Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki XVI - Kupujemy jajco z penisem słuchając walczyka w Sopocie

22 229  
6   19  

"To ostatnia niedziela..." - chciałoby się zanucić. Ale nie łudźcie się!!! Na pewno nie są to ostatnie autentyki z życia wyznawców joemonsteryzmu. Zapraszamy na kolejną edycję:

Bdzik ma kłopoty z wymową i prawidłowym kojarzeniem. To chyba jeszcze nie jest żadne zboczenie, ale kto go tam wie...

Kilka lat temu, na wyjeździe gdzieś w Anglii przyszło mi, jak codzień, kupić coś - niecoś do jedzenia w tamtejszym "spożywczym". Choć podstawy miałem solidne to zbyt mocny w angielszczyźnie jednak nie byłem, chodziłem zatem do samoobsługowego, aby uniknąć problemów. Zapakowałem więc koszyk bułek, raźno idę do kasy, wykładam jakiś spory banknocik, panienka coś tam sobie narzeka że nie ma wydać, nagle zwraca się do mnie "Haven’t you got any pennies?" - znaczy się, czy nie mam pensów, ichniejszych groszy. Tyle że ja zamiast "pennies" usłyszałem wyraźnie "penis"... Nietrudno zgadnąć, że zbaraniałem - penisa i owszem, miałem, ale czułem, że coś jest nie tak i że nie należy go wyciągać celem okazania. Ale kobieta widzi, że zgłupiałem, więc powtarza "Pennies, PENNIES!". A ja ciągle słyszę to samo! Rozglądam się dookoła, czy ktoś mi pomoże, ludzie stoją spokojnie, ja czerwony jak burak, koszmar. Na szczęście kobieta chyba uznała, że nic nie kumam i jakoś zdołała mi wydać resztę. Dopiero w drodze powrotnej poskładałem do kupy fakty, że pensa Anglicy zwą zdrobniale "penny", a w liczbie mnogiej to będzie "pennies".
Następnego dnia zmieniłem sklep.

Smd ma sposób na niezbyt grzecznych ekspedientów:

Poszedłem ze szwagrem i córką (3 l.) do sklepu pod nazwą małego zielonego z wyłupiastymi gałami (aż dziw bierze, ile sie tego namnożyło ostatnio).
Zatankowałem koszyk i podszedłem do lady - gość kasuje browary i pyta się:
- co jeszcze?
W tym momencie córeczka ciągnie mnie za rękę i mówi że miałem jej kupić jajko niespodziankę (kinderjajo) - no to ja podnoszę córkę do półki, aby sobie wzięła a do gościa mówię (naprawdę nie wiem czemu):
- Jajco!
Gość osłupiał...

Charakterek wspomniał rzewne czasy PRL-u:

Koniec lat 80. Ja i moi kolesie stoimy w kolejce do sklepu muzycznego bo ponoć kostki* przywieźli.
No i stoi obok nas babińka tak około 70-80 lat i koleś mówi, czy przypadkiem nie stoi za artykułami AGD (sklep obok).
Babińka:
- Ależ skąd młodzieńcze, wnuk ma urodziny to stoję za dystorszynem** i flendżerem***
No normalnie nas ścięło.

Wyjaśnienie dla "niemuzycznych":
* Kostki - oprócz tych którymi się gra, tak zwyczajowo zwykło się nazywać efekty gitatowe (wtedy to robiła firma EXAR)
** Dystorszyn (distorction) efekt gitarowy dający przesterowany dźwięk
*** Flendżer (flanger) efekt dający ciekawe brzmienia (przesuwa fazę dźwięku)

Szuniek znów miał traumatyczne przeżycia. Nie dziwota... w takiej rodzinie...

Wesele. I jak zwykle ludziska się bawią, ale towarzystwo raczej stara się być lepsze niż jest w rzeczywistości, lekko sztywniacko się robi. Za wyjątkiem wujka (którego bardzo lubiłem). Schlał się i po prostu zasnął na stole koło 21:00. Przerwa w muzyce. Panowie z zaproszonej kapeli zaprosili do stołów. Konsumpcja, cisza i generalnie szczękanie sztućców i wznoszenie przyciszonych wzajemnych toastów. Za chwilkę Lider kapeli nieco "wniebowzięty" mówi że za 5 minut rozpoczną grać była mniej więcej 1:00. Wujek na którego nikt już nie zwracał najmniejszej uwagi, jakoś usłyszał kapelmistrza podniósł głowę i zaryczał na całe gardło...
- O KU#WA, O KU#WA Jaaaaaaakiiiii pięęęęęknyyyy walczyk !!!!
Po czym położył się spać na stole ...

... i jeśli się wykształcenie odbierało w tak ciężkich warunkach... Szuniek - łączymy się z Tobą w bólu!!

Zostaliśmy z kolegą w akademiku. Był początek ferii świątecznych. Cisza, spokój, pełen luz. i do sesji daleko Popiliśmy sobie troszkę poszliśmy do pubu pogaworzyliśmy, i korzystając z tego że nikogo nie było w CAŁYM AKADEMIKU, wróciliśmy koło 4 nad ranem. Kładziemy się spać i nagle rytmiczne stukanie głowy o ścianę, i ACH i OCH!
Kopulacja pełną parą na naszym piętrze. Widocznie jakaś parka została sobie pobaraszkować korzystając z tego, że jest pusty akademik.
Potem chwilka "oddechu" i znów to samo. Kumpel lekko zeźlony, bowiem bawiło nas to tylko na początku otworzył nie podnosząc się z łóżka drzwi (spał przy nich) i wrzasnął:
- Idźcie się kur.. pier..ić gdzieś indziej! Ludzie chcą się uczyć!!!
I wszystko było by jeszcze w normie zakończonej naszym co najmniej naszym złośliwym chichotem gdyby nie to że z pokoju naprzeciwko w naszym pustym akademiku wyszła tzw.: "biedronka" (pierwszoroczna siksa, tzw. durny kujon) i doprawiła:
- NO WŁAŚNIE!!!


Szkolenie biblioteczne, pierwszy rok:
Pani wpisuje zaliczenie (jak wiadomo trwa 1 h, w pierwszym dniu studiów). Koleżanka (później " biedrona " jakich mało) pyta:
- A jak ktoś nie zaliczy, to kiedy poprawka?


Parl również szkołę miał ciekawą. Pracę domową na parapecie? W kiblu? Kotłowni z przyjaznym palaczem nie było czy co?

Autentyczna sytuacja z kibla szkolnego:
do kibla wchodzi pięciu ludzi na papierosa, a że było tylko cztery kabiny to jeden palił na widoku. Żeby nie marnować czasu rozłożył sobie jakiś zeszyt na parapecie i odrabia pracę domową. Nagle ktoś go puka w ramie. Tamten nie obracając się nawet podaje niedopałka DYREKTOROWI i mówi:
- Masz pojare i spie##alaj!

A Tomaszu poucza, jakie kluby sportowe są w Budapeszcie "na indeksie"

Kiedyś byłem na obozie w Budapeszcie. Szliśmy sobie spokojnie w kilka osób chodnikiem - byliśmy z kraju obcego więc ludzie mieli prawo się za nami oglądać. Niestety - to co się działo to już była przesada - kążdy kto nas mijał to mało sobie łba nie ukręcił obracając się za nami, potem robił wielki oczy i zaczynał się śmiać lub szybko odwracał wzrok - niektórzy to nawet rzucali jakieś komentarze po węgiersku. Nie mieliśmy pojęcia o co biega dopóki portier w hotelu, w którym mieszkaliśmy, nie parsknął śmiechem na widok jednej z koleżanek, która szła z nami.
Łamaną angielszczyzną dowiedzieliśmy się że chodzi o jej koszulkę z napisem "K.S. Sopot".
Już nigdy potem jej nie nosiła w Budapeszcie.

(sopot po węgiersku oznacza "robić komuś loda")

Oczywiście, gdy podobne zabawne historie wydarzą się w waszym życiu, nie zapomnijcie podzielić się nimi na forum "KAWAŁKI MIĘSNE". Dla najlepszych - poczytne i zaszczytne miejsce na naszej stronie głównej! Innych nagród nie przewidziano - wciąż czekamy na coś co nas naprawdę powali... :)


Oglądany: 22229x | Komentarzy: 19 | Okejek: 6 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało