Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki CDXCIII - Na budowie

74 111  
288   9  
Dziś o życzeniach na weselu, pociągu na opuszczonej stacyjce, twardej wodzie i hodowli kwiatów. Zapraszam do lektury.

WUJEK STASZEK NA WESELU


Wybrałem się swego czasu na targi ślubne w Częstochowie z przyszłą małżonką poszukując lokalnych wideorejestratorów i fotografów ślubnych.

Każdy z tych magików zachwala jakie to ma pomysły, ujęcia ciekawe, efekty specjalne itp., a wszystko oglądamy sobie oczywiście na wystawionych telewizorach.

Na jednym stoisku w połowie informacji cennikowych artysta nagle przerwał i mówi - "o, patrzcie, patrzcie, to jest dobry kawałek! Na każdym weselu, jak kręcę, to ok północy, po oczepinach, jak już wszyscy maja ostro w czapce, robię rundkę po sali i zadaję gościom różne pytania ..."

Akcja właściwa:
Na pierwszym planie z lekka przymulony, ale z figlarnym uśmieszkiem przysłowiowy Wujek Staszek, po koszuli na wierzchu i luźnym krawacie widać, że koperta już mu się zwróciła. Na drugim planie "Ciotka Staszkowa" z założonymi z nerwów rękami i widocznymi oznakami ostrego wkurwienia.

Kamerzysta (K) - Czego życzycie Państwu młodym ?!

Wujek Staszek (WS) - Czego życzęę? Po pierwsze chciałbym pogratulować młodemu naaaajleeepszego w tym roku wyboru...

W tym momencie wcina się wpieniona Ciotka Staszkowa (CS)
- Chyba w całym życiu!

(WS) (z zastanowieniem, podnosząc palec wskazujący z akceptacją do góry) - ... aaaa możeeee i w caaałym życiu uuu... !

...

...

...

(WS) ...mianowicieeee... tego czerwoneeego Fordaaa Fieeesty... roooocznik 1998, któreeego sobiee kupił w zeeeszłym tygodniu!

by Gawlor

* * * * *

ŻYCIE Z PERKUSISTĄ

Mam chłopaka - zapalonego perkusistę. Najchętniej całą kasę wydawałby na nowe "garnki" i talerze do swojej perki.
Ostatnio pojechałam z koleżanką do centrum handlowego, a jako że zbliża się rocznica naszego związku, postanowiłam zrobić mojemu ukochanemu prezent i kupiłam sobie seksowne wdzianko z koronki. Dzwonię do Niego i mówię:
- Kochanie, będziesz mnie uwielbiał i ubóstwiał, zgadnij co sobie kupiłam żeby Cię ucieszyć.
- Talerz?
- Nie, koronkową bieliznę...
- Szkoda, że nie talerz.
Na szczęście dla niego, później stwierdził, że jednak dobry pomysł ta bielizna.

by Ananke0


* * * * *

OPUSZCZONA STACYJKA

Mój nieżyjący niestety znajomy, znakomity trener lekkoatletów wracał z obozu sportowego w towarzystwie podopiecznych pociągiem. Opowieść dotyczy czasów siermiężnej komuny, czasu ferii zimowych, więc starsi czytelnicy doskonale pamiętają wypchane po brzegi pociągi, zawalone podróżnymi korytarze łącznie z toaletami. Pech chciał, że gaździna poczęstowała gości pożegnalną kwaśnicą i jakimiś pierogami, która to mieszanka pokonała dystans jelitowy w rekordowym tempie. Chcąc nie chcąc trener rozpoczął wędrówkę w kierunku toalety unikając jakiś gwałtownych ruchów.
Zbliżył się już prawie na wyciągnięcie ręki do tej oazy wolności, kiedy to pociąg zwolnił i wreszcie stanął na opuszczonej stacyjce. Część pasażerów wyszła na peron wyprostować nogi a za nimi trener. Praworządny, bo jak wszystkim wiadomo korzystanie z toalety na postoju jest zabronione i komu jak komu ale wychowawcy nie wypadało łamać ostentacyjnie przepisów.
Słabe oświetlenie ledwie pozwalało na odnalezienie wzrokiem lokalnego szaleciku. Jest. Podły, przeraźliwie zimny i brudny kibel i tak wydał mu się przyjazny. Ulżył sobie lekko zgięty uważając, aby czegoś nie dotknąć. Rozważania czy kontynuować dalej tą czynność na ewentualny zapas przerwał mu gwizdek lokomotywy i wtórujący mu kierownika pociągu. Nic bardziej nie mogło go zmotywować do maksymalnej koordynacji ruchów. Jedna rączka, wyciera, druga pociąga za drut spłuczki. Trzecia zaraz zapnie spodnie. Plan piękny, ale ten stary przeklęty, peerelowski kibel zareagował z niespodziewaną mocą, ryknął i całą zawartość spłuczki wrzucił mu w opuszczone na kostkach spodnie...
Opowieść wśród kaskad śmiechu na tym się skończyła, pozostawiając zakończenie wodzom fantazji słuchaczy, więc i ja tak uczynię.

by czujnyjakpiespotrojny

* * * * *

DOMYSŁY RZEŹNIKA

Obiecałam ukochanemu kolacyjkę z męskim wyszamem - stek, ziemniaczki i jakaś zielenina. Idę więc radośnie do mięsnego, wybieram i przebieram w kawałkach krówki, aż wreszcie decyduję się na jedn z nich.
Ja: Tylko proszę jeden plaster taki mniejszy, a jeden taki łojezu, bo to dla mojego faceta. Dziś mu chcę fajną kolacyję zrobić
Pan Rzeźnik: No, przyznaj się, co przeskrobałaś.
Ja: Dlaczego od razu przeskrobałaś?
P.R.: No a bo to normalne, żeby baba swemu chłopu w taki zwyczajny wtorek steki smażyła?

by Tscharna


* * * * *

WARUNKI ATMOSFERYCZNE

Kolega z sąsiedniego biurka biedzi się przy programowaniu nowego sprzętu do pomiaru warunków atmosferycznych na torze wyścigowym. Dynks do mierzenia kąta pod którym wieje wiatr przypomina trochę ogon helikoptera w miniaturze, czy może trochę końcówkę kija hokejowego.

Oficjalne testy. Zespół na torze, bolidy pracowicie nabijają przejechane km. Dane płyną szerokim strumieniem do serwerów, ale różnią się radykalnie od tych oficjalnych, z najbliższej stacji meteorologicznej. Hm, pewnikiem błąd w oprogramowaniu. Po wielu godzinach spędzonych na szukaniu błędu i rwaniu włosów z głowy kolega rusza zza biurka na tor.

A na torze któryś z mechaników w ferworze rywalizacji zrzuca swój firmowy przyodziewek i schudnie wiesza go na najbliższym "haku", nieznacznie przypominającym ogon helikoptera czy może trochę końcówkę kija hokejowego...

by ddman

* * * * *

A teraz chwila przerwy na stare dobre czasy, czyli wspominki sprzed 300 odcinków. Tak, to się działo prawie 6 lat temu.

ZWIELOKROTNIĆ DZIAŁANIE

Byłem dzisiaj na działeczce. Działeczka jak działeczka - jeden sklep spożywczy z największym wyborem piwa w okolicy i drugi sklep ogrodniczy.
Z kilkoma butelkami dębowego w siatce zajrzałem do ogrodniczego, bo trawnik taki jakiś żółty mi się zrobił od mleczy. Oglądam wielki wybór nawozów na trawnik i kątem ucha słucham sprzedawcy.
- Uprzejmie proszę, to preparat przeciwko mrówkom. W celu zwielokrotnienia działania, proponuję wymieszać preparat z proszkiem do pieczenia w stosunku jeden do jednego. Proszek do pieczenia grosze kosztuje i jest do kupienia obok w sklepie spożywczym. Żadna mrówka się nie uchowa!
Babinka zadowolona zapłaciła i poczłapała do sklepu obok.
Po chwili wpada dziadek:
- Coś na mszyce pan ma?
- Oczywiście! - Facio wykłada coś na ladę i dodaje - W celu zwielokrotnienia działania proponuję wymieszać preparat z proszkiem do pieczenia w stosunku jeden do jednego. Proszek do pieczenia grosze kosztuje i jest do kupienia obok w sklepie spożywczym. Żadna mszyca się nie uchowa!
Dziadek zadowolony poszedł i wtedy ja podchodzę z workiem nawozu do trawników.
- Tylko niech mi Pan nie mówi, że mam dokupić proszek do pieczenia!
Facio trochę się zawstydził, uśmiechnął pod nosem i mówi:
- Ta obok kazała mężowi kupić proszek do prania. A ten ciołek jej przywiózł proszek do pieczenia - całe 2 kilogramy! No to jej pomagam go upchnąć.

by oldbojek


* * * * *

REFLEKS

Tytułem wprowadzenia: mieszkam na parterze i pierwsze drzwi w klatce to moje (ważne), nadmieniam, że wejście do klatki nie jest chronione żadnym "firewallem" typu domofon. Łatwo wywnioskować, że w związku z powyższymi faktami wszelkiej maści "wciskacze różnego kitu " walą najpierw do mnie... Mam małego szkraba (córa), a domokrążcy ciągle mi ją budzili, więc wywiesiłem koło dzwonka plakat o następującej treści:
"AKWIZYTOROM, JEHOWCOM ORAZ INNYM PROROKOM MÓWIMY ZDECYDOWANE NIE!!!!!"
Wierzcie mi – działa.
Aż tu pewnej niedzieli, gdy dziecko "ucięło" sobie popołudniową drzemkę natarczywy dzwonek do drzwi - dziecko w ryk, ja wku**wiony otwieram...
Patrzę... Stoi stare babsko z ulotkami w ręku (wiek na oko 60 z groszem, na nosie okulary jak Stępień z 13-go posterunku), czyta moją wywieszkę cała przyklejona do ściany.
[J]a (patrzę na ulotki, Jehowa jak nic) - Czego?
[O]na (przenosi wzrok na mnie, znowu na kartkę, na mnie ) i rzuca:
- Yyy... Dzień dobry... Zastałam Krysię?
[J]a – Nie. Tu nie ma żadnej Krystyny.
[O]na - Tak czułam... (i chodu)

by olosygma

* * * * *

AKCJA ZIMA

Koleżka - handlowiec, wiodący pracownik pewnej wiodącej firmy destylarskiej (Król jest tylko jeden) organizował imprezę gdzieś w górach, jakaś promocja z koncertem czy coś. Miał być kulig dla vipów więc zgłosił się do tubylczego aborygena - co to wszystko wie i wszystko załatwi. Jak się okazało, przeżył w tych górach kilka przygód, jedną się koleżka podzielił i ze mną.
Otóż był okres ochronny na jakieś sarny czy jelenie czy inne zwierze. A, że ów aborygen miał w zwyczaju olewać takie rzeczy, wybrał się z kolegą na polowanko, ustrzelili dorodną sztukę i myk ją w jakieś krzaczory i właśnie tam miał z nią zrobić porządek, żeby tylko wsadzić co trzeba do wora, wór do plecaka i wyjść z lasu. I wtem napatoczył się grzybiarz - entuzjasta. Już z dala słychać było, jak idzie w stronę owych krzaczorów i woła i woła i woła.
- Waldeeeek! Waldeeek!
Kogoś zgubił i go chciał znaleźć. Po kilku minutkach znalazł się w epicentrum wydarzeń, gdy aborygen wyskoczył z krzaków na dróżkę, z wielkim nożem, upaćkany po łokcie w krwi (ba, całe wdzianko miał już upaćkane) i spokojnie rzekł:
- Spi**dalaj... Waldka już nie ma...

by telesfor


I powracamy do autentyków teraźniejszych:


* * * * *

MŁODY W NATARCIU

Pracuję w domu. Młody przyłazi, zadaje pytania i przeszkadza w pracy. Mówię mu, by się pobawił i nie przeszkadzał, bo robotę zrobić muszę. Zatem młody i mówi:
- Tata, teraz mam ostatnie pytanie...
Uff, nareszcie pomyślałem, a młody kończy:
- Na tę chwilę...

Polazł. Po paru chwilach znów tu jest. Właśnie siedzi obok i poszło kolejne 30 pytań... No i przy okazji robię gry na Joe. Próbuję zrobić screena do jakiejś ścigałki, a młody z tonem znawcy:
- Jak widać za dobry to ty w wyścigi nie jesteś...
Ot i cały autorytet poszedł w 3.14-zdu...

by Charakterek

* * * * *

TWARDA WODA

Kolega w pracy opowiada, że ma bardzo twardą wodę w domu. Że przekracza, aż trzy razy normę.

Oczywiście posypały się rady typu - nie myj samochodu, bo porysujesz. Jak stara rosół nalewa, to niech uważa na talerze. Możesz wylewki robić samą wodą.... etc.
Siedzimy we trzech w pokoju. Kolega odbiera telefon i zaczyna z kimś rozmowę:
- No tak. Siedzimy tutaj sobie. Ja. Jeden kolega, drugi, trzeci, czwarty ...
Zdziwiony patrzę się na drugiego kumpla i pytam:
- Skąd on tyle tych ludzi tu nabrał?
A kumpel na to macha rękami:
- Css... Wczoraj kasku nie założył wieczorem pod prysznic... i go poyebało.

by Misiek666

* * * * *

NIE WCHŁANIA SIĘ

Poszłam ostatnio na zakupy do biedry z moją Mamą (kobita już po 60). Tu mandarynki, tu jabłuszka... Dotarłyśmy do stoisk z artykułami przemysłowymi i rozpoczęłyśmy grzebalinę (bo a nóż widelec coś ciekawego się znajdzie, czym można jeszcze bardziej zagracić mieszanie). Nie zwracałam zbytnio na Marynię uwagi, grzebałam akurat za kolejnym niezbędnym mi do życia pokrowcem - tudzież masażerem do kopyt, kiedy ta podchodzi, podtyka mi pod nos swoją łapę i rzecze:
- Jakiś taki chujowy ten balsam, w ogóle się nie wchłania. Ładnie pachnie, ale drogi jak cholera.
- A który to?

Po czym Marynia wyciąga zza swoich pleców opakowanie wiśniowego żelu Durex Play.

Jak miałam jej wytłumaczyć, do czego to służy?

by hrabinadesroutoutou

* * * * *

HODOWLA STORCZYKA

Pani Jagoda, znacznie trącona rydwanem czasu, by nie rzec rozjechana na pagaj, zamieszkuje sąsiednią klatkę. Piętro II.

Namiętną palaczką jest Pani Jagoda. Namiętną do tego stopnia, że ilekroć wyskakuję na balkon na przysłowiową fajkę (a palę bardzo dużo) - ona tam stoi. I dzierży. Dzierży długą, czarną jak smoła fifę, w której zatknięty jest zwykle potężny kiep, na którego konstrukcję, dałbym głowę, posłużyła garść kartek z kalendarza i kawałek siennika.

Często babinie towarzyszy psiapsiółka, bodajże Marysia, jarająca równie koszmarne ilości, z tym że ząb czasu był dla Pani Marysi zauważalnie łaskawszy (chociaż z częstych ich rozmów wiem, że różnica między nimi wynosi raptem 2 lata i dwa miesiące).

Najważniejszą jest jednak informacja taka, że Pani Marysia jest lekko przygłucha, natomiast Pani Jagodzie zdarza się "beblać", czyli prowadzić półartykułowany monolog skierowany chyba do własnej pachy. Nietrudno skojarzyć te dwa fakty i wynikające z tego częste nieporozumienia...
Warto również zauważyć, że obie Panie sprawiają wrażenie dystyngowanych tak w mowie, jak i w zachowaniu, zaś strojem nawiązują do Krystyny Sienkiewicz i jej kotów.
Tym razem dyskusja pozornie poruszała aspekty ogrodnicze...

- Powiem ci kochana, że te tygodnie wyrzeczeń - powiedziała Pani Jagoda, głęboko zaciągnęła kiepa i dalej kontynuowała na wdechu - opłaciły się. Trud, mordęga, mnóstwo zachodu, ale Bóg mi świadkiem, opłaciło się - wydech, obłok sinawego dymu opuścił balkon.
- A możesz konkretniej? - Pani Marysia ze średnim zainteresowaniem tak dopytała, jak i wciągnęła dym.
- Wyhodowanie takiego ładnego storczyka w moim wieku to prawdziwa sztuka - Pani Jagoda zgasiła peta i wetknęła w końcówkę wiekuistej fify kolejnego kalendarzowego skręta
- No to pysznie! - wyraźnie podekscytowana Pani Marysia strzepnęła popiół za balkon
- Pysznie?!?! Jakie pysznie!?!?! Oszalałaś?!?! - Pani Marysia została wzrokiem poćwiartowana na 1150 i jeden części
- No pysznie!!! Tak trudno to zrozumieć? Po prostu pysznie! Zresztą o co ci chodzi?!? - Pani Marysia rozpoczęła proces gwałtownego czerwienienia na i tak czerwonych już od nadciśnienia polikach.
- Ale jak pysznie!?! Szaleju się objadłaś?!?
- Odczep się wreszcie! Nie pasuje pysznie?!? To proszę cię uprzejmie: moje najserdeczniejsze gratulacje dla ciebie i twojej rodziny z okazji wyhodowania sobie przepięknie pysznego storczyka!!! Amen!!!
- Jakiego storczyka?!?! - Pani Jagoda na tym etapie nie mówiła już, a zawodziła raczej wzorem leśnej zwierzyny
- No storczyka!!! Wyhodowałaś sobie ładnego storczyka!!! Ślicznego storczyka!! Radośnie bujnego storczyka!!! Gratuluję storczyka! Alleluja i Hosanna!!! Niech mu ziemia lekką będzie!! A teraz daj mi spokój, bo palę - ciśnienie Pani Marysi zużyło już zapewne tygodniową dawkę leków.
- S T O L C Z Y K A kretynko!!! Stol!!! Czyka!!!! Stol - czy - ka!!! - Pani Jagoda dyszała już jak w przedśmiertnym spazmie
- Ale jakie wyhodować? - zdziwiła się spokojnie Pani Marysia - Stolczyka? Wyhodować sobie stolczyka?!? - zdziwienie było ewidentnie bezbrzeżne
- A co miałam powiedzieć? - emocje opuściły Panią Jagodę, powrócił stoicki spokój i fifa w ustach - że wreszcie wysrałam się na twardo? Wszak tak damom nie przystoi.

Obłok sinawego dymu opuścił balkon wśród kojącej ciszy. Pani Marysia ze zrozumieniem potakiwała głową w papierosowej zadumie...

by tamquamleorugiens

* * * * *

NA BUDOWIE

Mój ojciec to budowlaniec z zawodu i z pasji, do tego pracoholik. Z tej przyczyny nasza rodowa siedziba jest w trakcie wiecznych przebudów i remontów. Mam wrażenie, że w ten sposób rodziciel mój expi sobie analogowe levele. Przy okazji pojawiają się oczywiście różne zajścia z Bohaterami Niezależnymi.

Tym razem historia sprzed niemal półtorej dekady, podczas questa pt. "podniesienie domu o jedną kondygnację do góry". Wczesny etap questa - zdjęty został już dach i przystępujemy do wyburzenia niepotrzebnych ścian.

Na budowie od rana ekipa w składzie: ja i brat jako niewykwalifikowana siła robocza (quest: "wakacje z aktywnością fizyczną"), wujek Staszek jako brygadzista i mój ojciec przedstawiający plan dnia, do czasu jego powrotu z materiałami budowlanymi.

Tytułem wstępu muszę dodać, że Wujek Staszek z racji brzemienia, jakie niesie za sobą posiadanie takiego imienia, które do czegoś w życiu jednak zobowiązuje, był jak to się mówi "zgrywusem" i miał z ojcem kilka zadawnionych wzajemnych dowcipów, przytaczanych przy różnych rodzinnych okazjach. Ogólny bilans wypadał w tym czasie na niekorzyść mojego ojca.

Akcja właściwa:

Ojciec rano pokazał nam ściany, które maja zostać wyburzone i zaznaczył te, które maja pozostać, jako nośne dla planowanej kondygnacji. Po rozdysponowaniu obowiązków pojechał na kilka godzin na swoją budowę i przy okazji po materiały budowlane na następny dzień.

Przez całą dniówkę Wujek Staszek rozwalał w drobny pył ściany za pomocą młota pneumatycznego, a ja z bratem taszczyliśmy gruz do kontenera na podwórku.

Ok. 20:00 mój ojciec wrócił i od razu biegiem wpadł do nas zziajany na górę wściekle krzycząc już ze schodów:

- Staszek!!! Co ty mi tu kurwa chałupę roz-pier-dalasz?! Które ściany wyburzyłeś!!!? Te z narysowanymi krzyżykami miały zostać, a nie na odwrót!!!

Wujek Staszek momentalnie zsiniał, ręce mu opadły, przysiadł biedaczyna na wiaderku, a wzroku mu błądził po gruzowisku jak Gołocie po nokaucie. Całę piętro w gruzie, widać było, że szacuje straty i jest już pewien, że na plus, to na pewno z tej roboty nie wyjdzie.

Szacowanie strat trwało przez pół minutki, ale mnie i bratu, a już na pewno Wujkowi Staszkowi chwila ta rozciągała się niemiłosiernie i miałem wrażenie, że już z 10 min tak w ciszy na melancholijnym tle zachodzącego słońca stoimy.

W tym momencie mój ojciec się rozpromienia i mówi:

- Żartowałem! Wszystko ok! Ładnie wam tu dzisiaj chłopaki poszło.

Po paru latach ta historia wujka też śmieszyła, ale tego dnia wieczorne piwko wypił w samotności, ciszy i skupieniu.

by Gawlor

Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM W tytule maila wpisz Autentyk.


Oglądany: 74111x | Komentarzy: 9 | Okejek: 288 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało