Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLVIII

29 934  
85   7  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

BOLESNA TECHNIKA JAZDY

W pierwszej połowie lat 90-tych w Polsce zaczęły robić się popularne deskorolki i łyżworolki. Oczywiście marzeniem każdego gzika w wieku średniopodstawówkowym było posiadanie któregoś z tych zabójczych wynalazków. Długo nie trwało i stałem się posiadaczem jednej z pierwszych deskorolek w mojej niewielkiej mieścinie. Łatwo sobie wyobrazić jak wyglądały pierwsze chwile mojego obcowania z deską. Wybrałem się na uliczkę nieopodal domu - w miarę gładki asfalt, z górki i praktycznie zero ruchu kołowego, bo była to ślepa dojazdówka do szkoły. Po prostu wymarzone miejsce na rozpoczęcie nauki jazdy. Kilka odepchnięć nogą i już sunąłem z dość znaczną prędkością w dół. Oczywiście problem zatrzymania rozwiązał się naturalnie, czyli na krawężniku kończącym trasę na dole. W każdym razie lądując w miarę komfortowo na trawniku nie odniosłem żadnych większych obrażeń.
Niestety pomimo pokonania trasy kilka razy nie zaobserwowałem u siebie poprawy umiejętności - nadal jazda polegała po prostu na odepchnięciu się kilka razy, próbie utrzymania równowagi na całej długości górki i zeskoczeniu z deski, gdy zbliżał się krawężnik. Skręcać za bardzo nie umiałem, zatrzymać się też, więc przestała mnie szybko bawić taka jazda. Wówczas przyszło olśnienie w postaci pomysłu jazdy "na kolanku". Jak nietrudno wywnioskować z nazwy, technika opierała się na przyklęknięciu na jednym kolanie na desce i odpychaniu się od podłoża drugą nogą. Problem skręcania został rozwiązany przez odpowiednie przechylanie deski na wysokości jej przednich kółek. Jak hamowałem - niestety nie mogę sobie przypomnieć.
W każdym razie rozochocony świeżo opracowaną techniką objechałem sporą część okolicy w ten sposób. Przyszło w końcu zmęczenie i czas na powrót do domu - oczywiście "na kolanku". We wjeździe na podwórko był próg - wysoki na jakieś 3 cm, więc przy poruszaniu się pieszo czy na rowerze zupełnie nieodczuwalny. Przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy po prostu zapomniałem o jego istnieniu. Niestety deska o kółkach wcale nie większych od wysokości progu z tak nisko położonym środkiem ciężkości w postaci mojej skromnej osoby nie mogła po prostu pod coś takiego podjechać. Zgodnie z newtonowską pierwszą zasadą dynamiki deska zatrzymała się na progu, a ja dalej poruszałbym się ruchem jednostajnym prostoliniowym, gdyby nie grawitacja, która nieuchronnie dała się we znaki. Wylądowałem dość nieszczęśliwie twarzą na betonie. Lądowanie inną częścią ciała było niemożliwie ze względu na przyjmowaną przeze mnie wyjściową pozycję przed lotem. W rezultacie pozbyłem się kilku mleczaków (trzech jedynek, o ile dobrze pamiętam), rozwaliłem sobie dość poważnie dolną wargę (do dziś mam sporą bliznę) i zostawiłem na podjeździe sporo skóry z prawej połowy twarzy (wyglądałem dość długo po tym wypadku jak Two-Face z Batmana). O tak prozaicznych rzeczach jak doprowadzenie swoim widokiem mamy prawie do omdlenia i zakrwawienie całego domu nie będę już wspominać. Dodam tylko, że na deskę już nigdy wsiadłem, ale parę miesięcy później dostałem łyżworolki...

by Michu666 @

* * * * *

TOYOTA

Wbrew tytułowi, w historii tej nie będzie nawet najmniejszego samochodu marki Toyota. Ale do rzeczy: wszystko zdarzyło się, gdy miałem jakieś 4-5 lat. W moim pokoiku na dywanie rozłożona była kołdra, aby ochronić moją dosyć delikatną jeszcze bańkę od potłuczeń. Efekt rozłożenia jej był jednak odwrotny. O ile dobrze pamiętam, bawiłem się w lot samolotem i za cel podróży obrałem nieszczęsną kołderkę. Na pas startowy wpadłem z dużym rozpędem, zrobiłem wślizg, straciłem panowanie nad sterem i przywaliłem w kant szafki stojącej obok. Kantem tym dostałem między oczy. Wszechobecna panika w domciu, a ja nie wiedziałem, co się dzieje. No, wiedziałem tylko, że boli mnie głowa i jestem cały umazany w keczupie. Aby było śmieszniej, nie byłem u lekarza. Została tylko spora blizna między oczętami, która utrzymuje się do dziś w świetnym stanie. A skąd Toyota? Otóż dłuższy czas po wypadku odwiedził mnie mój ulubiony kuzyn (postać niezwykle cyniczna, podła i z koszmarnym poczuciem humoru). Gdy zobaczył mnie, stwierdził "no, Marek teraz może zarabiać jako żywa reklama Toyoty". Dlaczego, bo ta blizna to w kształcie litery T jest.

by MrLordi

* * * * *

SKOK ŻYCIA

Środek lata, gorąco za młodzi na piwo wiec wybraliśmy się z kolegami na przejażdżkę rowerom na górę "świnkę" znana nam z wcześniejszych lat, ale jako że byliśmy już nieco starsi (ok16 lat) wiec zajechaliśmy nieco dalej) wnet oczom mym okazała się skocznia (taka nasypana z ziemi) no wiec nie myśląc długo plan skakania sam się nasunął. Góra była stroma (oj bardzo) i miała jakieś 70 metrów. Kolega (rozsądniejszy) przed połową stwierdził ze to już za dużo a ze ja i moja fantazja, mój rower (drugi góral na osiedlu od wujka z Niemiec) nie znała granic wszedłem na sam szczyt. No to jadę (pierwszy oczywiście) najcięższa przerzutka i macham ile siły w nogach. Akcja. W chwili kiedy przednie kolo wjechało na ową skocznie (chyba tam Małysz trenował na nartach) zobaczyłem niebo no i dluuuuuuuuuugi lot. Dla porównania napisze ze pedały miałem na wysokości ogrodzenia w wzdłuż którego skakałem. Kolejny etap był nieco tragiczny ponieważ zacząłem pikować na przednie kolo. Pierwszy kontakt z ziemia, odbiłem się przednik kołem i powracałem do pozycji bezpiecznego lądowania jednak zauważyłem że przednie koło odpadło i turla się koło mnie i teraz lecę już tylko na widełki. Lot 10m, koziołkowanie 15m. Leże i słyszę kolegów - ej choć zobaczymy czy nic mu nie jest. Gdy tylko usłyszeli że żyje 30 min śmiech - "zobacz jak on się zaplatał w rower". Kostka Rubika to pikuś przy wyplataniu mnie z roweru. Koniec końców podarłem tylko koszulkę, spodnie i oczywiście przednie "koło" do wymiany. Ktoś nade mną czuwał w tym dniu. Rower do dziś leży w piwnicy, myślę ze będzie służył jeszcze moim wnukom

by Goq84 @

* * * * *

GDYBY NIE MUREK...

Niedaleko bloku, za ulicą jest taki budynek, nazywany przez wszystkich "hydrofornią". Jest on tak jakby wbudowany w górkę. I ta właśnie górka (szczególnie tuż przy ścianie) jest cholernie stroma. Kiedy miałam 13 lat, poszłyśmy wieczorem z siostrą i koleżanką się przejść i jakoś tak nas napadło, żeby zejść tamtędy. No to schodzimy powolutku, a że ja nie lubię się wlec, to zaczęłam zbiegać. Rozpędziłam się na dobre... nie było już odwrotu. Lecę w dół i w ostatniej chwili zauważyłam, że tam na dole był około 30cm murek... No to bez namysłu hop! I tu właśnie pojawił się drugi problem. Ten murek, z drugiej strony miał około pół metra wysokości, a co gorsza, prostopadle do niego był przepiękny chodnik z takich jakby cegiełek, ozdobiony potłuczonym szkłem...
Nie trudno się domyśleć, co się stało. Już w locie, moje położenie zmieniło się diametralnie. Sama nie wiem jak, ale pierwszym co dotknęło podłoża, były moje dłonie. Przejechałam na nich z metr, może dwa. Następnie zahaczyłam o chodnik okularami (i dzięki bogu, bo bym miała zdartą całą twarz!). Później poszło jak po maśle. Biustem jakoś złagodziłam upadek, jednocześnie hamując. No i na końcu padły nogi. W efekcie, leżałam około 5 metrów od tego murku, śmiejąc się jak opętana z własnej głupoty. Straty? Poobdzierane do krwi ręce (na prawym nadgarstku nadal mam ślad) i brudne ciuchy...

by Felixis

* * * * *

ŹLE WYMIERZYŁ

Było to podczas kolonii w jakiejś małej wiosce. Wtedy to opiekunowie zarządzili wyjście do lasu, aby się dotlenić. Jako że byłem dzieckiem energicznym i ciekawskim, w dorosłym wieku 11 lat, postanowiłem iść, nie tak jak wszyscy leśną drogą, tylko obok niej, w poszukiwaniu grzybów. Po jakimś czasie wędrówki zobaczyłem skrzynkę z której wystawała deska. Oczywiście, jak łatwo się domyślić postanowiłem przeskoczyć tą skrzynkę. Niestety źle wymierzyłem skok i wylądowałem na dalszej krawędzi pojemnika, która się pode mną zapadła, a druga część wystrzeliła w stronę moich nóg. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem że w desce która uderzyła mnie w nogę był około 4 cm gwóźdź. Jeszcze większe było moje zdziwienie, gdy po wyjęciu go z łydki zobaczyłem ładnie sikającą krew. Przyciskając palec do dziury w nodze powędrowałem do opiekuna i zażądałem zabandażowania nogi. Efektem całej przygody było to, że przez półtora miesiąca nie mogłem prostować nogi, przez co dosyć śmiesznie się biegało.

by Stroz14 @

* * * * *

POKAZAŁ MISTRZOSTWO WE WŁADANIU MIECZEM

Pewnego pięknego dnia dowiedziałem się, że kumpel kupił sobie replikę miecza jednoręczego. No to napalony poszedłem do niego go zobaczyć. Kumpel uparł się żeby mi pokazać czego się nauczył. Stanąłem 3 metry przed nim a On zaczął wywijać mieczem. Niestety, miecz nagle wyleciał mu z ręki i pomknął w moją stronę. Niczym Neo przed kulami w Matrixie uchyliłem się przed nadlatującym ostrzem, lecz tak jak w. wym. aktor nie byłem dostatecznie szybki. Ostrze musnęło kawałek mojej twarzy, zostawiając bliznę na brodzie. Przez kilka minut plułem krwią, gdyż okazało się, że miałem dziurę na wylot aż do jamy ustnej. Kumpel nie wiedział jak mnie przepraszać, a ja po prostu poprosiłem o chusteczkę.

by Brighter @

* * * * *

GAŁĄŹ

Gdy byłam jeszcze smarkiem, młodość spędziłam u kuzynów i dziadków na wsi. Pewnego dnia kuzyn w moim wieku (mielismy ok 12 lat) zaproponował mi, że pójdziemy na łąkę i pokaże mi swoje superanckie drzewo. Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam dość spore drzewko z dużą, grubą odstającą gałęzią. Kuzyn się na nią wdrapał i rzecze, żebym go rozkołysała. Tak też zrobiłam. Jako, że gałąź była sporych wymiarów na początku szło mi ciężko, ale ciągnęłam coraz to mocniej do dołu, aż w końcu odrywałam się z gałęzią od ziemi. Zafascynowana swoją siłą nie usłyszałam, jak kuzyn krzyczał, żebym już przestała bo coś zaczęło strzelać. Widok którego nie zapomnę do końca życia, to ja leżąca plackiem na ziemi, na mnie gałąź (ok 10 kg) a na gałęzi kuzyn (ok40kg)..Przez chwile nie mogłam złapać oddechu, ale na szczęście nic mi się nie stało.

by Yildiz

* * * * *

MECZE ŻUŻLA

Wieki temu, jak jeszcze wakacje spędzałem u babć i dziadków, miałem niesympatyczne spotkanie z rowerem. Wszyscy koledzy z podwórka mieli rowery, jakieś BMX itd. A ja, jako że mieszkałem 700km od miejsca w którym byłem w wakacje roweru własnego nie posiadałem, więc dziadek mi udostępniał swój, z tego co kojarzę to Wigry to były, tradycyjny składak. Kilkaset metrów od osiedla jednej z babć i wspomnianego dziadka jest odcinek nie oddanej drogi, circa 2,5km asfaltu i miejscami szutru, żwiru. Bawiliśmy się z chłopakami w mecze żużla. No i dajemy równo po tej drodze, a w pewnym miejscu mieliśmy zahamować (oczywiście z piskiem opon i wystawieniem nogi w lewo) i zrobić odwrót. Spoko. Problem w tym, że oni mieli BMXy, a ja składaka. A kolejny problem w tym, że chwilę wcześniej byliśmy mechanikami i naprawialiśmy motocykle. I któryś z tych głupków i odkręcił tę śrubę w ramie, tę, która trzyma rower w całości. No i... zahamowałem, wystawiłem nogę.
Rower się złożył.
Lewe kolano - strup wielkości dłoni.
Łokcie - strupy wielkości dłoni.
Rower zostawiłem na tej drodze i powoli wróciłem do domu. Po drodze pamiętam jakichś dwóch gości i kobitka grzebali coś przy polonezie. Spytałem czy mają chusteczkę i babka zemdlała.
Dziadek poszedł po rower i o dziwo go znalazł i przyniósł do domu.

by Bartek-klauzinski

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 29934x | Komentarzy: 7 | Okejek: 85 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało