Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Abrachiła przypadki XIII

24 289  
86   3  
Kliknij i zobacz więcej!Pewnej upojnej, letniej, typowej dla naszego klimatu zimnej i deszczowej nocy Abrachiła obudziło natarczywe walenie w drzwi i gromkie wołanie zza tychże.

Po głosie i słownictwie rozpoznał po względnym otrzeźwieniu dalekiego sąsiada, zwanego zwyczajowo starym ochlapusem, co było zresztą mocno niesprawiedliwym określeniem, albowiem sąsiad bynajmniej stary nie był.
Abrachił najchętniej by sąsiadowe próby kontaktu zignorował, bo niespiesznie mu było opuszczać ciepłe wyrko i takąż małżonkę, ale istniało poważne niebezpieczeństwo, że sąsiad w zapalczywości swojej nie dość, że wyłamie drzwi z futryną, ale też co gorsza pobudzi z trudem i wysiłkiem uśpione dziecka, które otworzą swoje słodkie oczęta i niewinne usteczka i rozedrą się dwakroć gorzej niźli rzeczony sąsiad, a i uciszenie ich zajmie nieporównywalnie więcej czasu i wysiłku.

Spełzł zatem Abrachim z łożnicy, drzwi otworzył usuwając się przezornie z drogi pikującego sąsiada i kulturalnie pyta:
- Czego?
- Ammmr…abchhh…achił, bąććś szłofiek, poszycz szpiryt dla szwiinii…. – wyartykułował się sąsiad, budząc u Abrachiła pewien podziw dla tak otwarcie wyrażonego samokrytycyzmu.
- Pawło, ty nie jesteś świnia, ty jesteś pijany jak świnia! Starczy już tobie! – próbował przemówić do śladowych resztek rozsądku interlokutora.
- Czo? A, nienienie, dla szwiinii! Nie dla mniee, szwinie opalić czszeba – przemówił sąsiad, nie odnajdując niestety rozproszonych szarych komórek. – szpiryt, abo denat..denula..ulat…
- Denat to ty już prawie jesteś. Świnię w środku nocy opalasz? – nie poddawał się Abrachił.
- Szona kazaala – skłamał gładko sąsiad, mimo iż wszyscy wiedzieli, że żony to on nigdy nie słucha, a i rzadko ogląda.

Abrachił przeczesał w zamyśleniu skłębione kudły. Mało prawdopodobne było, aby sąsiad dał się gładko spławić, albowiem był już w stanie „wyższej konieczności” i organizm domagał się etanolu całą swoją cuchnącą mocą. Użycie siły było jakimś rozwiązaniem, ale stanowiło tylko chwilowe rozwiązanie, bo nawet mocno ogłuszony pijak kiedyś się ocknie, zwłaszcza, że jego łeb już był się uodpornił na ciosy. Poza tym, Abrachił chciał się jeszcze trochę wyspać, a ogłuszonego sąsiada trzeba by jeszcze odholować na bezpieczną odległość, aby uniknąć skażenia atmosfery i zapewnić dopływ świeżego powietrza. W dodatku Abrachił głęboko potępiał sąsiadowe zachowanie wobec rodziny, zwłaszcza dzieci, albowiem sam alkoholu owszem używał, ale nie nadużywał i z obowiązków rodzinnych uważał za stosowne wywiązywać się należycie.
- Nu, dobra, czekaj ty – nakazał i udał się statecznie do piwnicy. Wyciągnął stamtąd przykurzoną butelkę lekko różowego płynu, zerwał naklejkę z rysunkiem dwóch dziwnych roślinek i zaniósł był potrzebującemu.
- Tylko nie pij ty! – ostrzegł przewrotnie – to tylko dla świni jest dobre!
- Taa, oszywicie, czięki – dobiegł go oddalający się w towarzyszeniu rumoru na schodach głos. Nu tak, pomyślał Abrachił, chyba mu ZA BARDZO nie zaszkodzi…

Sąsiada nie było widać i słychać przez kilka dni. Napotkana sąsiadka, nieszczęsna żona owego, zeznała, że chory bardzo i leży, musi bardzo chory, bo nie pije i może wreszcie sczeźnie ten taki owaki psi kot.
Eeee, żyć będzie – średnio pocieszająco zagaił Abrachił. - Ale pić, to już musi chyba nie…

Dwa tygodnie trwało, zanim sąsiad wyłonił się ponownie na świat. Mizernie dość wyglądał.
Jednak sił odnalazł w sobie tyle, że do Abrachiła doczłapał.
- Coś ty mi dał!?! – załkał rozpaczliwie – pić nie mogę! Sczyściło mnie do cna! Flaki na obarot mnie wywróciło! Trzeźwy jestem jak świnia, uch ty…
- A tyś pić tego nie miał – zareplikował Abrachił – Dla świni chciałeś, to i dla świni dałem. To bardzo, bardzo dobrze działa na świnie. Niezależnie od gatunku.
Cóż było robić – pozostawiony na pastwę trzeźwości sąsiad, który nawet powąchać alkoholu już nie mógł bez gwałtownych protestów żołądka; z rozpaczy i braku innych zajęć powrócił na łono kochającej (załóżmy) rodziny i stał się z grubsza przyzwoitym mężem i ojcem, znalazł nawet pracę w rzeźni, czym znacząco podreperował domowy budżet, a nawet odzyskał cień szacunku w żoninych oczach.
Jedynym długofalowym skutkiem ubocznym zaaplikowanej terapii szokowej było systematyczne zwiększanie sąsiadowych rozmiarów, którego organizm nieprzyzwyczajony do pobierania pokarmów stałych nie nadążał z metabolizmem, przez co upodabniał się on (sąsiad, nie organizm... a właściwie na jedno wychodzi) coraz bardziej do tucznika rasy wbp.



Oglądany: 24289x | Komentarzy: 3 | Okejek: 86 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało