Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLX

32 691  
66   4  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

SPRAWDZIŁ

Był rok chyba 1976 byłem małym 7 letnim szkrabem, który się dopiero co przeprowadził do bloku z domu dziadków. Mój dziadek - cieśla, robił usprawnienia w naszym mieszkaniu oraz w piwnicy. Lubiłem patrzeć jak on to robi - zresztą jak większość dzieciaków płci męskiej. Ale jak to maluch zaczęło mi się szybko nudzić, i wpadłem na pomysł, że może sprawdzić co moi sąsiedzi mają w piwnicach. I tak sobie chodziłem od drzwi do drzwi, jednak jeden z sąsiadów miał zasłonięte drzwi kotarą zrobioną z kapy i za nic świecie nie szło jej odsunąć by sprawdzić co się kryje za zasłoną. Pomyślałem więc, że może zapałkami mi się uda rozjaśnić na tyle, że zagadka się rozwiąże. Niewiele myśląc wziąłem bez wiedzy dziadka zapałki i pobiegłem pod wspomniane drzwi. przyłożyłem zapałkę do zasłony.
I stało się. Najpierw powoli się zaczęła jarzyć, ja przerażony zacząłem dmuchać myśląc że to zgaszę, jednak zamiast tego zaczęło się to mocniej palić i za chwilę cała zasłona stała w płomieniach, a dym gęsty wydostawał się na klatkę schodową. próbowałem jeszcze zerwać zasłonę ale tylko poparzyłem rękę i tylko szybkiej i zdecydowanej reakcji mojego dziadka nie doszło do poważniejszego pożaru i większych strat, a dla mnie poza lekkim poparzeniem zakończyło się na strachu. jednak do zapałek nie zbliżałem się przez dłuższy czas

by Mjr691 @

* * * * *

JECHAŁA - BYŁO ŹLE, ZSIADŁA...

Wakacje, jak co roku spędzałyśmy z siostrą u kuzynostwa na wsi. Ja miałam wtedy jakieś 10 lat, siostra 8. Kuzyn dostał zadanie pojechać na łąkę i "przepalować" krowy. Wziął rower i kazał mi siąść na bagażniku, żebym mogła pojechać z nim. Moja siostra też chciała, ale stwierdziła, że zrobi sobie sprint i pościga się z nami. I było tak: kuzyn na rowerze, ja na bagażniku, siostra biegnie obok. Do łąki prowadziła droga, którą wyprowadzało się krowy na tą łąkę. Droga kończyła się prawie przy bajorku, z którego krowy piły wodę. Wystraszyłam się, że kuzyniak nie da rady ze mną wykręcić i wpadniemy do bajora. Wymyśliłam sobie, że zeskoczę w biegu z bagażnika i będzie OK. Byłoby OK gdyby nie fakt, że zahaczyłam o jakiś wystający drut na bagażniku. I było tak: kuzyn na rowerze ciągnie mnie zaczepioną o bagażnik, siostra biegnie obok i nic nie widzi, nie słyszy pomimo moich krzyków. Efekt? Nic sobie nie zrobiłam, ale cała byłam umazana w krowim łajnie... Bo tamtędy krowy się wyprowadzało i nikt mi nie chciał pomóc pleców umyć. Od tamtej pory unikam bagażników rowerowych.

by Casica

* * * * *

NIESZCZĘŚCIA CHODZĄ STADAMI

Pewnego pięknego dnia, pojechaliśmy na wycieczkę rowerową z bratem, który jest ode mnie 10 lat starszy. Miałem w tedy może 8 lat. Ja jechałem na malutkim składaczku, a że mój brat zawsze był wyrośnięty, (w tej chwili ma 2m) to rodzice kupili mu pięknego nowiutkiego górala. No więc jedziemy sobie wałem przeciw powodziowym i mój brat wpadł na pomysł żeby się ścigać. Ja pełen odwagi pochwyciłem pomysł i poszliśmy jak 2 strzały. Niestety napotkałem trudność w jeździe i musiałem patrzeć zaraz pod koła... Zobaczyłem tylko pół metra przed sobą latarnie... Po chwili się ocknąłem. Jako że stwierdziłem że nic mi nie ma pojechaliśmy dalej widzimy taki mały podjazd ale dość stromy. No to brat wyjeżdża ale stanął w połowie. No to ja jadę jadę i zacząłem się cofać. Zdezorientowany po hamulcu... Szkoda że miałem tylko tylny. No i na plecy.... Rowery wyprowadziliśmy pod górkę, a tam po prawo ciekawy zjazd... Brat zdygał no a ja musiałem spróbować. Słyszałem tylko jak brat krzyczy "HAMUJ!!!!" niestety podniosło mi tylne koło. Przód napotkał kamień i zrobiłem w powietrzu 2 obroty i wylądowałem w dzikich malinach i pokrzywach. Po całym wydarzeniu zostały mi tylko podarte palce.

by Sargonos

* * * * *

PRZECIERA NOWE SZLAKI

Gdy byłem w pierwszej klasie szkoły średniej na lekcji W-F skakaliśmy w skok w dal. Skacząc rozpędziłem się i krok przed wyskokiem moja lewa noga zahaczyła o prawą i się wywróciłem na twarz na piasek. To było straszne, a wuefista do mnie podchodzi i mówi:
- To był taki pierwszy przypadek w naszej szkole!

by Master-gamer @

* * * * *

SAMARYTANKA W OPAŁACH

To było jak miałam jakieś 14 lat. Mieszkam parę km od miasta w domku, więc paru znajomych z miasta postanowiło mnie odwiedzić rowerami. Przegadaliśmy parę godzinek ale trza było im wracać. Postanowiłam że pojadę z nimi kawałek, zresztą mama kazała mi proszek kupić w wiosce obok. Pojechałam, pożegnałam kumpli, kupiłam proszek no to wracam. Jadąc na moim przepięknym góralu kątem oka zauważyłam coś w rowie. Myślałam że to może jakiś biedny kotek potrącony czeka na pomoc więc zaczęłam zawracać na ulicy. Jakoś nie pomyślałam że może jechać jakieś auto za mną. Samochód był, jechał jakieś 90 km/h. Auto próbowało mnie wyminąć, więc uderzyłam je w drzwi od pasażera. Wyleciałam w powietrze jak z procy (myślałam że lecę jakieś 30 m w górę, ale wysokość była oczywiście sporo mniejsza) i walnęłam w asfalt. Rower też poleciał, tylko że wpadł pod to auto i został przejechany. Biedny kierowca był bardziej przerażony ode mnie. Odwiózł mnie do domu, gdzie mama wpadła w histerię (miałam olbrzymiego siniaka nad brwią), ale zawiozła mnie do szpitala. O dziwo, pomimo to że walnęłam głową i kolanem w asfalt nic mi nie było (poza tym że zdarłam sobie skórę z prawego łokcia, lewe kolano tak mi spuchło że nie mogłam żadnych spodni założyć, prawego oka nie mogłam otworzyć i na miesiąc pozbawiłam się prawej brwi, bo zgoliłam ją asfaltem). Do dzisiaj kolano mam drętwe i bliznę na brwi. Jednego się nauczyłam - nie pomagać zwierzątkom.

by Noname19

* * * * *

MISTRZYNI PARKIETU

Będąc małym bajtlem praktycznie każde wakacje spędzałam u rodziny rozlokowanej w Kielcach i okolicach. Odwiedziny od jednej ciotki do drugiej, od kuzyna do kuzyna, na sam koniec zazwyczaj trafialiśmy do kolejnych krewnych mieszkających na jednym z kieleckich blokowisk. To co zawsze podobało mi się w mieszkaniu owej rodzinki to wyfroterowana do błysku podłoga, a jak wiadomo dzieci na rodzinnych spotkaniach przy kawce i ciastku się nudzą. Wpadłam więc na pomysł, że skarpetki plus podłoga mogą się równać dobrej ślizgawce, co też i niezwłocznie należało sprawdzić w praktyce. Traf chciał, iż przy którymś przemierzaniu długości pokoju krokiem rodem z lodowisk jedna ze skarpetek zahaczyła się o wystającą z parkietu klepkę a na drodze mego nader spektakularnego upadku (na moje oko był to niechybnie spalony ridberger) stał taboret.
Tego dnia poznałam dogłębnie zasadę działania dziurkacza biurowego gdy to, przy towarzyszącym głośnym huku, moja szczęka w przyspieszonym tempie oparła się o kant taboretu, a zęby zacisnęły na dolnej wardze przebijając ją na wylot. Do dzisiaj mam pod nią dwie białe blizny po przednich mleczakach.

MAGIA LATANIA ROWEROWEGO

Lat kilka później gdy na podwórku w mojej rodzinnej Zielonej Górze panowały już wszechobecne BMXy, ja dumna byłam ze swojego Wigry 3. Dnia pewnego nudząc się niemiłosiernie postanowiłam odjechać nieco dalej od mojego blokowiska i przenieść się na sąsiednie, gdzie po dziś dzien znajduje się niewysoka, lecz za to bardzo stroma górka. Nie myśląc zbyt długo, jak na naturalną blondynkę przystało, postanowiłam rozpędzić się i dokonać triumfalnego zjazdu z owej górki. Zjazd zakończył się zaraz po tym, gdy przednie koło dotknęło już krzywizny właściwej, a tylne poderwało się w powietrze, po czym magicznie rower znalazł się na mnie.
Koniec końców krokiem zhańbionych z poobdzieranymi kolanami i łokciami wracałam do domu prowadząc rower obok. Wigry, choć już nieużywany, żyje nadal i ma się dobrze, tak samo z resztą jak punkty zgięć mych kończyn górnych i dolnych.

PIŁOWAĆ CZEKOLADĘ

Parafrazując poetę - nic co masohistyczne nie jest mi obce. Dnia pewnego letniego, gdy upał doskwierał niemiłosiernie poczułam nieodpartą ochotę na czekoladę. Jako iż pozostawiona w normalnych warunkach roztopiła by się doszczętnie - przetrzymywana byla w szczelnym zamknięciu lodówki i stwardniało jej się było nieco. Stwardnienie to było na tyle silne, iż po kilku nieudanych próbach przełamania tabliczki wpadłam na genialny pomysł odkrojenia kawałka. W łapki me powzięłam nóż ostry (tak zwaną piłkę - przyp. autorka) i zabrałam się do dzieła.
Odkrojony przy okazji opuszek lewego palca wskazującego jakoś dał się przylepić i funkcjonuje sprawnie do dzisiaj, ale tamtego dnia ochota na czekoladę już mi przeszła.

by Devolish

* * * * *

BYĆ W ZGODZIE Z SUMIENIEM

Było to w okresie przed-komunijnym, prawdopodobnie starszego rodzeństwa, bo ja byłam jeszcze na to za mała. Jako wesoły i nadzwyczaj bardzo energetyczny 5-ciolatek, pojechałam na wieś do rodziny, gdzie było moje rodzeństwo cioteczne w składzie, m.in. siostra w moim i wieku i brat 2 lata starszy (wówczas dla mnie dorosły ;]). Postanowiliśmy się przejść po okolicy, gdzie natknęliśmy się pole truskawek. Chyba nie muszę opisywać jakie szczęście zabłysnęło w naszych oczach. Ruszyliśmy więc pędem na te truskawki, jednak tutaj odezwało się moje sumienie i przypomniało kazanie księdza, że zanim się weźmie od kogoś nawet najmniejszą rzecz, trzeba o to zapytać właściciela. Wytłumaczyłam rodzinie, że bozia nie będzie zadowolona z tego postępowania i poszliśmy do właściciela zapytać o pozwolenie (taak, o zebranie 2 garści truskawek z ogromnego pola). Aby dostać się do domu, trzeba było przejść przez wielkie podwórko, na którego końcu, na łańcuchu, był wielki pies. Cała historia skończyła by się całkiem udanie, gdyby nie mały szczegół- owy łańcuch, widać, był za słaby, a ja, jako dziecko, które łatwiej było przeskoczyć niż obejść, wolno biegałam. Skutkami tego spotkania były: nieokiełznany krzyk, łzy, krew tryskająca na wszystkie strony, pies najedzony ludzkim mięsem (moim k****!), panika gospodarzy, dzieci (psa pewnie również). Przez całą drogę do szpitala, żądałam, żeby mnie zabrano do mamy, bo mama ma lekarstwa na wszystko. Zszywano mnie "na żywca" a darłam się tak głośno, że gapiów przyszło co niemiara. Jako pamiątkę z tego wydarzenia mam bliznę na pół łydki, pod kolanem na udzie i ... Nienawiść do umoralniania.

by Didi_czarna @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Bonus. Jak zawsze zachowałem pisownię oryginalną, jak zawsze autora dla jego dobra nie ujawniam, powiem tylko tyle, że to naprawdę było dawno temu...


Bardzo, bardzo, bardzo dawno temu, nawet nei wiem ile mialem wtedy lat, mialem przygode a to co zrobilem bylo conajmniej glupie. Kiedys naprawde dawno temu dzwonek do mojego domu rozpadl sie tak, ze zostal po nim tylko przewod ktory na koncu rozchodzil sie na dwa mniejsze kabelki. Po ich zlaczeniu stary dzwonek dzwonil jak wczesniej. Pewnego deszczowego dnia dzwonek nie dawal spokoju i ciagle dzwonil. Starszy brat wyslal mnie zebym cos zrobil z dzwonkiem. Wyszedlem na dwor, bez butow, wzialem do reki 2 kabelki w celu odlaczenia ich od siebie. po chwili lezalem juz na ziemi nie mogac sie ruszac przez skorcz mniesni spowodowany przeplywem pradu. Krzyczalem jak moglem, az w koncu ktos przyszedl i mnie odciagnal, a juz tracilem oddech. Wszystko skonczylo sie szokiem i wypalonymi dziurami w palcach. Niezapomne tego do konca zycia. Pozdro600w

Oglądany: 32691x | Komentarzy: 4 | Okejek: 66 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało