Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

7 miejskich legend, w które ślepo uwierzyli Polacy

134 413  
227   79  
Zabójca na tylnym siedzeniu samochodu, porywacze w czarnej Wołdze (względnie w BMW), znikająca autostopowiczka - miejskie legendy mają bogatą historię. Te polskie wcale nie ustępują zagranicznym. Oto kilka przykładów opowieści, które niegdyś emocjonowały nie tylko dzieci, ale i zupełnie dorosłych Polaków.

#1. Matura Szymborskiej

Gdyby dzisiaj podchodziła do matury, toby jej nie zdała - tak życzliwi Polacy podsumowali zmarłą niedawno poetkę Wisławę Szymborską. Według legend miała ona w ramach eksperymentu interpretować własny wiersz i - delikatnie mówiąc - się na nim wyłożyć, bo odpowiedzi nie zgadzały się z kluczem. Według niektórych Szymborska miała oblać, według innych - zaliczyć, ale z trudem. Dementi Michała Rusinka nic nie zmieniło i zmyślona historia Szymborskiej jest cały czas powtarzana przez oburzonych formułą nowej matury.
A skąd się to wzięło? Zapewne od Jerzego Sosnowskiego - innego, mniej znanego polskiego pisarza - który w maju 2009 roku miał podjąć się próby interpretacji własnego utworu i skiepścić sprawę. Rzecz w tym, że mało znany Sosnowski nie oddziaływał wystarczająco na wyobraźnię tłumu.

#2. Misja na Marsa

Dziewiąte piętro, jeden z akademików Politechniki Łódzkiej i student zapakowany w karton z napisem "Misja na Marsa". Niedoszły astronauta zostaje wypchnięty przez okno, a następnie - ot, zaskoczenie - zamiast udać się w kierunku czerwonej planety, bardzo szybko udaje się w kierunku planety najbliższej, rozbijając się na chodniku. Przyjeżdża karetka i ratownicy z łyżkami, by zeskrobać resztki studenta z ziemi. Przyjeżdża też policja, która wchodzi do pokoju, z którego wypadł student. Tam zastaje dwóch kolejnych studentów i karton - "Misja ratunkowa".
Owszem, sesja na Politechnice Łódzkiej bynajmniej nie należy do przyjemności, ale to jeszcze nie powód, by skakać z okna. Zwłaszcza że debiutująca już w 2004 roku historia o studenckiej misji pojawiała się też w Olsztynie, w Poznaniu i w Szczecinie. Chociaż - by oddać rzeczy sprawiedliwość - najczęściej pojawia się właśnie w związku z ulubionym miastem wszystkich Polaków Łodzią.

#3. Zeszyt do religii

Słyszeliście o satanistach? Jest ich dwóch, w podobnym wieku. Mają nieco ponad dwadzieścia lat. Ubierają się w długie, czarne płaszcze sięgające do ziemi. Na głowy naciskają zasłaniające im pół twarzy kapelusze. Podchodzą do wracających ze szkoły dzieci i pytają o zeszyt do religii. Jeśli dziecko odpowie, że ma zeszyt w linie, tną je żyletką w linie. Jeśli w kratkę - w kratkę. Jeśli zeszyt jest gładki, sataniści obdzierają dziecko ze skóry. Pilnujcie się!
Cóż - na hasło "zeszyt do religii" niejednemu włosy stają dęba. Tak jak mieszkańcom Konina pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, kiedy historia o ciekawskich satanistach była bardzo popularna. Wybuchła panika. Co bardziej zapobiegliwi rodzice nawet na moment nie spuszczali swoich dzieci z oczu, a rzekomi sataniści zaczęli pojawiać się i w innych miejscach Polski. I choć faktycznie nikt zwyrodnialców nie widział, to na miłośników heavy-metalu w strojach służbowych po dziś dzień patrzy się podejrzanie.

#4. Skąd przybywacie?

PRL. Wycieczka zakładowa do Warszawy na tzw. odchamianie. Ale jak to bywa z klasą pracującą, już za pierwszym zakrętem należało odkręcić podwieczorek. Stąd też kiedy wreszcie ekipa dotarła na miejsce, było już nieco po czasie. Gromada wesołych robotników wtacza się na salę i w tym momencie nieświadomy niczego aktor pyta dramatycznie, jak mu nakazuje tekst  "Skąd przybywacie, błędni rycerze?". "PGR Kłusowo", pada odpowiedź.
Równie wesoła, co zmyślona ta legenda - problemem nie jest nawet to, że w każdej z opowiadanych wersji "z pierwszej ręki, no ba!" występuje inny PGR, SKR czy jeszcze inny relikt PRL-u. Trudniej wyjaśnić bowiem fakt, że ani jedna z granych sztuk nie zawiera (lub nie zawierała wówczas) słów "Skąd przybywacie, błędni rycerze?".

#5. Puma w polskich lasach

Zachowajcie ostrożność! Zwłaszcza podczas spacerów po lasach i polach. Ogromny, drapieżny kot - prawdopodobnie puma - czyha na ofiary. Ma co najmniej 70 centymetrów wzrostu i atakuje dzieci oraz zwierzęta. Każdy, kto zobaczy zwierzę, powinien natychmiast zgłosić się na policję...
I tych, którzy widzieli, nie brakowało. Tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli - również. Drapieżna czarna puma grasuje ponoć po Polsce już od 2008 roku, a częstotliwość jej występowania sugeruje, że najpewniej porusza się samochodem. I to wcale nie jakimś wolnym... W międzyczasie pumy szukano już z pomocą helikoptera, wydając na to 50 tys. złotych, zastrzelono (dokładnie pięć sztuk) w wielkiej tajemnicy, aż wreszcie zidentyfikowano jako uciekiniera z hodowli w Czechach. Koniec? Nic z tych rzeczy. Pierwsze doniesienia o grasującej po lasach pumie pojawiły się już w latach 80. dość daleko stąd - w Stanach Zjednoczonych. Według najnowszych - z 2012 roku - puma postanowiła wpaść w odwiedziny do gminy Gościno.

#6. Narkotyki w tatuażach

Ostrzeżcie swoje dzieci, żeby nie brały niczego od obcych! Pod naszą szkołą widziano dwóch mężczyzn, którzy rozdawali dzieciom tzw. wodne tatuaże. W nich jest LSD! Narkotyk przesiąka przez skórę i bardzo silnie uzależnia. Potem ci sami mężczyźni sprzedają dzieciom narkotyki.
Nikt nigdy nie widział mężczyzn rozdających dzieciom tatuaże pod szkołą. Zresztą - dlaczego akurat mężczyzn? Czy, z punktu widzenia przedsiębiorczego dilera, nie lepiej byłoby zatrudnić w tym celu wzbudzającą większe zaufanie kobietę? Tak czy inaczej w całej historii - pomijając fakt, że obiegła bodaj cały świat - jest kilka "drobnych" nieścisłości. Po pierwsze, nigdzie na świecie nie potwierdzono przypadku dystrybucji narkotyków w ten sposób. Po drugie, LSD nie uzależnia. Po trzecie, dzieci w podstawówce to bez dwóch zdań idealna grupa docelowa dla dilerów szukających szybkiego zarobku...

#7. Kangur we fraku

Grupa eleganckich muzyków, najprawdopodobniej jakaś orkiestra (dęta, nadęta lub oba jednocześnie) wybrała się w trasę po Australii, a że wycieczka miała się już ku końcowi, państwo instrumentaliści pozwolili sobie wypić nieco więcej. Traf chciał, że drogę pijackiej eskapadzie przeciął kangur. Doszło do zderzenia, kangur - prawdopodobnie martwy - pada na ziemię. Wesołe towarzystwo wyciąga aparaty i telefony komórkowe, po czym robi sobie zdjęcia z nieboszczykiem. Nagle ktoś inteligentny wpada na pomysł, by wystroić kangura we frak. I wtedy - już elegancko wystrojony - kangur ożywa i nawiewa razem z marynarką i dokumentami jej właściciela.
Polak za granicą to faktycznie dobry temat na miejskie legendy, a ta z kangurem, choć totalnie od rzeczy, nie wydaje się aż tak nierealna (przynajmniej do momentu zmartwychwstania zwierzęcia). Oczywiście pomysłowych, którym rzekomo zachciało się wystroić kangura, było wielu, począwszy od muzyków, na sportowcach i rolnikach kończąc. Znalazł się ponoć nawet farmer z Australii, który ustrzelił kangura z polskim paszportem. A początki samej legendy sięgają - według australijskich archeologów - nawet 1902 roku.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5

Oglądany: 134413x | Komentarzy: 79 | Okejek: 227 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało