Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kobieta mnie bije, czyli wrestling po boliwijsku

53 668  
162   13  
Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej zawsze mieli słabość do sportu zwanego „lucha libre”, u nas bardziej kojarzonego pod nazwą „wolna amerykanka”.

Zamaskowane gwiazdy zapasów w stylu wolnym stają się dla swoich fanów obiektem najszczerszego kultu. Jak się okazuje nie tylko zwaliści mężczyźni sieją postrach na południowoamerykańskich ringach. Ku uciesze boliwijskiej gawiedzi, o prawa do zakładania dźwigni, rzutów na matę i duszenia przeciwnika upominają się równie zwaliste kobiety.
El Alto, drugie co do wielkości miasto w Boliwii, położone jest na wysokości czterech kilometrów nad poziomem morza. Bieda aż piszczy. Spośród miliona mieszkańców El Alto za szczęśliwych uważać się mogą ci, którzy znajdą zatrudnienie w położonym nieopodal La Paz – stolicy Boliwii. Inni zajmują się handlem pirackimi płytami DVD, zabawkami oraz pamiątkami. Najbiedniejsi usiłują związać koniec z końcem jako tragarze, uliczni sprzedawcy ziół lub żebracy. W tych warunkach zrodził się przedziwny pomysł na dochodowy biznes, który pozwoli mieszkańcom ubogiego miasta na chwilę oderwania się od trudów życia codziennego.


„Cholitas luchadoras” to kobiety odziane w tradycyjne, andyjskie szaty, które wzorem najprawdziwszych zapaśników, pośród ogłuszającego ryku żądnej wrażeń publiczności, okładają się pięściami, ciągną za długie warkocze, skaczą na siebie lub też rozbijają sobie na głowach plastikowe krzesła.


Największymi gwiazdami kobiecego wrestlingu są dwie panie. Claudina, która niczym bohaterka najbardziej łzawej telenoweli zawsze wciela się w postać złej do szpiku swej boliwijskiej kości jędzę, dla której obce są wszelkie zasady fair play. Yolanda z kolei to kobieta o gołębim sercu, która walczyć będzie do końca w imię dobra, szlachetności i świeżego oddechu.




 
Za walczącymi babami stoi pasjonat wrestlingu, Juan Mamani, na co dzień pracujący w małym sklepie z serwisem elektronicznym. Część swoich zarobków włożył w zbudowanie w swym domu ringu zapaśniczego, gdzie szkoli swoich podopiecznych. Dobrze wyćwiczony zawodnik trafia na maty, gdzie daje popis swych umiejętności przed dużą publicznością. Za jedną stoczoną walkę każdy z wrestlerów zgarnia od 20 $ do 30 $, co dla mieszkańców Ameryki Łacińskiej wcale nie jest małą kwotą. Największym marzeniem Mamaniego jest założenie własnej, profesjonalnej szkoły „lucha libre”.

Początkowo Juan Mamani chciał aby na ringu toczyły się walki karłów. Jednego takiego zawodnika sprowadził nawet z Peru. Jednak to walczące kobiety, ubrane w wielowarstwowe suknie i kapelusze wywołały większy aplauz wśród przybywających do sali widzów.


Interes kręci się całkiem nieźle. Co niedzielę na plastikowych krzesłach nieogrzewanej sali Multifunctional Center zasiadają setki osób, które za tę czterogodzinną galę zapasów płacą równowartość jednego dolara.


Zapaśniczki są przedstawicielkami Indian Aymara - jednej z najliczniejszych andyjskich grup etnicznych. W Boliwii, Peru i Chile żyje dziś ponad dwa tysiące przedstawicieli tego ludu. Tereny Ameryki Południowej zamieszkują oni od ostatnich dwóch tysięcy lat. Grupa ta jest znacznie starsza niż kultura Inków, która podbiła tereny Aymarów w piętnastym wieku.


Zapaśniczki nie walczą jedynie między sobą. Nierzadko stawić muszą czoła zamaskowanym wrestlerom. Interesujące jest to, że w boliwijskich walkach zawsze jest wyraźny podział między dobrym zawodnikiem, a jego złowrogim rywalem.




Kiedy po kilkugodzinnym show emocje już opadną, a nażarta popcornem publiczność zaspokoi swe prymitywne potrzeby i z wyrazem błogiego zadowolenia oddali się w kierunku swoich hacjend, zawodniczki zmieniają swe ubrania, opatrują rany i dzierżąc ciężko zarobione pieniądze wracają do domów, gdzie wśród mężów i dzieci  czeka na nie zasłużony odpoczynek. Muszą zebrać siły - w ciągu tygodnia znów trzeba poddać się morderczemu treningowi, aby w następną niedzielę skopać komuś tyłek pośród euforycznego jazgotu setek wiernych kibiców.

https://www.youtube.com/watch?v=4CjDyU5WPk4



Czy nie byłoby dobrym pomysłem przeszczepienie tego typu atrakcji na nasz polski rynek?

Wiejskie dyskoteki zamienione zostają na wielkie areny, gdzie o tytuł złotej ropuchy walczyć dziś będzie reprezentantka Mazowsza oraz przedstawicielka Kaszubskiego Związku Zapaśniczek Polskich.

Nie... to chyba nie przejdzie.


Oglądany: 53668x | Komentarzy: 13 | Okejek: 162 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało