Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Dlaczego urodziłam się babą?

83 722  
282   65  
Jakiś czas temu uświadomiłam sobie w jak nieporadny i irracjonalny sposób zachowuje się kobieta narażona nawet w minimalnym stopniu na stres spowodowany niespodziewaną sytuacją - czymś, czego nie miała w kalendarzyku czy nawet upchanego między wierszami w swojej główce.

Stało się tak, że akumulator (pozornie) padł w momencie, kiedy musiałam szybko dostać się do domu i pojechać z mamą na lotnisko. Nie, nie zostawiłam włączonych świateł, chociaż wielokrotnie bym to zrobiła, gdyby nie "iłułiułiułiu" wydawane przez brzęczyk przy próbie opuszczenia samochodu bez ich zgaszenia (francuska myśl techniczna końca XX w. for the win!).
O pomoc poprosili mnie koledzy z roku, którzy potrzebowali wiaderka prądu do odpalenia własnego wehikułu. Bez wahania oddałam im kluczyki i pobiegłam w swoją stronę spóźniona na korepetycje. Kluczyki po 15 minutach do mnie wróciły, a ja po dwóch godzinach, obryta w metodę Maxwella-Mohra, pewnym krokiem wsiadam do samochodu, chcę odpalić i... dupa. Prąd był przez 3 sekundy i wszystko szlag trafił. Pierwszy telefon:

- Krzysiek, jesteś? Potrzebuję twoich kabli. A, nie ma cię.

OK, dzwonię dalej. Drugi, trzeci, dziesiąty telefon - czy w tym mieście ktoś ma kable rozruchowe? W międzyczasie koleżanka zatrzymując się koło mnie przeszukiwała swój bagażnik, a ja w myślach miałam - no dobra, nawet jak będzie miała te pieprzone kable, to jak niby dwie (w sumie trzy, licząc jej pasażerkę) baby podłączą je tak, żeby nie sfajczyć przy okazji dwóch samochodów? Mission: Impossible. Może lepiej, że ich nie znalazła. Jeszcze jeden telefon - to może być alternator, bo samochód po odpaleniu chodził jeszcze chwilę, żeby doładować "braki". Bomba! Czyli nawet jak go odpalę, mogę nie dojechać do domu.
Litują się jakieś chłopaki oferując, że odpalimy na popych. Super! Wreszcie ktoś! Trzy, dwa, jeden.. Ale możesz puścić ręczny? A, sorry. Dobra, siiilne chłopaki wypchały mnie z miejsca parkingowego na środek drogi, a ja? Nie, nie kręciłam kierownicą, bo po co, samo się zakręci.

Mój mózg nie ogarnął takich dwóch skomplikowanych czynności jak manewrowanie gazem i sprzęgłem i kręcenie kierownicą, która nagle straciła wspomaganie. W rezultacie rozbiłabym tyłek jakiegoś Passata stojącego naprzeciw, bez odpalenia samochodu.
Drugie podejście, chłopaki werbują do pomocy dwóch rowerzystów, a jeden z nich proponuje usiąść za kierownicą widząc stan mojego mentalnego zagubienia. Łał, zdolniaszka wykręcił na drogę. Przepchali jakieś 300 metrów, ale wszystko jak stało, tak stoi (jak się później dowiedziałam od Taty, mojego samochodu nie da się odpalić na popych, coś tam blokuje rozrząd, francuska myśl techniczna...). Musiałam pogodzić się z porażką i ustawić z pomocą chłopaków samochód na jakimś miejscu parkingowym. Życie chciałam sobie znów na maksa utrudnić próbując zaparkować "w prawo", między dwoma samochodami, kiedy po lewej był cały pusty rząd (te chłopaki to musiały naprawdę pomyśleć, że ja na tym świecie to przejazdem tylko).

Auto stoi, podziękowałam chłopakom i znowu zostałam sama. Jedynym rozwiązaniem wydawało się być wypięcie akumulatora, podłączenie go w domu, a nazajutrz powrót z naładowanym. Biorę się już powoli za odkręcanie, ruszam klemami i słyszę ten charakterystyczny dźwięk po przekręceniu kluczyka o jeden ząbek.

Eeee?

Lota do kabiny. Kontrolki świecą. WTF? Przekręcam kluczyk, 3 sekundy kręcenia rozrusznika, koniec, wszystko pada. Powtórka. Kręcę klemami i biegiem do kabiny. Tym razem nawet nie zdążył zakręcić rozrusznik, koniec. Przy trzeciej czy czwartej takiej idiotycznej rundzie od maski do siedzenia pasażera ku zdziwieniu grupki studentów ogarnęłam pierwszą zasadę tego modelu - nie odpalisz, jeżeli nie pstrykniesz kluczykiem 2 razy (francuska myśl techniczna again). Jak do cholery mogłam o tym zapomnieć?

Pstryk, pstryk.
Kontrolki, rozrusznik. BINGO. Odpalił.

Nie wierzę, godzina stania jak kołek na parkingu i robienia z siebie totalnej idiotki po to, żeby poruszać klemami na akumulatorze i pstryknąć kluczykiem? To tylko baba mogła coś takiego odwalić.
Jechałam do domu jeszcze z małym lękiem, że mogło się stać coś z tym alternatorem, albo kolega ukradł cały prąd i nie włączałam świateł. W głowie układałam tylko usprawiedliwienie dla policji, w razie gdyby chcieli wlepić mi mandat za jazdę bez nich. Udało się jednak dojechać ani bez zatrzymania przez policję, ani bez kolejnego focha elektryki samochodowej.
Później, gdy już się ściemniło i chciałam wyjąć akumulator i podłączyć go dla pewności do ładowania, zauważyłam, że jest na nim taka kontrolka, która jak świeci na zielono, to znaczy (jak wynikało z instrukcji w formie naklejki na całą pokrywę akumulatora), że jest OK. Ciekawe, czy pod polibudą też świeciła na zielono...

Kilkadziesiąt minut tamtego dnia uświadomiło mi, że babom naprawdę ciężko przychodzi racjonalne myślenie i najprostszych rozwiązań szukają o milę dalej, niż się one naprawdę znajdują i nie jestem, wbrew temu co uważałam do teraz, żadnym wyjątkiem. No ale czy nie za to nas uwielbiacie?

Oglądany: 83722x | Komentarzy: 65 | Okejek: 282 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało