Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Szkoła gotowania i przetrwania XI

54 114  
184   9  
Kliknij i zobacz więcej!Jedno jest pewne - przenigdy nie gotuj tak, jak bohaterowie poniższych opowiadań. No, chyba, że kogoś wyjątkowo nie lubisz, a ten ktoś poprosi Cię o coś do zjedzenia...

Wstyd mi do tej pory troszeczkę. Jakieś 4 czy 5 lat temu zeszłam się z moim aktualnym byłym, no i kiedy przyszedł do mnie do domu po raz pierwszy, postanowiłam mu ugotować coś do jedzenia. A że nie bardzo chciało mi się, bo nie umiałam, a nie umiałam, bo mi się nie chciało, zaserwowałam mu obiad składający się z trzech dań:
-zupka chińska
-jakiś makaron instant czy coś
-a na deser słodka chwila.
Wszystko gotowe w kilka minut! Chyba nie muszę mówić, że odbijało się cokolwiek nieprzyjemnie... O dziwo, nie zniechęcił się, tylko dość długo mi to potem wypominał.

Pacholęciem zaś będąc fascynowało mnie jak mama przyprawiała potrawy.
W związku z tym zrobiłam kiedyś potworną "zupę", do której wrzuciłam wszystkich przypraw po trochu (bawiąc się przy tym sycząca sodą polewaną sokiem z cytryny - jaka frajda!), czyli woda + sol, pieprz, majeranek, gałka muszkatołowa, imbir, papryka słodka i ostra, lubczyk, goździki itp. itd. Kiedy tato wrócił z pracy, pochwaliłam się przed nim moim kunsztownym posiłkiem i powiedziałam, że to dla niego, chociaż dobrze rozumiałam, że takiego świństwa nie ruszy. Ruszył... I się oblizywał.

by Kycia

* * * * *

Kiedy byłem mały i zostawałem sam w domu często zdarzało mi się poczuć małego głoda. Niestety w tamtych czasach nie mogłem liczyć na jogurciki i inne dziwactwa, więc maluchem będąc sam musiałem sobie coś przygotować. W zasięgu moich rąk był jedynie sam chleb. Lodówki nie udawało mi się otworzyć. Pamiętając jednak o żelaznej zasadzie suchego chleba się nie je zacząłem sznupać i poszukiwać rzeczy nadającej się do połączenia z kromeczką. Wybór padł na butelkę przyprawy w płynie - maggi. Pochlapana kromka okazała się bardzo smaczna. Od tej pory, gdy tylko zostawałem sam w domu przychodziła pora na kromeczkę maggi.

by Burgund

* * * * *

Jako, że mieszkam na pewnym zapupiu na obrzeżach miasta i niejednokrotnie musiałem wracać na piechotę z imprezy do domu (15-90 minut zależnie od odległości i stanu) to często po drodze robiłem się głodny a, że monopolowy 24h na ogól niewiele ma do zaoferowania to często eksperymentowałem z zupkami chińskimi. Otóż jest kilka metod, które dopracowywałem do perfekcji.
Pierwsza to oczywiście "z woreczka": pognieść, wsypać, wlać (choć to żółte w woreczku nie zawsze można nazwać płynem...), wymieszać i smacznego.
Druga to metoda "na wafla": wyjmujemy z woreczka (nie wyrzucamy go!) cały makaron starając się go nie złamać (jeśli tak jednak się stanie to nic straconego! Wkładamy go z powrotem do woreczka (który zachowaliśmy) i wracamy do metody pierwszej), bierzemy przyprawę, posypujemy naszego wafla i "polewamy" tym żółtym czymś. Metoda ta czasem nosi również nazwę "na zapiekankę".
O trzeciej metodzie powinienem nie wspominać, bo nikt jej praktycznie nie stosuje. Polega ona na tym, że makaron po pognieceniu wrzucamy do miseczki, dodajemy przyprawy i to żółte, zalewamy wodą i po odczekaniu konsumujemy. Doskonale smakuje szczególnie wtedy gdy do środka wrzucimy kawałek sera topionego i rozmieszamy.

Kiedyś u kumpla na imprezie nie było co jeść (dziwne, nie?) więc jako, że wśród znajomych uchodzę za kucharza wybitnego (umiem zrobić jajecznicę nie niszcząc przy tym więcej niż połowę jajek) to postanowiłem zrobić pieczywo czosnkowe.
Wylałem na patelnię trochę oleju, położyłem na tym 4 kromki chleba i z braku czosnku posypałem wszystko czosnkiem granulkowanym czy jakoś tak (takie sypkie o smaku czosnku). Ogólnie sam zjadłem pół a reszty nawet pies nie tknął. Chyba w tych restauracjach jakoś inaczej to robią...

by Elfik17 @

* * * * *

Kiedyś naszła mnie ochota na zrobienie sobie sałatki. Okazało się bowiem że mam coś takiego jak sałatka meksykańska z puszki. Szczęśliwy że owe cudo znalazłem ochoczo zabrałem się do przyrządzania. Ale wiadomo jak to na studenckiej stancji, czegoś zawsze brakuje. Postanowiłem się nie przejmować, a wręcz przeciwnie - byłem zadowolony brakiem ziemniaków czy jajek potrzebnych mi do sałatki (co za czubek to będzie obierał, mył, gotował czy czekał aż wystygnie). Owe cudo otworzyłem (następny plus emopuszek do których nie potrzeba otwieracza i wsypałem do miski (wyobraźcie sobie że czystej). Następnie zostałem zmuszony poszukać w lodówce coś na kształt majonezu, co by zaprawić owe cudo. Okazało się niestety że nikt z towarzyszy nie kupił owego specyfiku. Z braku laku wybrałem ketchup. Konsystencja podobna tyle że kolor jakiś taki... okresowy. Więcej szczęścia miałem z musztardą , chociaż. Na półce stała jakaś węgierska, cholernie ostra!
Postanowiłem owe cudo jeszcze przyprawić, ale kto by się bawił w "trochę pieprzu", "trochę soli", ogólnie lepiej mixa wsypać, wiec "trochę vegety" wystarczy. Po wymieszaniu owego cuda stwierdziłem, że wygląda to jak wymiociny mojego kumpla, który ponoć(?!) nie jadł makaronu... Ale stwierdziłem że wygląd się nie liczy tylko smak... Gorąco nie polecam.

by Oldsevil

* * * * *

Grill na tarasie w akademiku. Koledzy kupili taki mały, jednorazowy grill (głęboka aluminiowa tacka z węglem przykryta siatką imitującą ruszt) i kawał mięcha. Pół godziny czekali cierpliwie, ale mięsko nie chciało się porządnie upiec. Wstawili więc grilla do gorącego piekarnika, co znacznie przyspieszyło proces pieczenia. Przez najbliższy tydzień wszystkie potrawy pieczone w piekarniku miały przyjemny zapach brykietów.

by Myshack

* * * * *

Jako dziecko słynęłam z dziwacznych połączeń smakowych. Kanapka ze szprotem w oleju posypanym cukrem, ser żółty z miodem... A do legend rodzinnych przeszła opowieść o makaronie z sosem obficie posypanym malinami i cukrem.

W liceum mieszkałam w internacie przy szkole i tam na kolację dawali czasami rzeczy smaczne inaczej. Pewnego razu była to wyjątkowo paskudna majerankowa kaszanka. Mimo głodu nie szło tego zjeść. Dopiero dodanie do niej dżemu truskawkowego poprawiło smak na tyle, że dało się przełknąć.

Tak mi zostało do dziś, uważam, że mieszanka rzeczy jadalnych powinna być jadalna, aczkolwiek udało mi się raz przegiąć. A było tak: zasiedziałam się przy kompie, godzinę uświadomił mi dopiero dźwięk samochodu męża podjeżdżającego pod dom. A obiadu nie ma. Mięso zamrożone. Szybki rzut oka na lodówkę: wędzona makrela. Obrałam rybę, pokruszyłam na kawałki, w misce zrobiłam sporą porcję kaszy kuskus. Wrzuciłam do niej (jeszcze ciepłej) rybę, ser żółty pokrojony w kostkę, pieprz, majonez - mdłe, dodałam więc jeszcze kiszonego ogórka i na stół. To było straszne, po prostu stawało w gardle.

by Asiagor @

* * * * *

Była wtedy małym dziecięciem, więc znam to z opowiadań rodziców. Mama pojechała do szpitala rodzić mi brata, ze mną i starszym rodzeństwem został tato - mistrz gotowania. Niestety, tak mu się tylko zdawało. Dobrze że babcia w porę przyszła nad odwiedzić. Zaglądnęła do kuchni w momencie, kiedy ojciec mruczał pod nosem "co z tym grysikiem, do cholery?!" - Okazało się, że do mleka zamiast grysiku wsypał bułkę tartą... "Bo są takie podobne!"

by Ankasz

* * * * *

Kiedyś postanowiłem poeksperymentować w kuchni. Jako że nie było żadnego mięska na kotlety wpadłem na pomysł żeby je zrobić z czegoś innego... Długo się nie zastanawiałem i w ruch poszły jabłka i pomarańcze. Ładnie potarte, woda odlana, bułka tarta jajeczko, wszystko pięknie tylko coś się jednak nie chciało trzymać na tej patelni. Kotleciki pochłonęły z 300ml oleju i były średnio apetyczne.

by Glue

Próbowałeś eksperymentów w kuchni? Robiłeś jakieś dziwne drinki od widoku których innym robiło się mdło? Jeśli tak - to klikaj tu i ślij do mnie. W jako temat wpisz SAM GOTUJĘ!

Oglądany: 54114x | Komentarzy: 9 | Okejek: 184 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało