Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

10 popularnych chorób, które wymyślono na potrzeby koncernów farmaceutycznych

414 234  
725   242  
Rozwój medycyny ma swoje dobre strony - można dzisiaj leczyć pacjentów cierpiących na takie choroby, które dawniej wydawały się nieuleczalne. Co ciekawe, można dzięki niemu leczyć również choroby, których nie ma. Oto 10 chorób, które albo nie istnieją wcale, albo nie w takim zakresie, w jakim chciałyby tego największe koncerny farmaceutyczne.

#1. ADHD

Dawniej niegrzecznym dzieciom kazano klęczeć na grochu, iść do kąta, a w szkołach największych upierdliwców lano po łapach linijkami. Jakkolwiek nieetyczne były to metody wychowawcze, nikt jeszcze nie zdołał udowodnić, że solidne lanie - stosowane sporadycznie - w jakikolwiek sposób szkodzi psychice dziecka. Wręcz przeciwnie. W wielu wypadkach jest w stanie skutecznie ją naprostować, z korzyścią dla przyszłych pokoleń. Dzisiaj to jednak nie do pomyślenia. Dzisiaj nie ma dzieci niegrzecznych. Termin „rozwydrzony bachor” musiał ustąpić więc „dziecku cierpiącemu na ADHD” (co ciekawe, na rzekomym ADHD najmniej cierpi właśnie dziecko, a najbardziej jego otoczenie). Naprostowująca moc ciosu ojcowskiego pasa ustąpiła natomiast pigułkom przeciw ADHD.

#2. Dyskalkulia, dysleksja, dysortografia



Środowiska medyczne niezwiązane z wielkim biznesem farmaceutycznym baczną uwagę zwracają na schorzenia, które cechują się dość specyficzną zależnością. Otóż przynoszą „choremu” więcej korzyści aniżeli cierpienia. Przykład? Dysortografia. Po co uczyć się regułek ortograficznych, przepisywać po pięćdziesiąt razy zdania, w których popełniło się błąd, skoro można przynieść do szkoły zaświadczenie od psychologa o stwierdzonej ułomności. A że sam psycholog nierzadko bywa nie mniej ułomny, dysgrafia, dysleksja i dyskalkulia są dzisiaj „problemem” nadspodziewanie dużej liczby młodych ludzi. Oni - mają z głowy dyktanda. Nauczyciele - zyskują usprawiedliwienie dla osiągania miernych wyników. A w międzyczasie koncerny medyczne już sprzedają ogromne ilości środków wspomagających koncentrację itp. - wprost doskonałych we wszystkich przypadkach dys-schorzeń.

#3. Dysmemoria


Jeszcze do niedawna problemy z pamięcią wydawały się normalną rzeczą u osób w podeszłym wieku. Ot, niektórzy zachowują bystrość umysłu aż do momentu, w którym ich trumna zabita zostanie ostatnim gwoździem, a inni już koło sześćdziesiątki zapominają jak się nazywają. Normalne jak świat. Jednak nie dla farmabiznesu, który uparcie twierdzi, że starcza utrata pamięci to straszne schorzenie, które należy jak najwcześniej leczyć. Produkowanymi przez koncerny środkami, rzecz jasna. Owa dysmemoria ma być następnym, obok dysleksji i dysortografii, poważnym problemem trapiącym ludzkość. Póki co udało się przekonać społeczeństwo tylko do „starczej” odmiany dysmemorii, ale niewykluczone, że już wkrótce leniwe dzieci dostaną nową broń w walce z wymagającymi choć odrobiny własnej pracy nauczycielami.

#4. Depresja



Czasem depresja to poważny i realny problem, który trwa zbyt długo, by nie skorzystać z leku, który pomoże opuścić ten mroczny stan ducha.

Czasem... to tylko sposób na to by sprzedać więcej Prozacu i innych środków antydepresyjnych, które jak wynika z niektórych badań, nie dają lepszego efektu niż wizyta u wróżki czy znachora - i tu i tu w działaniu jest efekt placebo.

#5. Halitoza


Za przeproszeniem, jedzie ci z paszczy? Nie martw się - to na pewno halitoza, którą zwalczysz za pomocą Listerine - płynu do czyszczenia podłóg. Przepraszam, nie płynu do czyszczenia podłóg, tylko środka na rzeżączkę. A nie, znowu pomyłka - płynu do ust! Produkt amerykańskiej firmy - jeden i ten sam, Listerine - miał wiele zastosowań, zanim znalazł wreszcie to, które przyniosło mu prawdziwy sukces finansowy. Z rzeżączką i podłogami się nie udało, ale kiedy wymyślono doustne(!) zastosowanie Listerine, potrzeba już tylko było odpowiedniej choroby. I tak zaczęła się kariera halitozy, która z marginalnego schorzenia stała się najbardziej palącym problemem Ameryki, a potem reszty świata. „Daj mi (na) lek, a choroba sama się znajdzie”.

#6. Nadciśnienie


Nadciśnienie to poważny problem, którego nie powinno się bagatelizować, prawda? Ponieważ jednak nie zajmujemy się tu poważnymi problemami, których nie powinno się bagatelizować, nie będę opisywał, czym grozi faktyczne nadciśnienie. Zwłaszcza że problem jest znacznie mniejszy, niż mogłoby się wydawać. Skąd więc nagły wzrost liczby „nadciśnieniowców”? A stąd, że pod wpływem nacisków koncernów farmaceutycznych (i za zgodą komisji, w których zasiadali - och, cóż za zaskoczenie - lekarze mający udziały w firmach produkujących leki) zmieniono tzw. wartości nominalne. Dzisiaj więc nadciśnienie zaczyna się już przy wartościach ciśnienia, które jeszcze do niedawna uznawane były za zupełnie normalne i niczemu i w niczym nie zagrażające.

#7. Podwyższony cholesterol


Tzw. podwyższony cholesterol to przypadłość tego samego rodzaju co nadciśnienie. Nikt nie kwestionuje jego szkodliwości, ale w pierwotnej wersji okazywał się po prostu zbyt mało dochodowy. Dlatego postanowiono stuningować nieco wyznaczniki tego, co faktycznie jest problemem, a czemu do problemu jeszcze daleko. Tym sposobem z dnia na dzień podwojono liczbę potencjalnych odbiorców środków obniżających poziom cholesterolu w organizmie.

#8. Seksoholizm i impotencja


Kolejne modne schorzenie - seksoholizm nie istnieje. Tak przynajmniej twierdzą najbardziej znani seksuolodzy, których - rzecz jasna - nikt nie słucha, bo głośniej krzyczą koncerny farmaceutyczne i gremia psychologiczne. W starych dobrych czasach seksoholizm określany był wprost „puszczaniem się na prawo i lewo”. Dopiero dzisiaj to poważne zaburzenie medyczne, któremu należy się specjalne leczenie. Podobnie rzecz ma się z impotencją i najsłynniejszą niebieską tabletką - Viagrą. Producentowi udało się wylansować prawdziwy hit marketingowy i zarobić setki milionów, podczas gdy rzesze mężczyzn niezadowolonych ze swojego rumaka wciąż naiwnie wierzą, że łyknięcie pigułki rozwiąże ich problem. Fakt - łatwiej o tabletkę, niż o znalezienie prawdziwych przyczyn impotencji i ich likwidację.

#9. Łysienie


Nie tylko Amerykanie „zasłużyli się” wybitnie dla medycyny. Sidła marketingu nie ominęły nawet położonej tak daleko, jak tylko można, Australii. Tam z dnia na dzień dostrzeżono, że wypadanie włosów to bardzo poważny problem. I wcale nie wynikający z tego, że łysa glaca wystawiona na australijskie słońce szybko może nabawić się udaru. Okazało się, że łysienie ma konsekwencje psychologiczne - powoduje złe samopoczucie, kłopoty w pracy, a nawet napady paniki. Ki diabeł? Cóż - pracownicy działu PR firmy wprowadzającej na rynek środek przeciw łysieniu bez mała rwali włosy z głowy, by wykreować problem, a w konsekwencji sztuczny popyt na ich produkty.

#10. PMS level="hard"


Każdemu pozostającemu przy życiu mężczyźnie wiadomo, że nie wolno denerwować kobiety przed okresem, gdyż ta staje się wówczas groźna jak karabin maszynowy w rękach naćpanego Araba. Koncernom farmaceutycznym również o tym wiadomo, ale postanowili zaryzykować zdenerwowanie kobiet z PMS-em. Zadali im pytanie - czy to jeszcze PMS, czy już... przedmiesiączkowe zaburzenia dysforyczne? To pierwsze jest normalne i nie wymaga interwencji zbrojnej NATO (choć czasem może się wydawać, że jest zupełnie inaczej...). To drugie z kolei to już poważny problem, który należy leczyć. Jak? Oczywiście cudownymi pigułkami leżącymi na jednej półce z innymi środkami przeciwdepresyjnymi.

Źródła: 1, 2
322

Oglądany: 414234x | Komentarzy: 242 | Okejek: 725 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało