Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXXVI

34 761  
173   30  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś, z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania, i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

POSTRASZYŁY KOLEŻANKĘ

Gdy miałam 7 lat wpadłam razem z moją młodszą o 2 lata przyjaciółką na idealny pomysł. Miałyśmy taką koleżankę z ostatniego piętra, która wszystkiego się bała, więc zaprosiłyśmy ją na wspólne zabawy Lego. Moja przyjaciółka (bo u niej się bawiłyśmy) miała cudną meblościankę, wymyśliłyśmy historię o potworze żyjącym za tą meblościanką, oczywiście starałyśmy się udowodnić jego istnienie poprzez udawanie jego głosu i innych takich, muszę przyznać, że szło nam całkiem nieźle.
Później starałyśmy się wyciągnąć tego potwora. Złapałam więc koleżankę za ramiona i ciągnęłyśmy za ten uroczy mebel. Byłoby cudownie gdyby nie fakt, że w pewnym momencie puściłam koleżankę i wpadłam głową na kaloryfer. Siedziałam pod tym kaloryferem przez 15 minut, do czasu gdy moja mama zapukała do przyjaciółki, że mam wracać do domu. Po moim wstaniu usłyszałam ciche jęknięcia obecnych w pokoju i 1000 pytań czy się dobrze czuję, jak zwykle uśmiechnięta stwierdziłam, że nic mi nie jest i złapałam się za tył głowy (miejsce zetknięcia mojej głowy z kaloryferem) i wtedy zobaczyłam krew. Mama mojej przyjaciółki wzięła mnie do łazienki i zaczęła spłukiwać mi ranę, gdy jakoś udało jej się oczyścić ranę wysłała mnie do mojego mieszkania znajdującego się naprzeciw jej mieszkania. Oczywiście nie zgodziłam się na przejażdżkę do szpitala w celu zszycia rany. Więc 5 godzin moja mama zmieniała mi co 2 minuty plaster. Do dziś mam bliznę i na zmianę ciśnienia boli mnie tył głowy.

by Bluemotylica @

* * * * *

POMŚCIŁ RYBKĘ

Miałem wtedy ok 12 lat. Pewnego pięknego dnia moja rodzinka zbierała się do wyjazdu na wczasy. W domu mieliśmy akwarium z rybkami i pech tak chciał, że tuż przed wyjazdem moja mama stwierdziła, że jedna z rybek została zjedzona przez inne. Nie zastanawiając się postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Zacząłem walić pięścią w akwarium. Przy drugim walnięciu pękło. Woda zalała połowę pokoju, wyjazd opóźniony o 2 godziny, moja ręka ozdobiona 5 cm raną na nadgarstku. Na szczęście obyło się bez wizyty w szpitalu.

by Dyinggod

* * * * *

JAMNICZEK

Gdy miałam trzy lata, byliśmy z rodzicami u wujostwa. Wujostwo mieli jamnika, który średnio tolerował dzieci, a którego ja uwielbiałam i chciałam dla niego jak najlepiej. Widząc, że jamniczek oparł się łapkami o dolną szafkę w poszukiwaniu swojego przysmaku- żółtego sera, postanowiłam mu pomóc. Ale nie tak, żeby można mi było zarzucić, że mu dałam. Chwyciłam psa za uszy i usiłowałam podnieść do góry. Blizny od ugryzienia na policzku mam do dziś i nigdy nie zapomnę szoku i bólu, gdy moją ranę polano spirytusem.

RACUCHY

Dokładnie rok później byłam u babci. Zwózka siana i te sprawy. Wracamy koniem zaprzężonym do furmanki, siedząc na samym szczycie. Kuzyni widząc, że babcia usmażyła racuchy, zsunęli się z sianka i dawaj do kuchni. Ja, jako że nie chciałam, żeby zostały mi same resztki, postanowiłam zrobić to samo. Do tej pory nie wiem jak dokładnie znalazłam się pod wozem, widząc kopyta i koło sunące w moją stronę. Jedyne, co mi się stało, to to, że miałam naderwane ramię, jak matula z babcią pociągnęły mnie z prędkością światła za nią, odsuwając śmierć na jeszcze jakiś okres czasu.

LAURKA

Lat mając cztery i pół siedziałam na kuchennej, drewnianej rogówce, kredkami kreśląc laurkę dla matuli mojej kochanej. Gdy w końcu, zadowolona z efektu, usłyszałam, że kobieta ta wchodzi do mieszkania postanowiłam opuścić miejsce zbrodni. Jako że jak zwykle stół przysunęłam maksymalnie do siebie, jedyny sposób na wykonanie zadania to było przejście po siedzisku rogówki. Niestety, zapomniałam, że leżą tam kredki. Efekt? Uderzenie z rozpędu w kant rogówki twarzą. Do tej pory widać bliznę biegnącą od mojego lewego kącika ust w dół, tak do połowy brody.

POWRÓT Z PRZEDSZKOLA

Mając lat pięć wracałam z kolegą z przedszkola, oczywiście, jak to kwiat polskiego dziecięctwa, biegiem. Pokonywaliśmy już ostatni odcinek drogi w pełnym pędzie, gdy nagle kolega krzyczy, żebym skręcała. Skręciłam. Przywalając z rozpędu w mur. Efektem były okulary nadające się na złom, kawałki szkła w łuku brwiowym i wielokolorowe siniaki.

KANAŁ SAMOCHODOWY

Dwa lata później bawiłam się na samochodowym kanale. Betonowym, na który się podjeżdża trochę większymi pojazdami, aby zbadać ich wnętrzności. Akurat stał na tym kanale samochód stosunkowo niewielki, bowiem był to VW Jetta bodajże. Okrążając go, odchyliłam się do tyłu, żeby nie zahaczyć o lusterko. Chwilę później poczułam silne uderzenie. To ziemia wstała i złamała mi żebra.

TAKI NIBY NISKI MUREK, A...

Koniec roku szkolnego, trzecia klasa podstawówki. Został mi do zaliczenia tylko test poprawności językowej, na ostatniej lekcji. Wyszłam na przerwę pobawić się z koleżanką. Dookoła szkoły był niski, betonowy murek. Przeskakując z nogi na nogę to wskakiwałam, to zeskakiwałam z murka. Nagle czuję, że moja kostka się ugina i chwilę później leżę na ziemi. Test napisałam. Ale na zakończenie roku szkolnego przyszłam w gipsie z pękniętą kością kostki.

SKOK PRZEZ KOZŁA

Niecały rok później zaliczałam skok przez kozła. Przymierzyłam się do skoku, hop, siuuuup... Ręce są na koźle, lecę jak powinnam, gdy nagle, w ramach pomocy, nauczyciel pociąga mnie za lewy łokieć do przodu. Efekt? Prawa ręka podwija się, nadgarstek strzela tak, że słychać w szatniach. Ręka złamana w nadgarstku w dwóch miejscach. Co ciekawsze, chirurg, który mnie przyjmował był chyba w stanie wskazującym na spożycie, bowiem przez tydzień uparcie twierdził, że ręka jest w jak najlepszym stanie, jedynie potłuczona. Po czym inny lekarz stwierdził, że chirurg jest idiotą i wsadził mi ją do gipsu na dodatkowy miesiąc.

KRAJALNICA

Kolejna klasa podstawówki. Zaoglądawszy się w jakimś filmie, zorientowałam się dopiero o godzinie 23, że jestem głodna. Matula widząc, że wędruję do kuchni poprosiła mnie zrobienie jakiejś tam kromeczki. Ukroiłam jedną kromkę chleba na krajalnicy i przypomniało mi się, że jeszcze mama chciała. Bez ogranicznika kroję jeszcze raz. Czując niewielki opór przestałam i przyjrzałam się podejrzliwie czerwieniejącemu chlebowi. Nagle, czując narastające podniecenie i promedyczne zapędy, obejrzałam palec. Widząc zwijający się, przecięty nerw i leciutko nadciętą kość wydałam nieprofesjonalny przytłumiony pisk i poszłam do tatusia. Ten spanikował i natychmiast zawiózł mnie na pogotowie, razem z wystraszoną mateczką. Tam lekarz, nie wiedząc, że znieczulenie miejscowe też musi mieć chwilę na działanie wstrzyknął je, a potem zaczął natychmiast szyć, co skończyło się omdleniem. Łącznie szwów było chyba 7.

NA LEKCJACH WF TEŻ NIE MA LEKKO

Lekcja WF-u, ostatnia klasa. Przechodząc przez salę gimnastyczną nagle poczułam silne uderzenie. Jedyne, co następnie pamiętam, to gabinet dyrektorki i miękki skórzany fotel, a później wnętrze karetki. Cóż to było? Wstrząs mózgu spowodowany uderzeniem pięciokilową piłką lekarską.

ZAZDROŚĆ - OKROPNA RZECZ

Biegi przełajowe, koniec podstawówki. Wyprzedzając koleżankę, nie zauważyłam grymasu zazdrości na jej twarzy. Parę sekund później poczułam solidny kopniak w podeszwę, który skończył się twardym lądowaniem na chodniku końcowego odcinka. Zwichnięta i stłuczona ręka i mikro kawałek szkła w czole.

ZLEWOZMYWAK

I już gimnazjum. Remont. Bawiąc się z psem, nie zauważyłam kantu nowego zlewozmywaka. Jakżeby inaczej - niezabezpieczonego. Efekt? Zlewozmywak zrywa mi kawałek skóry milimetr poniżej kącika oka. Bardzo jasna blizna o trójkątnym kształcie jest do dzisiaj.

TOR PRZESZKÓD

Koniec tego samego roku szkolnego i test sprawnościowy. Test kończył się torem przeszkód, który trzeba było pokonać jak najszybciej. Ostatnia była szarfa. Przełożyłam ją tak, jak trzeba było, i pobiegłam do mety. Nie zauważyłam jednak już woreczków z grochem. Poślizgnęłam się na jednym. Znów chrzęst był wyraźnie słyszalny. Skręcona lewa noga w stawie skokowym z lekkim naderwaniem i pęknięciem torebki stawowej oraz wypływem mazi. Gips do kolana.

ZAKUP KSIĄŻEK

W wakacje postanowiłam udać się do biblioteki w celu zakupienia podręczników szkolnych na kiermaszu. Schodząc po kamiennych schodach, nie zauważyłam nierówności. Kolejny raz skręcona noga, tym razem prawa.

REALISTYCZNY SEN

Te same wakacje, wycieczka z tatą do pracy. Śpiąc na górnym łóżku samochodu ciężarowego nie zabezpieczyłam się siatką. Nie wiadomo dlaczego tej nocy miałam bardzo realistyczny sen o spadaniu, zakończony przeszywającym bólem w żebrach. Tak, znów je złamałam.

RYCERZE (A RACZEJ RYCERKI)

Następne wakacje. Ja i koleżanka, wciąż czując się dziećmi, a także średniowiecznymi rycerzami, fechtowałyśmy dwoma grubymi patykami w środku lasu. W pewnym momencie koleżance obsunęła się ręka i nie trafiła w płaz miecza, a w rękojeść. Właściwie to w osłaniającą rękojeść moją rękę. Efekt - wybity środkowy palec.

ZAPARZYŁA HERBATĘ

Urodziny tatusia, klasa ostatnia już gimnazjum. Parząc zieloną herbatę w imbryku, zauważyłam, że sitko jest dość krzywo i liście mogą wpaść do esencji. Nie przerywając lania wrzątku poprawiłam toż sitko. Lejąc sobie oczywiście po grzbiecie dłoni wodę. Uczucie chwilowego chłodu zastąpiło uczucie przypiekania żywym ogniem. Następnego dnia dowiedziałam się, że jest to oparzenie drugiego stopnia. Parę blizn na grzbiecie lewej dłoni jest nadal.

TAKI NIEWINNY KAWAŁEK METALU

Wakacje tego samego roku. Niechcący nadziałam się na kawałek metalu wystający z placu budowy. Efektem było poprawienie pozostałej blizny po bójce z podstawówki i nadanie jej kształtu błyskawicy. Tak, tak. To ja jestem Harry Potter, tylko w żeńskim wydaniu i z blizną na ramieniu.

MISTRZYNI GLEBY

Liceum, pierwsza klasa profilu biologiczno-chemiczno-usportowionego. Lekcja chemii była wtedy pierwszą. Wpadłam do klasy w kozaczkach oblepionych od spodu śniegiem, zasiadłam w pierwszej ławce i powoli się zaczęłam rozbierać. Gdy usiadłam na krześle, pani profesor poprosiła mnie o przyniesienie z zaplecza kilku odczynników do robienia mozaiki na skórze (silnie żrących kwasów). Ochoczo wstałam i nagle sekundę później leżę na ziemi. Śnieg na kozaczkach sprawił, że się pośliznęłam przy samej ławce i uderzyłam głową w ścianę. Koleżanka opowiadała później, że wyjątkowo komicznie wyglądało, kiedy wstałam, a chwilę później zniknęłam. Do teraz mówią czasem na mnie Mistrzyni Gleby.

STÓŁ

Druga klasa, otrzęsiny. Koleżanka niechcący opuściła stół, który niosłyśmy na dwór dla pognębienia pierwszaków, na moją rękę. Ręka miała leciuteńko pękniętą kość i była jakimś cudem zwichnięta. Sinizna przez długi czas i opaska usztywniająca.

WESELE KUZYNA


Ta sama klasa, wesele kuzyna. Bawiąc się dobrze na oczepinach, pośliznęłam się w biegu ku ławce na metalowych obcasikach. Dodatkowo "pomocna dłoń" zazdrosnej dziewczyny innego kuzyna sprawiła, że wylądowałam pod ławką, a na dodatek kopnięto mnie obcasem w twarz. Kolano miałam spuchnięte i sine trzy tygodnie, a bliznę po pękniętej wardze czuję nadal.

Od redakcji: Dziewczyno, żyjesz jeszcze?

by Villemo_is @


Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 34761x | Komentarzy: 30 | Okejek: 173 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało