielał się w postać japońskiego monstrum.


Potrzebni też byli statyści, którzy wcieliliby się w role walczących z gigantycznym monstrum żołnierzy. Tu akurat sprawa była jeszcze prostsza. Po co zatrudniać amatorów, skoro do swej dyspozycji syn dyktatora ma olbrzymią armię oddanego mu wojska?


Wielki „Pulgasari” na wolności!

Fabuła północnokoreańskiej podróbki filmu o olbrzymim jaszczurze nawiązywała do pochodzącej z XIV wieku legendy o szalonym królu, który trzyma swój lud w nędzy i głodzie. Na szczęście dni rządów okrutnego tyrana miały być policzone. Zniewolony przez niego prosty kowal, w zaciszu swej celi ulepił z ryżu małą figurkę. Dzięki magicznym zaklęciom i ofierze złożonej z krwi własnej córki, więzień ożywił ryżowego stwora, który to w mig wyrósł na potężną bestię. Ta stanęła ramię w ramię ze zbuntowanym ludem do walki z despotycznym monarchą.


Ostatecznie król i jego armia zostają zgładzeni. Niestety, cena za to zwycięstwo jest wielka – Pulgasari, bo tak się wyrośnięte gadzisko zwało, zjadło cały zapas żelaza w królestwie, powodując, że uwolniony od tyrana lud nie mógł wykonywać najprostszych czynności. W rezultacie następuje koniec świata jaki znamy.
Oczywiście postać Pulgasari to bezpośrednie nawiązanie do polityki kapitalistycznych mocarstw. Shin zadbał o to, aby ta metafora była jak najwyraźniejsza...



Dziura w planie Kima

Kim Dzong Il prawie oszalał z radości, kiedy po raz pierwszy obejrzał to wiekopomne dzieło rodzimej kinematografii i jeszcze zanim skończył się seans, zacierał ręce myśląc o drugiej części filmu. Jak przystało na sequel, ten musiałby być jeszcze bardziej efektowny i jeszcze dosadniej piętnujący kapitalistycznego wroga! Pomóc w realizacji tego przedsięwzięcia mogła pewna wytwórnia z Austrii. Wkrótce rozmowy na ten temat doszły do momentu, w którym trzeba było spotkać się z przedstawicielami austriackiej firmy w cztery oczy. Kim zgodził się, aby reżyser wraz z żoną udali się do Wiednia i podpisali kontrakt. Syn północnokoreańskiego władcy nie spodziewał się zdrady ze strony swych „przyjaciół”.
Para, zaraz po dotarciu do Austrii, wymknęła się swojej eskorcie i wsiadła do samochodu kolegi Sang-Oka, który zawiózł ich wprost do ambasady USA. Po zapoznaniu się z oryginalnymi nagraniami rozmów z Kim Dzong Ilem, dyplomaci zapewnili filmowcom azyl w Stanach Zjednoczonych.
Kim, który czuł się publicznie upokorzony takim obrotem spraw, momentalnie zapomniał o realizacji drugiej części filmu. Jakby tego było mało, sam reżyser nakręcił w USA nieoficjalny remake „Pulgasari” pt. „Galgameth”.


Produkcja ta oraz kilka kolejnych filmów, które wyszły spod ręki Sang-Oka, były swego czasu wielkimi hitami złotej ery wypożyczalni kaset VHS. Pamiętacie serię filmów o „Trzech małolatach ninja”? Za większością z nich stał ten właśnie reżyser.



Pocieszenie dla Kim Dzong Ila

Zhańbiony syn dyktatora nie mógł znieść tego, że został tak obrzydliwie potraktowany przez reżysera, któremu przecież uratował życie, uwalniając go z niewoli, w której sam go wcześniej umieścił. Całe to zamieszanie wokół północnokoreańskiej podróby „Godzilli” sprawiło, że film obrósł aurą kultu. Sytuację potęgował też fakt, że „Pulgasari”, podobnie jak obywatele kraju rządzonego przez Kim Ir Sena, nie miał prawa wystawić nawet nosa poza granice kraju. Przez trzynaście lat od powstania tego dzieła, kinomani z całego świata mogli co najwyżej pomarzyć o zobaczeniu tej produkcji. Jednak dopiero w 1998 roku, dzięki petycjom i prośbom japońskich krytyków filmowych, władze Korei Północnej zdecydowały się na premierę „Pulgasari” w innych krajach. Film do dziś ma rzeszę oddanych fanów. Trudno się dziwić – jest tak beznadziejny, że aż trudno go nie uwielbiać...


https://www.youtube.com/watch?v=_6OqNGbw8Ek
3

Oglądany: 112565x | Komentarzy: 29 | Okejek: 293 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało