Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Szkoła gotowania i przetrwania XIII

40 344  
133   13  
Kliknij i zobacz więcej!Ja rozumiem, że małe, niespełna trzyletnie dzieci nie są w stanie rozróżnić sałaty od dzikiego szczawiu. No ale dorosły facet, głowa rodziny, smażąc rybę robi takie hece? Tego nie rozumiem. Sam poczytaj, co się działo...

Pracowałam ci ja tego lata na norweskiej wsi. Totalnie in the middle of nowhere, ale trzeba przyznać, że to nic było przepiękne - góry, rzeka, jeziora... No ale nie o tym miało być. Jako że sklep był wielobranżowy z dużym udziałem produktów spożywczych, nie musiałyśmy kupować żarcia, bo co się przeterminowało (a termin przydatności w Norwegii znaczy zupełnie co innego niż w Polsce)/ zbrzydło/spadło na podłogę - należało do nas. Dysponując odpowiednimi składnikami, postanowiłam przyrządzić dla siebie i koleżanki pieczarki w sosie śmietanowym. Za pierwszym podejściem wyszło ciut za rzadkie, więc doprawiłam mąką krupczatką.
Mąka okazała się kaszą i w sosie można było postawić łyżkę, aczkolwiek walory smakowe zachował. Następnego dnia postanowiłam nie zagęszczać, ale potrawa miała dziwny smak. Zastanawiałam się, co znów spaprałam (przypaliłam czy co?), ale zjadłam, bo kończyła mi się przerwa, a żołądek nie sługa, nie poczeka następnych kilku godzin. Dopiero po pracy koleżanka uświadomiła mnie, co zacz. Otóż ja wszystko zrobiłam jak należy, ale pieczarki nie wytrzymały i puściły salmiak (dla niewtajemniczonych - środek konserwujący, stosowany również do czyszczenia łazienek). Rozstroju żołądka nie dostałam, ale do norweskich pieczarek się zniechęciłam...

by Solaya

* * * * *

Mając lat około ośmiu zostałam natchniona duchem gotowania. Tato pojechał odwieźć mamę do pracy, więc dlaczego miałam wtedy po praz pierwszy nie spróbować dzieła zniszczenia? Ciasto - to była moja pierwsza myśl. Starałam się przypomnieć sobie jak moja babcia robi ową słodycz. Wyszukałam składniki : mąka, woda, sól i zaczęłam zagniatać.. owe arcydzieło włożyłam do blaszki i do podpalonego przeze mnie wcześniej piekarnika gazowego (nie wiem, jak tego dokonałam). Poczekałam 30 min, wyciągnęłam, wystudziłam, ukroiłam kawałek... Resztę zaniosłam do babci, mówiąc jej, że coś z jej przepisem jest nie tak. Wtedy po raz pierwszy poznałam różnicę między ciastem na makaron, a ciastem typu wyrób cukierniczy.

by Yildiz

* * * * *

Było to dawno dawno temu, mieliśmy z kolegą rówieśnikiem 8 czy 9 lat. Matka ma uczyła mnie już od tego czasu gotowania. Wtedy to była jajecznica czy omlet. No właśnie - omlet. Zaprosiłem właśnie tego kolegę do mnie, aby pokazać mu jak pięknie gotuję. Zrobiłem co trzeba, postawiłem patelnię na gaz, przystanąłem grzecznie przy kuchence. Kolega przyglądając się wpadł na genialny pomysł. Mianowicie - często widział na filmach, jak to się na patelni "palą" przeróżne potrawy. Nie wiedzieliśmy dokładnie jak to zapalić a omlet był już prawie gotowy. Olśniło mnie - przypomniałem sobie butelkę z fioletową cieczą. Stała w piwnicy. Pobiegłem po nią, a gdy wróciłem koleżka miał już zapałki. Łatwo chyba domyślić się, co się działo. Efekty? Patelnia do wyrzucenia, przypalony blat obok kuchenki. Ale najgorsze to, że omlet się nie udał.

by Kola17

* * * * *

Czas akcji: przed laty. Miejsce: internat, pokój 5-osobowy. Wraz z kolegą rozwiązywaliśmy zadania z fizyki do późna w noc. Zgłodnieliśmy, więc z tego co było w pokoju (suchy chleb, smalec) postanowiliśmy zrobić grzanki. Mieliśmy nawet kuchenkę elektryczną, ale brakowało patelni. Od czego pomysłowość - chleb leżał na talerzu, więc zdecydowaliśmy aby go postawić na kuchence i użyć w charakterze patelni. Wszystko szło dobrze do chwili, kiedy rozgrzany talerz nie pękł, a roztopiony smalec wylał się na kuchenkę. Pokój błyskawicznie wypełnił się kłębami duszącego dymu oraz kaszlem. Miny dotychczas śpiących 3 kolegów - bezcenne.

by Hmazurek @

* * * * *

Studentką jestem, więc wszystko, co nie ucieka z talerza (za szybko) nadaje się do jedzenia. Jako że pochodzę z rodziny kucharzy (ojciec i brat), to do każdego dania przykładam dużą wagę. Ostatnio robiłam spaghetti
Przepis:
- puszka całych pomidorów bez skórek
- mięso mielone
- boczek wędzony
- szczypta maki ziemniaczanej do zagęszczenia
- śmietana
- inne przyprawy
- ser
Niestety mój budżet nie przewidywał takich wydatków, zatem zrobiłam spaghetti na winie (znaczy się dodałam to, co się nawinęło).
- keczup
- tabasco
- paprykarz
- szynka konserwowa
- mąka tortowa
- sól
- pieprz
Niestety zabrakło mi sera - a spaghetti bez sera to nie spaghetti. Przeszukałam całą kuchnię i jedyne, co znalazłam to czekoladę... No cóż, zatem dodajemy.
Spaghetti wystarczyło na 3 dni... Nie wiem czemu, ale nikt nie chciał spróbować - nawet mój pies uciekł pod stół.

Gdy jeszcze w pieluchach byłam, moim ulubionym daniem były parówki maczane w kakao i popijane słodką herbatą - minimum 10 łyżeczek cukru. Uwielbiałam także popijać rosół syropem malinowym, lub po prostu dolewać ten syrop do zupy.

Na swoje 12. urodziny gościom przyrządziłam szejki:
- 2 litry lodów
- 2 paczki żelków
- 2 paczki chipsów solonych
- trochę mleka.
Na 13. urodziny nikt nie przyszedł.

W wieku 7 lat zostałam w domu sama na 3 dni - tata w morzu, mama w delegacji. Postanowiłam zrobić niespodziankę mamusi - ciasto! Znalazłam przepis i zabieram się za robienie babki. Niestety, w przepisie nikt nie napisał, że tę  babkę się miesza mikserem, a nie ręką. Efekt: ręce cale posklejane, ciasta wystarczyło tylko na małe ciasteczko, kuchnia do remontu... Ale mamie smakowało (dopóki nie weszła do kuchni).


Innym razem zachciało mi się pomidorowej. Jako że ojciec był w domu, to postanowiłam to wykorzystać. Tata dopiero co wrócił z morza, a jak wiadomo - tam bujało. No i mama mówiła, że: "Tatuś jest bardzo zmęczony.", czyli że koledzy go witali. Ale nie dałam za wygraną - chcę pomidorową i już! No to tata zrobił pomidorową dla 50 osób w koncentracie... Mama w słoiki zapakowała i do piwnicy... Przez rok pomidorowej gotować nie trzeba było.

by Kasandra_18

* * * * *

Rok temu, mieszkając na stancji z kumplem, postanowiliśmy zjeść coś innego niż chleb z tyrolską. Rozglądając się po kuchni znaleźliśmy kilka rożnych przypraw: do grillowanego mięsa, do sosu, do spaghetti i wiele, wiele innych. Uznaliśmy, że to dobry początek. Następnie zajrzeliśmy do lodówki, w celu znalezienia czegoś, w co te przyprawy można wsypać. Znaleźliśmy pół pasztetu (takiego pomidorowego w aluminiowym opakowaniu), starego gołąbka i 12 jajek. Wiec pomysł był prosty! Jajecznica. Brakowało tylko jednego - jakiegoś warzywa. Znaleźliśmy tylko jakąś cebulę. Postanowiliśmy podsmażyć cebulę (co niestety nie udało się). Potem wrzuciliśmy resztę składników i zasypaliśmy wszystkimi przyprawami, jakie były w szafce. W rezultacie otrzymaliśmy wspaniałą jajecznicę z surową cebulą, pasztetem i gołąbkiem. Palce lizać!

by El_jaroslau

* * * * *

Będzie nie o mnie, a o moim młodszym bracie. Kiedyś po powrocie ze szkoły postanowiłem zrobić coś do jedzenia. Jako że była to wiosna, padło na sałatę i szczypiorek z przydomowego ogródka - porwane, osolone i wymieszane ze śmietaną. Podczas konsumpcji do kuchni wpadł mój młodszy, wtedy około trzyletni brat z zamiarem podłączenia się ze mną do miski. Rozczarował się niestety, bo już kończyłem, ale udało mu się nadziać resztki na widelec i skosztować. Uznał widocznie, że jedzenie smaczne i też sobie zrobi, ponieważ za chwilę zobaczyłem go biegnącego w stronę ogródka. Jeść skończyłem, ale wróciłem się w niewiadomym celu do kuchni i przypadkowo ujrzałem co braciak wykombinował. W misce znalazły się obok dużej ilości śmietany: porwany w ok. 10-centymetrowe kawałki szczypior i ... dziki szczaw, rosnący pod płotem nieopodal sałaty. Brat wyglądał, jakby mu smakowało.

by Spinah

* * * * *

Czas temu jakiś, kiedy trenowałem jeszcze skoki z dywanu na podłogę, mamę moją zmogło jakieś choróbsko, więc ojciec postanowił, że nam coś ugotuje. W lodówce jak w sam raz znalazł filety z ryby (kostki takie). Z szafki smalec ze słoika, patelnia i jazda. Nie wiedzieć czemu, jakoś zdecydowanie mu to smażenie nie szło. Ale twardy był - usmażył, podał, zaczęliśmy konsumpcję. Tylko jakaś dziwna ta ryba się wydała. Po krótkim śledztwie, okazało się że to wcale nie był smalec tylko... miód. Taki biały całkiem (spadziowy chyba). Trzymany w identycznych słoikach co smalec. Ryba tak czy inaczej zjedzona została (chyba nawet dość dobra była), a ja do dziś nie wiem, jakim cudem ta sztuczka się udała.

by Giuseppe_123

Próbowałeś eksperymentów w kuchni? Robiłeś jakieś dziwne drinki od widoku których innym robiło się mdło? Jeśli tak - to klikaj tu i ślij do mnie. W jako temat wpisz SAM GOTUJĘ!

Uwaga! Znaczek @ widnieje przy nickach osób, które jeszcze nie mają konta na tej najlepszej stronie na świecie!

Oglądany: 40344x | Komentarzy: 13 | Okejek: 133 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało